Now Playing (195)

ekskursje.pl 1 rok temu

Od prawie roku chodzę spać i budzę się z myślami typu „co na froncie”. Mam nadzieję, iż jesteście mi pod tym względem bratnimi duszami i grupą wsparcia.

Jednym z ubocznych skutków jest to, iż ze zwiększoną intensywnością słucham muzyki z czasów mojej młodości. I to choćby wykonawców, których w swoim czasie nie lubiłem, a choćby hejtowałem.

Kiedyś za swoją ulubioną formę muzyczną uważałem „concept album”, a za jej króla oczywiście Rogera Watersa. Nie żebym go przestał szanować jako muzyka i jako poetę, ale odebrałem mu królewskie gronostaje i otwieram się na inne płyty.

Że „Time” Electric Light Orchestra to wybitny przykład tego zjawiska, z tym bym się gwałtownie nie zgodził jako nastolatek. Wtedy uważałem ELO za disco, a nie za rocka (co było niesprawiedliwe z mojej strony, no wiem, ale hej, byłem nastolatkiem).

Na nowo zacząłem ich słuchać (ale już na zasadzie „z własnoręcznie zakupionej płyty”, a nie „leciało gdzieś na szkolnej dyskotece, na którą zresztą przyszedłem wyłącznie by mówić jakie to wszystko beznadziejne”) koło czterdziestki.

Został choćby ślad na blogu! Impreza, którą nazwałem w tej notce „25. rocznicą premiery Macintosha”, to były tak naprawdę moje 40. urodziny.

Zatytułowałem notkę „Pseudodziennikarze śpiewają cienko”, bo lubiłem wtedy parodiować prawicową blogosferę. Wiele notek miało tytuły specjalnie napisane w nadziei, iż jakiś prawicowy głupek się skusi i kliknie, oczekując czegoś o Kaczyńskim albo Michniku. I dostanie po oczach tym, co mnie interesuje najbardziej: ambitną popkulturą.

W tytule chodziło mi piosenkę „Here is The News”, w której muzycy ELO, otoczeni „bezbłędnymi maszynistkami” udają redakcję z przyszłości, która szykuje nam wiadomości o „znalezieniu lekarstwa na rocket-laga” oraz iż „pogoda jest ładna, ale może być deszcz meteorów”.

Piosenka zgodnie z moim oczekiwaniem okazała się floor fillerem. Wiadomo, im człowiek starszy, tym lepiej bawi się przy ELO, Boney M i Bee Gees.

I to był długo mój argument przeciwko traktowaniu „Time” jako concept albumu. To składanka dyskotekowych hitów!

Przecież concept album, zgodnie z kodeksem św. Rogera, powinien opowiadać o alienacji w świecie późnego kapitalizmu. No wiecie, iż bohater nie umie znaleźć swojego miejsca, nikt go nie rozumie, to wszystko nie ma sensu, dajemy jeszze solówkę brata Gilmoura i mamy to.

„Time” jest opowieścią o „XXI century man”, który tęskni do lat 80. Płyta wyszła gdy się zaczynały, ale w tekstach są z nostalgią: „Remember the good old 1980s? / When things were so uncomplicated / I wish I could go back there again…”.

Lata 80. były oczywiście okropne, wcale nie chcę do nich wracać. To znaczy, nie naprawdę.

Ale nie da się ukryć, iż moja szajba winylowa to ewidentna próba channelowania ejtisów. Dlaczego chcę się znowu poczuć jak ponury nastolatek w ponurej epoce, to fascynujące pytanie do przepracowania na terapii, ale faktem jest, iż o to mi właśnie chodzi, gdy kładę czterdziestoletnią płytę na talerzu czterdziestoletniego gramofonu.

Nie korci mnie by go zastąpić czymś współczesnym. Współczesny sprzęt zresztą stoi obok, podpięty po kablu (serdecznie pozdrawiam wszystkich którzy wiedzą co to „przejściówka piątka-czincze”).

W przypadku „Time” akurat z tego korzystam, bo tę płytę lubię puszczać o przez pięciokanałowego surrounda. A więc: jednak przetworzoną cyfrowo.

Mój egzemplarz jest trochę porysowany i trzeszczy. Oczywiście, mogę wszystko bez szumów i trzasków puścić z AppleTV, ale te trzaski tak fajnie brzmią w surroundzie. No i AppleTV mi będzie channelować tamtej dekady…

Kanoniczna interpretacja „Time” jest taka, iż to opowieść o facecie w nadprzyrodzony sposób przeniesionym z lat 80. do XXI wieku. Moim zdaniem, bohaterowi się ten XXI wiek po prostu PRZYŚNIŁ (teksty są jest raczej oniryczne niż sajensfikszyniczne).

Narracja tej płyty wzięta jest jednak w tyle metaforycznych nawiasów, iż można ją odczytywać na wiele sposobów. Także jako dwudziestopierwszowieczny sen o ejtisach.

Aż jestem autentycznie ciekaw, jak tę płytę zinterpertowałby ktoś, kogo wtedy nie było na świecie?

Idź do oryginalnego materiału