Dnia 16 stycznia 2025 roku świat kina zamarł na wieść o odejściu jednego z najbardziej wyjątkowych i wizjonerskich twórców w historii – Davida Lyncha. Wybitny reżyser, malarz, muzyk i artysta totalny zmarł w wieku 78 lat. Jego śmierć zakończyła epokę niepowtarzalnych, enigmatycznych dzieł, które na zawsze zmieniły sposób, w jaki postrzegamy kino. Lynch od lat zmagał się z rozedmą płuc – chorobą, o której otwarcie mówił w zeszłym roku. Już w sierpniu 2024 roku pojawiły się niepokojące doniesienia o jego pogarszającym się stanie zdrowia, które reżyser sam potwierdził w poruszającym wywiadzie dla magazynu „Sight and Sound”.
David Lynch nie był jedynie reżyserem – był narratorem ludzkich snów i koszmarów. Jego droga do sławy zaczęła się od fascynacji sztuką plastyczną, która doprowadziła go do eksperymentowania z krótkimi formami filmowymi. Lynch nieustannie balansował na granicy piękna i grozy, tworząc filmy i seriale, które stały się kultowe – jak Blue Velvet, Mulholland Drive czy przełomowe Twin Peaks. Świat stracił artystę, którego wizje na zawsze pozostaną w naszej pamięci jako niepokojące, piękne i niezapomniane portrety ludzkiej duszy. Przejrzyjmy jego niezwykły dorobek i pozwólmy mu raz jeszcze opowiedzieć swoje historie, które rezonują z nami na najbardziej pierwotnym i emocjonalnym poziomie.
Ikona kina
Lynch był twórcą, którego kino sięgało granic niewyobrażalnego – eksplorowało mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, balansując na krawędzi piękna i grozy. Jego dzieła przypominały sny, w których surrealizm stapiał się z brutalną rzeczywistością, a absurd przenikał do najbardziej codziennych sytuacji. Jego artystyczne poszukiwania zawsze były wierne kinu niezależnemu, w którym odnalazł przestrzeń na awangardową modernę. Lynch eksperymentował, prowokował, a jednocześnie wydobywał z rzeczywistości to, co w niej najbardziej niepokojące i atrakcyjne. Jego filmy triumfowały dzięki postmodernistycznej estetyce – chętnie zawłaszczonej przez kulturę masową – ale jednocześnie zachowywały swój głęboko osobisty i refleksyjny charakter.
Centralnym elementem jego twórczości było budowanie napięcia i atmosfery dzięki ekspresjonistycznej plastyki obrazu i mistrzowsko skonstruowanej akustyki. Lynch używał groteski, karykatury i kontrastu emocjonalnych rejestrów, nie bojąc się surrealistycznych rozwiązań. Jego filmy pełne były ironii, lęku i fascynacji tym, co niewyjaśnione. Motyw śmierci przewijał się w nich jak nieustanne echo – cielesna deformacja, rozkład i mechanizacja świata tworzyły przerażający, a zarazem magnetyczny obraz nieuchronnego końca. choćby przemoc u Lyncha nie była jedynie brutalnym aktem – służyła oswajaniu śmierci, nadaniu jej komicznego zabarwienia, a przez to zaproszeniu widza do zmierzenia się z tym, co nieuniknione.
Świat według Lyncha
Dla Davida Lyncha klasyczne opowiadanie historii było klatką, w której sztuka traciła swój oddech. Nie znosił ograniczeń stylu zerowego, tej przezroczystej narracji, która w swojej funkcjonalności zamykała przestrzeń dla nieoczywistości. Odrzucał więc reguły, by otworzyć widzowi drzwi do nieznanych ścieżek. Jego filmy nie prowadziły odbiorcy za rękę – raczej myliły tropy, budziły niepewność i zmuszały do wytworzenia alternatywnych sposobów odbioru. Lynch potrafił zaś wykorzystać tę konfuzję jako narzędzie – eksponował autorefleksję narracji, czyniąc z niej fundament swojej sztuki.
Nie chodziło mu o sam akt kreacji, ale o odtwarzanie – budowanie sensów z fragmentów doświadczeń, które przeplatały się, tworząc nową rzeczywistość. W jego kinie schematy poznawcze – te, które w mainstreamowym filmie utwierdzały widza w słuszności jego sądów – zostawały podważone. Lynch ukazywał pęknięcia w logicznych konstrukcjach, wskazując na niemożliwość jednoznacznego pojmowania świata. Odrzucał racjonalizm tam, gdzie ten nie potrafił oddać głębi chaosu, snu i sprzeczności istnienia.
