O zakazie telefonów w szkołach i ekranowych inkwizytorach

magazynpismo.pl 4 dni temu
rys. Sonia Dubas-Kolanowska

Trzydzieści siedem godzin tygodniowo – tyle spędza w sieci przeciętny polski uczeń. Co drugi obserwuje w internecie przemoc i nękanie, mniej więcej jedna na trzy osoby otrzymała choć raz prośbę lub żądanie przysłania nagich zdjęć, a niemal wszyscy osłabiają swoje kompetencje poznawcze wielogodzinnym oglądaniem TikToka. Trzeba gruntownie nie rozumieć, z jakim problemem mamy do czynienia, by uważać, iż rozwiąże go wprowadzenie w szkołach zakazu używania telefonów. Hasło „zakaz telefonów” jest jednak słodką obietnicą uciszenia wyrzutów sumienia dorosłych, którzy zamiast leczyć przyczynę, chcą gwałtownie nakleić plasterek na wciąż jątrzącą się ranę.

A gdyby tak w centrum rozwoju technologii postawić człowieka? „Listy z cyfrowego roju” to nowy cykl felietonów, które publikujemy tylko online. Magdalena Bigaj, medioznawczyni i twórczyni Fundacji Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, pyta o społeczne koszty postępu technologicznego. Ile za niego płaci homo sapiens digitalis? Dlaczego coraz gorzej znosimy smog informacyjny i tempo podkręcane przez nowe technologie? I jak higiena cyfrowa może nam pomóc w zachowaniu zdrowia fizycznego, psychicznego i społecznego?

Jak słusznie zauważyła w felietonie w „Dzienniku Gazecie Prawnej” Anna Wittenberg, dyskusja o zakazie telefonów w szkole powtarza się już niemal rytualnie każdego roku we wrześniu. Obserwuję coraz większe zainteresowanie tym radykalnym rozwiązaniem – im więcej doniesień o negatywnych skutkach nielimitowanego dostępu do internetu wśród dzieci i młodzieży oraz braku społecznej odpowiedzialności wielu firm technologicznych za dobrostan młodych użytkowników, tym żyźniejsza gleba dla postulatów wyrzucenia telefonów ze szkół. Definicja problemu zdaje się jednak nie przystawać do proponowanego rozwiązania. Przynajmniej tak się zdaje mnie.

Duża część dorosłych nie jest zainteresowana merytoryczną rozmową o problemie używania telefonów w szkołach, jego genezie i tym, iż wprowadzenie ograniczeń dla części społeczeństwa powinno się odbyć z poszanowaniem jej głosu.

Kiedy w marcu tego roku publicznie sprzeciwiłam się temu postulatowi podniesionemu wówczas przez Instytut Spraw Obywatelskich, publikując w mediach społecznościowych dwa obszerne komentarze, wylała się na mnie lawina negatywnych komentarzy. Wielu moich odbiorców okazywało zdziwienie lub rozczarowanie, iż osoba zajmująca się higieną cyfrową może być przeciwna zakazowi używania telefonów w szkołach. Ze smutkiem odnotowałam, iż duża część dorosłych nie jest zainteresowana merytoryczną rozmową o problemie, jego genezie i tym, iż wprowadzenie ograniczeń dla części społeczeństwa powinno się odbyć z poszanowaniem jej głosu. Ponieważ jednak przyszedł wrzesień i temat ten wraca jak bumerang, zabiorę głos po raz kolejny.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Dla jasności: zgadzam się z tym, iż kwestia telefonów w szkołach powinna być uregulowana. Już w 2022 roku w swojej książceWychowanie przy ekraniepisałam, iż obecność telefonu czy smartwatcha podczas lekcji, choćby jeżeli jest on w plecaku, utrudnia dzieciom i młodzieży koncentrację, a w czasie przerw – budowanie zdrowych relacji. Dobrze by było, aby każdy uczeń mógł odłożyć swoje urządzenie do zamykanej na klucz lub kod osobistej szafki. I tu rozbijamy się o problem numer jeden: osobista szafka nie jest dobrą kiełbasą wyborczą. Co innego sprzęt – ten każda władza rozdaje chętnie.

Posłuchaj też:Czy telefony niszczą dzieciństwo?

W ubiegłym roku w okresie kampanii wyborczej rząd Prawa i Sprawiedliwości rozdał prawie 400 tysięcy laptopów w ramach programu „Laptop dla ucznia”, w tym roku w projekcie uchwałyPolityka cyfrowej transformacji edukacjiprzedstawionym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do konsultacji czytamy o tym, iż szkoły wyposażane będą w kolejny sprzęt ekranowy, a choćby w „pracownie AI”, cokolwiek to znaczy. Wydaje mi …

Idź do oryginalnego materiału