Now Playing (201)

ekskursje.pl 4 tygodni temu

Znów chciałem się zwrócić do Młodych Osób Czytelniczych (jeśli są takowe) z prośbą o skomentowanie ejtisowego hiciora z punktu widzenia współczesnej wrażliwości. Zapraszam więc do zastosowania ideologii woke, relatywizmu moralnego, poprawności politycznej i naturalnie ewentualnego skancelowania mnie (emerytura coraz bliżej, czas zacząć myśleć o prawdziwym hajsie).

Wydaje mi się, iż tematyka osób trans pojawia się w popkulturze na serio dopiero na początku lat 80. Przedtem mieliśmy dekady, albo i stulecia motywu „przebieranki uzasadnianej fabularnie dla efektu komiczno-erotycznego” („Some Like It Hot”, „Czy Lucyna to dziewczyna”, niejedna opera buffo), oraz sytuacje innuendo, gdy powszechnym podejrzeniom towarzyszą stanowcze zaprzeczenia (Amanda Lear).

Domyślam się – choć jak zwykle proszę o kalibrację – iż ze współczesnego punktu widzenia oba podejścia są groźne. Pierwszy utrwala stereotypowe skojarzenie, iż cała ta tematyka jest czymś zabawnym, krotochwilnym („well, nobody’s perfect!”), więc nie można tego równoważyć z prawdziwymi tragediami – iż na przykład J.K. Rowling nie może pójść na publiczny basen (choć i tak nie chodzi, bo nie miesza się z plebsem). Drugi – iż to coś złego, wstydliwego, upokarzającego.

Kilka lat temu pytałem o ocenę piosenki „3eme Sexe” francuskiej grupy Indochine z 1985. Konsensus komcionautów był raczej aprobujący.

No to teraz cofamy wehikuł czasu o kolejne 2 lata, bo w sklepie z używanymi winylami upolowalem „A Girl Called Johnny” Waterboysów z 1983. Wydaje mi się, iż to pierwszy przykład podejścia serio w popkulturze.

Żeby uniknąć dyskusji o prawdziwym Szkocie, zdefiniuję pojęcia. Za szkołą frankfurcką popkulturę definiuję jako kulturę masowo powielaną przez przemysł kulturowy (a więc nie wyjeżdżać mi tu z Edem Woodem), zaś „serio” oznacza dla mnie, iż ani śmichy-chichy, ani iż to coś złego („Walk on the Wild Side” Lou Reeda opisuje bohaterów z sympatią, ale jednak jako narkomanów, przestępców i margines społeczny).

Mike Scott podchodzi więc serio, acz z współczesnego punktu widzenia nie wiadomo choćby w jakim kierunku ktoś tranzycjonował. „A girl called Johnny, who / changed her name when she / discovered her choice was to change / or to be changed”.

Ja to intepretowałem 40 lat temu tak, iż bohaterka przyszła na świat jako Johnny, czyli jako metrykalny mężczyzna. W czasach, w których zaprzyjaźniła się z podmiotem lirycznym, była już dziewczyną i powszechnie używano wobec niej żeńskich przyimków.

W takim razie czy sam tytuł piosenki nie jest dednejmowaniem? A może dednejmowanie jest nim tylko wtedy, kiedy sama zainteresowana osoba tak decyduje? A może jednak w ogóle wszystko trzeba odczytać odwrotnie i z kolei to przyimki się nie zgadzają?

Pytam zupełnie serio. Chcę po prostu (a) lepiej zrozumieć piosenkę, która tak poza tym mi się podoba; (b) dowiedzieć się jak tę piosenkę odbierają milenialsi, a może i zetki (o ile bywają tu takowi).

Wikipedia niby dostarcza jakichś informacji, ale jak to bywa – mało użytecznych. „Speaking of the influence of Smith on the song, Scott told Colin Irwin of Melody Maker in 1983, „There’s a line about a girl called Johnny in one of her songs, called 'Redondo Beach’”

To nieprawda. W tej piosence występuje bezimienna dziewczyna (być może lesbijka). Johnny pojawia się w „Horses”, ale jest zdecydowanie cis-mężczyzną.

Wydaje mi się, iż Mike Scott doszukał się na płycie z 1975 czegoś, czego tam tak naprawdę nie ma. Wtedy jeszcze było za wcześnie choćby na otwarte podejmowanie tematyki gejowskiej (że bohaterka „Redondo Beach” była być może lesbijką, to nigdy nie pada wprost, do tego potrzebna jest dodatkowa wiedza, przekazywana czasem przez Patti Smith na koncertach, iż owa plaża słynęła ponoć jako miejsce intymnych spotkań dla mniejszości).

Choć piosenka jest melancholijna w wymowie, kończy się – być może – happy endem dla dziewczyny imieniem Johnny. Pewnego dnia po prostu wsiadła do pociągu i wyjechała bez pożegnania.

W mojej fantazji po prostu zaczęła nowe, lepsze życie w Londynie, albo i jeszcze dalej. A Wy Jak Myślicie?

W każdym razie, puenta jest mniej jednoznaczna niż „Walk On The Wild Side”, gdzie na końcu mamy wypadek samochodowy spowodowany pod wpływem. Fabularnie urocze, ale umacniające stereotyp, iż osoby trans nie mogą – nie wiem – tak po prostu pracować w zawodzie i projektować układy scalone, albo cuś.

Idź do oryginalnego materiału