Bohaterowie twórcy często gubili się w labiryntach własnej tożsamości, zaplątani w warstwy rzeczywistości, które nakładały się na siebie niczym zniekształcone odbicia w lustrze. Musieli ułożyć te fragmenty w całość, rozdzielić czasoprzestrzenie i odnaleźć sens ich związku – czasem kosztem utraty pewności, kim są. Lynch stawiał pytania o to, czym jest samo opowiadanie – jakie mechanizmy kształtują naszą percepcję, jak tworzymy historie, którymi tłumaczymy sobie świat.
Mulholland Drive
Film Mulholland Drive był niczym sen, który snuje umysł na granicy życia i śmierci – sfabularyzowaną projekcją marzeń Diane, kobiety dryfującej między rzeczywistością a wyobraźnią w ostatnich chwilach swego życia. Historia, którą tak chętnie podąża widz, w istocie okazuje się fałszywym tropem, prowadzącym donikąd. Prawdziwe wydarzenia kryją się w uporządkowanej, skrótowej retrospekcji zamykającej film – tu Lynch odsłania tragiczne losy dwóch kobiet, Diane i Camilli, które w Los Angeles szukały sławy, ale znalazły jedynie rozczarowanie.
Diane przybyła do Hollywood z marzeniami o blasku reflektorów. Z początku mieszkała u ciotki, potem w skromnym apartamencie, gdzie poznała Camillę, początkującą aktorkę. Przyjaźń przerodziła się w miłość, ale gwałtownie zniszczył ją romans Camilli z reżyserem Adamem Kesherem. Związek otworzył jej drzwi do kariery, a dla Diane stał się źródłem bólu i gniewu. Podczas przyjęcia Keshera, pełna upokorzenia, zleciła morderstwo Camilli. Jednak zemsta nie przyniosła ukojenia – Diane pogrążyła się w depresji i odebrała sobie życie.
Śmierć była dla Diane momentem przejścia – jej umysł, oszukując sam siebie, stworzył alternatywny świat, w którym na nowo odgrywała swoje życie jako postać ze sztuki o imieniu Betty. W tym równoległym istnieniu była szczęśliwa, kochana i odważna. Pomagała nieznajomej cierpiącej na amnezję Ricie, przeżywała romantyczne chwile, a jej życie pełne było przygód i możliwości. ale choćby w tym barwnym eskapizmie rzeczywistość wdzierała się z dziwnymi, niepokojącymi zdarzeniami. Koszmarne wizje przenikały ten świat: Rita przeżywała grozę amnezji, Adam Kesher spotykał przerażającego Kowboja, a na ulicach miasta płatny zabójca zostawiał za sobą śmierć.
Hollywood – miejsce, gdzie Diane szukała sławy – stało się w filmie Lyncha wielką metaforą iluzji. To świat, w którym imaginacja oferuje ucieczkę od bolesnej prawdy, choć nigdy nie przynosi spełnienia. Diane odnalazła euforia wyłącznie w swojej fantazji, gdzie mogła być aktywną, dynamiczną protagonistką: rozwiązywała zagadki, odkrywała sekrety i przeżywała miłość. ale prawdziwe życie nie było tak łaskawe – zamiast blasku fleszy czekała na nią samotność, zdrada i cierpienie.
Zagubiona autostrada
Zagubiona autostrada Davida Lyncha to film niczym wstęga Möbiusa – fabuła splata się w pętlę, gdzie początek i koniec spotykają się, tracąc granice czasoprzestrzeni. Pierwsza część opowiada o Fredzie, druga o Pecie, a ich losy zdają się być odbiciem w krzywym lustrze, skomplikowanym i pełnym niejasności. Fred rozpoczyna opowieść, odbierając domofonem wiadomość o śmierci Dicka Laurenta, by na końcu sam stać się nadawcą tego komunikatu. Niczym w nieustannym recyklingu zdarzeń, wszystko powraca – znajome, a jednak obce.
