Nigdy nie kochałem mojej żony i zawsze jej o tym mówiłem: to nie jej wina żyliśmy całkiem dobrze.
Nazywam się Marek Nowak, mieszkam w Płocku, gdzie wspomnienia trudnych czasów wciąż tkwią w naszych sercach. Nigdy nie kochałem mojej żony, Katarzyny, i nie raz wyznałem jej tę gorzką prawdę, która mnie przygniatała. Nie zasługiwała na to nie robiła scen, nie krytykowała, zawsze była czuła, troskliwa, niemal święta. A jednak moje serce pozostawało zimne jak lód na Wiśle w styczniu. Nie było w nim miłości, a ta pustka powoli mnie pożerała.
Każdego ranka budziłem się z tą samą myślą: odejść. Marzyłem o kobiecie, która rozpaliłaby we mnie ogień, od której zapierałoby mi dech. Ale los zadrwił ze mnie i wszystko postawił na głowie, zostawiając mnie w rozterce. Katarzyna była wygodna jak stary fotel. Dbała o dom z perfekcją, miała urodę, która zwracała uwagę, a znajomi pytali: Gdzie taką znalazłeś, szczęściarzu? Sam nie wiedziałem, na co zasłużyłem. Zwykły facet, bez niczego wyjątkowego, a ona kochała mnie, jakbym był całym jej światem. Jak to możliwe?
Jej miłość mnie dusiła. Jeszcze gorsza była myśl, iż jeżeli odejdę, znajdzie sobie kogoś innego. Kogoś lepiej zarabiającego, przystojniejszego, bogatszego kogoś, kto doceni to, czego ja nie widziałem. Gdy wyobrażałem ją sobie w ramionach innego, ogarniała mnie ślepa wściekłość. Była moja choćby jeżeli nigdy jej nie kochałem. To poczucie własności było silniejsze ode mnie, silniejsze niż rozsądek. Ale czy można spędzić całe życie u boku kogoś, przy kim serce nie bije mocniej? Myślałem, iż tak, ale się myliłem we mnie narastała burza, której nie mogłem powstrzymać.
Powiem jej wszystko jutro postanowiłem, kładąc się spać. Rano przy śniadaniu zebrałem resztki odwagi. Katarzyna, usiądź, musimy porozmawiać zaczęłem, patrząc w jej spokojne oczy. Oczywiście, kochanie, co się stało? odparła z tą samą czułością. Wyobraź sobie, iż się rozwodzimy. Ja wyprowadzam się, żyjemy osobno Roześmiała się, jakbym opowiedział kawał: Co za dziwne pomysły! To jakaś zabawa? Słuchaj, mówię poważnie przerwałem. No dobrze, wyobraziłam sobie. I co z tego? spytała, wciąż uśmiechnięta. Powiedz prawdę: znajdziesz kogoś, jeżeli odejdę? Zamarła. Marek, co się z tobą dzieje? Po co o tym myślisz? w jej głosie zabrzmiał niepokój. Bo cię nie kocham i nigdy nie kochałem wypaliłem jak cios.
Katarzyna zbladła. Co? Żartujesz? Nic nie rozumiem. Chcę odejść, ale myśl, iż zobaczę cię z kimś innym, odbiera mi rozum wyszeptałem, głos mi drżał. Zamilkła, a potem odpowiedziała ze smutną mądrością: Nie znajdę nikogo lepszego niż ty, nie martw się. Idź, zostanę sama. Obiecujesz? wyrwało mi się niechcący. Oczywiście skinęła, patrząc na mnie. Chwila, ale dokąd pójdę? zawahałem się. Nie masz gdzie się podziać? zdziwiła się. Nie, zawsze byliśmy razem. Chyba będę musiał zostać w pobliżu mruknąłem, czując, jak ziemia ucieka mi spod nóg. Nie martw się odparła Katarzyna. Po rozwodzie zamienimy nasze mieszkanie na dwa mniejsze. Naprawdę? Nie spodziewałem się, iż mi tak pomożesz. Dlaczego? spytałem oszołomiony. Bo cię kocham. Gdy się kocha, nie trzyma się siłą jej słowa zabrzmiały jak wyrok.
Minęło kilka miesięcy. Rozwiedliśmy się. Potem dotarły do mnie plotki: Katarzyna skłamała. Znalazła innego wysokiego, pewnego siebie, z uśmiechem, który rozbrajał. Mieszkanie po babci choćby nie przyszło jej do głowy podzielić. Zostałem z niczym bez dachu, bez rodziny, bez wiary w ludzi. Zdrada wyszła na jaw jak cios nożem w plecy, a do dziś słyszę jej słowa: Zostanę sama. Kłamała. Zimna, wyrachowana, a ja dałem się nabrać jak głupiec.
Komu teraz ufać? Nie wiem. Moje życie z nią było wygodne, ale puste, a teraz nie mam choćby tego. Siedzę w wynajętym pokoju, wpatrując się w ścianę, odtwarzając tamtą rozmowę. Jej spokój, jej słowa wszystko było maską. Znajomi mówią: Sam sobie winien, Marek, czego się spodziewałeś? I mają rację. Nie kochałem jej, a chciałem ją przy sobie zatrzymać jak rzecz. A ona odeszła, zostawiając mnie z samotnością, której tak się bałem. Może to moja pokuta za chłód, za egoizm, za to, iż nie doceniłem jej serca. Teraz jestem sam, a cisza wokół boli bardziej niż jej odejście. Co ludzie pomyślą o moim czynie? Sam nie wiem, kto jest większym głupcem ja czy ona.












