Nigdy nie kochałem mojej żony i wielokrotnie jej to mówiłem. To nie była jej wina żyliśmy względnie dobrze.
Nazywam się Krzysztof Nowak, mieszkam w Płocku, gdzie wspomnienia trudnych czasów wciąż tkwią w naszych sercach. Nigdy nie kochałem mojej żony, Małgorzaty, i wyznałem jej to jako gorzką prawdę, którą ledwo znoszę. Nie zasłużyła na to nie robiła scen, nie wyrzucała mi nic, zawsze była czuła, troskliwa, niemal święta. A jednak moje serce pozostawało zimne jak lód na Wiśle w styczniu. Nie było tam miłości, a to gryzło mnie od środka.
Każdego ranka budziłem się z tą samą myślą: odejść. Marzyłem o kobiecie, która rozpaliłaby we mnie ogień, która odbierałaby mi oddech. Ale los zagrał mi okrutnego figla i wszystko wywrócił do góry nogami, pozostawiając mnie zagubionym. Małgorzata była wygodna jak stary fotel. Dbała o dom perfekcyjnie, miała urodę, która zwracała uwagę, a znajomi pytali: Gdzie ją znalazłeś, szczęściarzu? Sam nie wiedziałem, na co zasłużyłem, by być przedmiotem jej oddania. Zwykły człowiek, bez niczego wyjątkowego, a ona kochała mnie, jakbym był całym jej światem. Jak to możliwe?
Jej miłość dusiła mnie. Jeszcze gorsza była myśl, iż jeżeli odejdę, znajdzie innego. Kogoś bardziej sukcesywnego, przystojniejszego, bogatszego kogoś, kto doceni to, czego ja nie widziałem. Gdy wyobrażałem ją sobie w ramionach innego, ogarniała mnie ślepa wściekłość. Była moja choćby jeżeli nigdy jej nie kochałem. To poczucie własności było silniejsze ode mnie, silniejsze niż rozsądek. Ale czy można spędzić całe życie u boku osoby, dla której serce nie bije? Myślałem, iż tak, ale się myliłem we mnie narastała burza, której nie umiałem powstrzymać.
Powiem jej wszystko jutro, postanowiłem, kładąc się spać. Rano, przy śniadaniu, zebrałem resztki odwagi. Małgorzato, usiądź, musimy porozmawiać, zacząłem, patrząc w jej spokojne oczy. Oczywiście, kochanie, o co chodzi? odpowiedziała z typową dla siebie łagodnością. Wyobraź sobie, iż się rozwodzimy. Ja wychodzę, żyjemy osobno Roześmiała się, jakbym opowiedział kawał: Co za dziwne myśli! To jakaś gra? Posłuchaj, mówię poważnie, przerwałem. No dobrze, załóżmy. I co z tego? spytała, wciąż uśmiechnięta. Powiedz prawdę: czy znajdziesz kogoś, jeżeli odejdę? Zamarła. Krzysztof, co się z tobą dzieje? Po co o tym myślisz? w jej głosie zabrzmiał niepokój. Bo nie kocham cię i nigdy nie kochałem, rzuciłem jak cios.
Małgorzata zbladła. Co? Żartujesz? Nic nie rozumiem. Chcę odejść, ale myśl, iż zobaczę cię z kimś innym, odbiera mi rozum, powiedziałem, a głos drżał mi od napięcia. Zamilkła, po czym, mądrym i smutnym tonem, odpowiedziała: Nie znajdę nikogo lepszego niż ty, nie martw się. Idź, zostanę sama. Obiecujesz? wyrwało mi się niechcący. Oczywiście, skinęła, patrząc na mnie. Czekaj, ale gdzie ja pójdę? zawahałem się. Nie masz gdzie mieszkać? spytała zaskoczona. Nie, zawsze byliśmy razem. Wychodzi na to, iż będę musiał zostać w pobliżu, mruknąłem, czując, jak ziemia ucieka mi spod nóg. Nie martw się, odparła Małgorzata. Po rozwodzie wymienimy nasze mieszkanie na dwa mniejsze. Serio? Nie spodziewałem się, iż mi tak pomożesz. Dlaczego? spytałem oszołomiony. Bo cię kocham. Gdy się kocha, nie trzyma siłą, jej słowa zabrzmiały jak wyrok.
Minęło kilka miesięcy. Rozwiedliśmy się. Potem dotarły do mnie plotki: Małgorzata skłamała. Znalazła innego wysokiego, pewnego siebie, o przyjaznym uśmiechu. Mieszkanie, które odziedziczyła po babci, choćby nie pomyślała o podziale. Zostałem z niczym bez domu, bez rodziny, bez wiary w ludzi. Zdrada wyszła na jaw jak cios nożem w plecy, i do dziś słyszę jej słowa: Zostanę sama. Kłamała. Zimna, wyrachowana, a ja uwierzyłem jak głupiec.
Jak teraz ufać kobietom? Nie wiem. Moje życie z nią było wygodne, ale puste, a teraz nie mam choćby tego. Siedzę w wynajętym pokoju, wpatrując się w ścianę, odtwarzając tamtą rozmowę. Jej spokój, jej słowa wszystko było tylko maską. Znajomi mówią: Twoja wina, Krzysztof, czego się spodziewałeś? I mają rację. Nie kochałem jej, ale chciałem przywiązać ją do siebie jak rzecz. A ona odeszła, zostawiając mnie w samotności, której tak się bałem. Może to moja pokuta za chłód, za egoizm, za to, iż nie doceniłem jej serca. Teraz jestem sam, a cisza wokół boli bardziej niż jej odejście. Co ludzie myślą o moim czynie? Sam nie wiem, kto jest większym głupcem ja czy ona.