Fred, dręczony podejrzeniami o zdradę swojej żony Renee, popada w obsesję. Zbrodnia staje się nieunikniona – Fred zabija Renee i trafia do więzienia z wyrokiem śmierci. Ale tam jego tożsamość ulega przemianie. Znika Fred, a w jego miejsce pojawia się Pete – młodszy, przystojniejszy, wolny od brzemienia przeszłości. Lynch prowadzi nas przez świat metaforycznej schizofrenii, podkreślając to rozdwojenie nie tylko poprzez tożsamości bohaterów, ale także deformację czasu i przestrzeni. Tajemniczy Mężczyzna, który zdaje się być uosobieniem demonicznych obsesji, działa jak cień podświadomości, groźny i niepojęty.
Fred, dręczony wyrzutami sumienia, wytwarza alternatywne „ja”, które paradoksalnie staje się jego przeciwieństwem. Pete, jako młodszy kochanek, uwodzi Alice Wakefield – kobietę o wyglądzie Renee, ale o nowym, mrocznym obliczu. Alice, z ciemnymi włosami i imieniem przywodzącym na myśl Alicję z Krainy Czarów, staje się dla bohatera drogowskazem w jego irracjonalnej podróży. Fred, niepogodzony ze zdradą, przybiera tożsamość tego, który jest jej przyczyną – ironiczne przejęcie roli, w której sam sobie wymierza sprawiedliwość.
Lynch połączył tu różne gatunki filmowe w surrealistyczną mieszankę: neo-noir z femme fatale, światem przestępczym i pościgami; science fiction z motywem przemiany tożsamości; a także elementy kina rodzinnego i policyjnego. Wszystko to tworzy kalejdoskop emocji, w którym rzeczywistość rozmywa się w iluzji, a iluzja nieustannie napotyka brutalne pęknięcia.
Inland Empire
W swoim ostatnim pełnometrażowym dziele Lynch zabrał nas w głąb duszy Nikki Grace, zapomnianej hollywoodzkiej aktorki, która otrzymuje upragnioną rolę Susan Blue w melodramacie On High in Blue Tomorrows. To jednak nie jest zwykła historia – praca na planie gwałtownie zmienia się w koszmar, a melodramat przeradza się w horror. Wszystko komplikuje mroczna przeszłość filmu: to remake opowieści opartej na cygańskiej legendzie z Polski, której pierwowzór nie został ukończony z powodu tajemniczych morderstw.
Inland Empire stał się medytacją nad zdradą, lękiem przed utratą ukochanej osoby i niepojętą tajemnicą, jaką skrywa każdy człowiek. Lynch rozszczepił osobowość Nikki na wiele wcieleń – każda reprezentuje inny wariant cierpienia i relacji. Przechodząc między kolejnymi etapami życia Susan, reżyser pokazał degradację kobiecych postaci: od molestowanej nastolatki, przez mieszkankę biednych przedmieść zmuszoną do aborcji, aż po prostytutkę umierającą samotnie na Hollywood Boulevard.
Scena śmierci Susan na deptaku sławy to jeden z najbardziej poruszających momentów w twórczości Lyncha. Ranna, samotna, dogorywa wśród obojętnych przechodniów, wymiotując krwią na chodnikową gwiazdę. To przerażająco piękny obraz, który wyrywa widza z iluzji Hollywoodu – miejsca, gdzie marzenia są miażdżone przez brutalną rzeczywistość.
Film nieustannie miesza realność z wyobrażeniami, prowadząc widza przez labirynt szkatułkowej narracji. Lynch oddał hołd światu iluzji i kina, ale jednocześnie ukazał jego mroczne oblicze – świat, w którym kobiety są upokarzane, zdradzane i mordowane, a miłość nigdy nie przynosi ukojenia. Inland Empire to film o poszukiwaniu siebie, które kończy się w pustce, pozostawiając nas z pytaniem, czy kiedykolwiek możemy w pełni zrozumieć siebie i drugiego człowieka.
Zdekonstruowana kraina
Kino Davida Lyncha to przestrzeń, w której granice gatunkowe ulegają rozmyciu, tworząc niezwykłą hybrydę, gdzie neo-noir splata się z kinem drogi, horror gore współistnieje z czarnym humorem, a fantastyka w najróżniejszych odmianach harmonizuje z zaskakującymi elementami kina familijnego. Lynch z premedytacją odwracał konwencje, dodając bohaterom cechy nietypowe dla ich ról i archaizując fabułę, ideologię oraz ikonografię. Jego twórczość jest zarazem hołdem dla tradycji gatunkowych i ich dekonstrukcją.
