Wydanie albumu „Od Humorysów do Scyzorów. Historia folkloru miejskiego w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach jest jednym z działań wpisujących się w obchody jubileuszu 90-lecia instytucji. W związku z przygotowaniem tej publikacji, jej autorzy proszą o kontakt członków kapeli Humorysy.
Kapela podwórkowa Humorysy została założona przez Henryka Morysa i Andrzeja Litwina prawie pół wieku temu. Dziś do jej tradycji nawiązuje kapela Scyzory. Jak mówi Tomasz Irski, jej opiekun i jednocześnie jeden z członków to nie zespół muzyczny, a zjawisko.
– Dlaczego zjawisko? Bo przez te dziesiątki lat nie było zespołu, który by śpiewał o Kielcach, o „Piekiełku”, o piekarni Zygmunta Pańszczyka, o Placu Artystów, o Łysej Górze. To wszystko jest kwintesencją utworów kapeli podwórkowej Scyzory, która ma przyjemność przedstawić to w najprostszych tekstach i melodiach. Nie jesteśmy muzykami tylko amatorami, traktujemy te występy jako dodatkową atrakcję. Nawiązujemy do tradycji z lat 80. XX wieku, z Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach. Kapelę pod nazwą Humorysy stworzyli Henryk Morys i Andrzej Litwin – wskazuje.
Dziś zespół tworzą: Leszek Skowron – akordeon, Włodzimierz Otwinowski – gitara, Mieczysław Armuła – bęben, Tomasz Irski – śpiew, który od czterech lat opiekuje się grupą.
Te nawiązania do poprzedników widać na debiutanckiej płycie Scyzorów, zatytułowanej „O Kielcach w Świętokrzyskiem”. Można na niej usłyszeć piosenki Humorysów w nowych aranżacjach. Niedawno światło dzienne ujrzał drugi album, zatytułowany „A Puszcza Jodłowa szumi do dziś”.
Utwory z obu krążków kapeli Scyzory można będzie usłyszeć podczas koncertu, który odbędzie się 19 stycznia, o godz. 17.00, w Sali Teatralnej WDK. Wstęp wolny.
Koncert rozpocznie obchody 90-lecia oddania do użytku gmachu Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach. Jak mówi Magdalena Fogiel-Litwinek, dyrektor WDK, historia budynku, jak i prowadzonych tu działań jest ważna, stąd m.in. pomysł na stworzenie pamiątkowej publikacji.
– Mamy prośbę i apel, iż jeżeli mają państwo jakieś wspomnienia, zdjęcia, pamiątki z działalności zespołu Humorysy, to zapraszamy do Wojewódzkiego Domu Kultury, dlatego iż tworzymy wyjątkowy album: „Od Humorysów do Scyzorów”, w którym będą wspomnienia, jak ta kapela działała kiedyś i w którym miejscu jesteśmy dzisiaj. A dzisiaj mamy świetny zespół, bardzo dobrze grający, który wydał drugą płytę. Zespół się rozwija, jest wspierany przez WDK. Mam nadzieję, iż przez całe lata będziemy mogli umilać czas mieszkańcom Kielc, będzie się pokazywał nie tylko w WDK, ale też na różnych, innych uroczystościach – zapowiada.
Tomasz Irski dodaje, iż od maja do września Scyzory planują koncertować w różnych miejscach stolicy regionu.
– Będziemy uświetniać czas nie tylko mieszkańcom, ale również turystom. Mamy już pewne doświadczenie, turyści robią sobie z nami zdjęcia, tańczą. Dla nich jest to swoista ciekawostka. Dlatego proszę nas traktować nie jako muzyków, bo są lepsi, wykwalifikowani, tylko ciekawostkę, która śpiewa od czasu do czasu dla kielczan – podkreśla i dodaje, iż trudno śpiewać o Kielcach bez tradycji i historii, stąd tak ważne jest stworzenie albumu. A tę historię najlepiej opowiadają ludzie, dawni członkowie Humorysów. Dlatego kontakt z nimi jest najważniejszy – zaznacza.
Do zespołu Humorysy należał m.in. Krzysztof Hutnikiewicz, który występował jako solista.
– Było nas wtedy 14 osób, potem zostało tylko 10. Czas piękny, my zaczęliśmy to chodzenie i koncertowanie po ulicach. Na każdym osiedlu byliśmy, graliśmy, ludzie nam choćby rzucali pieniądze, kwiaty. Graliśmy na zamówienie, jak świętowali kolejarze, to Humorysy grały „Kolejarskie tango”, a Scyzory grają „Świętokrzyskie tango”. Byliśmy trzecią kapelą amatorską w Polsce, w Łodzi zdobyliśmy trzecie miejsce wśród amatorów, po Gdańsku i Łodzi. Wówczas byliśmy ewenementem. Ten czas, w którym byłem członkiem tego zespołu wspominam bardzo dobrze. Wiem, iż wiele osób z tego pierwotnego składu już umarło, ale są jeszcze ci, co żyją – zwraca uwagę.
Wiesław Zasada ma 83 lata, jak mówi, do Humorysów dołączył w drugiej połowie lat 70. XX wieku.
– Kolega, z którym pracowałem w zakładzie energetycznym grał w grupie na trąbce, powiedział mi, iż pan Morys potrzebuje solisty do zespołu. Zgłosiłem się, zaśpiewałem jedną piosenkę i to panu Morysowi wystarczyło, żeby mnie zaakceptował. Nie byłem długo w zespole, bo około 2,5 roku. Potem wyjechałem na kontrakt. istotną dla nas postacią był pan Morys, który był wspaniałym człowiekiem, to był nasz tatuś. Lubiliśmy go, lubiliśmy przychodzić na próby – wspomina.