Obchód tygodnia #694 – Zombiaki 28 lat później!

grastroskopia.pl 1 dzień temu

Witajcie w kolejnej odsłonie Obchodu tygodnia. Mamy już prawie lato i zaczynają się piekielne upały, ale to nic, bo my siedzimy w domu i gramy. Chadzamy też do kina.

Według prognozy pogody już pojutrze u mnie nad morzem ma być około 30 stopni, czyli będzie paskudnie gorąco. Co zatem robić? Jak już wspomniałem należy siedzieć w domu i chłodzić się na potęgę zimnymi napojami! Ja w każdym razie tak zamierzam spędzić najbliższe dni.

No dobrze, ale co się działo w mijający tydzień i weekend? Byłem trochę zapracowany, ale pograłem nieco w MindsEye (może w końcu coś skrobnę o tej grze) na PlayStation 5 pro oraz w Yakuzę 0 na Nintendo Switch 2. Wybrałem się też do kina na 28 lat później. Zawsze lubiłem filmy o Zombie*, a pierwsza część, czyli 28 dni później była fantastycznym filmem więc nie mogłem odpuścić.

Oczywiście z premedytacją wybrałem się na seans w dzień roboczy na godzinę 13:15. Dzięki temu uniknąłem tłumów, których nie lubię w kinie. Czy uniknąłem? Ba! Byłem dosłownie jedyną osobą w kinowej sali. Siedziałem zatem w fotelu w ciemności – tylko Ja, zimny napój gazowany i stanowczo za droga kanapka z Subwaya ;)

A sam film? To wielki powrót Danny’ego Boyle’a i Alexa Garlanda (odpowiednio scenariusz i reżyseria). Można wręcz powiedzieć, iż 28 lat później jest bezpośrednią kontynuacją pierwszego kinowego obrazu. Kontynuacją, która zresztą ignoruje „bombastyczną”, wypasioną drugą część filmu. Mamy tu zatem powrót do kameralnej opowieści o przetrwaniu. Nie zobaczymy też na ekranie gwiazd wielkiego formatu poza Ralphem Finnesem. No dobrze, w filmie gra jeszcze ten łapserdak o aparycji niedomytego bezdomnego co się załapał na główną rolę w Kraven Łowca, ale choćby nie chcę pamiętać jak on się nazywa.

Mówiąc krótko, bo to przecież nie recenzja filmu – 28 lat później jest całkiem niezły, ale jeżeli ktoś oczekuje spektakularnej wizji Zombie-Apokalipsy to będzie zawiedziony. Miejcie to proszę na uwadze.

Przy okazji muszę z przykrością stwierdzić, iż sztuka pisania recenzji umarła. Do takiego wniosku doszedłem, kiedy szukałem czegoś o filmie „28 lat później”. Wujek Google podsunął mi Filmweb, którego jakoś nigdy za bardzo nie odwiedzałem (moim wyborem zawsze był IMDB). No to zerknąłem na recenzję i co widzę?

W pierwszej chwili po przeczytaniu całości sam nie mogłem określić CO mi się w tym tekście konkretnie NIE podobało. Być może sama struktura, a może miejscami nieporadność językowa autora i wypisywane frazesy-zapełniacze w stylu, iż film „nie jest pochopnie zrobioną produkcją”.

W końcu do mnie dotarło – to nie jest recenzja tylko „blogowy wpis” i takie po prostu myśli nieuczesane. Potem rzuciło mi się w oczy coś „technicznego” – na OSIEM niezbyt długich akapitów tekstu naliczyłem, iż aż 15, tak PIĘTNAŚCIE razy użyto określenia „28 dni później” i „28 lat później” (dla agregatora Google zapewne) i oczywiście są to „korolowe” hiperlinki do klikania! To się po prostu źle czyta! Tak po prostu.

Dość jednak tego narzekania. Mamy końcówkę weekendu. O grach już było, a film mamy zaliczony. Co jeszcze? Moją lekturą jest Solomon Kane Roberta E. Howarda.

* Tak, tak zarażeni wirusem „Gniewu” technicznie nie są zombiakami…

Idź do oryginalnego materiału