W debiutanckiej Głowie do wycierania Lynch odwołał się do niskobudżetowych horrorów lat 70., wzbogacając je elementami ekspresjonizmu filmowego i dystopijnej groteski. Blue Velvet to podręcznikowy przykład kontrastowania gatunków: jasne barwy kina familijnego, z jego idyllicznym obrazem amerykańskiego przedmieścia, zderzają się tu z mrocznymi atrybutami thrillera kryminalnego. Zło, początkowo zepchnięte na „drugą stronę ekranu” (jak sugeruje scena oglądania kryminału w telewizji), wdziera się do rzeczywistości, odkrywając mroczne tajemnice skrywane pod powierzchnią idealizowanego świata. Człowiek słoń z kolei stanowił zderzenie stylistyki melodramatu dickensowskiego z elementami horroru. Wrażliwość społeczna i estetyka grozy spotkały się w opowieści o człowieczeństwie i odrzuceniu, nadając filmowi ponadczasowy wymiar.
Kulminacją gatunkowej żonglerki Lyncha była Dzikość serca, w której splótł młodzieżowy melodramat z kinem gangsterskim, detektywistycznym, musicalem, thrillerem i kinem drogi. Film stał się podróżą przez popkulturę i mitologię Ameryki – od kultowego Czarnoksiężnika z Krainy Oz, przez wierzenia wudu, aż po motywy gangsterskie i prowincjonalne miasteczka. Lynch, upraszczając gatunkowe klisze do granic przerysowania, nadał im niemal komiksowy charakter. Każdy element tej mozaiki stanowił zaktualizowany archetyp fabularny, który pozwolił wypełnić opowieść atmosferą baśni i groteski.
Dale Cooper: „Harry, is that bag smiling?”
Twórczość Davida Lyncha to głęboko niepokojąca medytacja nad lękiem – nie tym instynktownym, związanym z nagłym zagrożeniem, ale lękiem egzystencjalnym, tkwiącym w zakamarkach ludzkiej wyobraźni, niemającym kształtu, a jednak wszechobecnym. Jego kino to pejzaż niepokoju – eksploracja obsesji, które osnuwają seksualność, cielesność i śmierć mrocznym welonem niezrozumienia.
Od pierwszych kadrów Głowy do wycierania, gdzie w dusznym świecie groteski pojawia się lęk przed prokreacją i przemianą, po Mulholland Drive, gdzie bohaterowie pogrążają się w psychicznych otchłaniach własnych wyobrażeń, Lynch zobrazował, jak blisko nam do chaosu, który kryje się za fasadą codzienności. Jego filmy wypełniają anomalie, mutacje i dezintegracja – nie tylko fizyczna, ale przede wszystkim psychiczna.
Protagoniści przemierzają cienką granicę między rzeczywistością a koszmarem, zagłębiając się w światy, w których przewodnikami są tajemnicze, niemal oniryczne postaci, jak Kowboj czy Alice Wakefield. Śmierć u Lyncha jest wszechobecna – zarówno jako fizyczna agonia, jak i metafizyczne przejście, przynoszące jednocześnie przerażenie i nieoczekiwane ukojenie.
W centrum tej opowieści znajduje się fascynacja samą śmiercią – nekrofilityczna, niemal mistyczna, skierowana ku przemianie żywego w martwe. To opowieść o naszej nieodpartej potrzebie zrozumienia niepojętego, o ciążeniu ku przeszłości, ku statycznemu, ku zatrzymaniu życia w jednym niezmiennym momencie. Lynch, niczym demiurg, tkał wizje, które były równie piękne, co bolesne, wypełnione smutkiem przemijania i dreszczem zetknięcia z nieznanym.
Jego kino stało się swoistą elegią dla świata, który nie potrafi pojąć własnej śmiertelności, a zarazem akceptuje ją w pełni w ostatnich uderzeniach serca. Reżyser, który zawsze patrzył w głąb ludzkiego lęku i wyobraźni, w końcu sam przeszedł przez tę cienką granicę, pozostawiając za sobą dziedzictwo pełne mroku, światła i niekończących się pytań. David Lynch, człowiek, który zgłębił najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy, odszedł – ale jego wizje wciąż pulsują, jak sen, z którego nie możemy się obudzić.
Korekta: Michalina Nowak