Nieudana intryga

polregion.pl 2 godzin temu

Przekręt się nie udał

Życiowo pogodna i wesoła Ola nie mogła przeżyć ani dnia bez żartów. W szkole ciągle dowcipkowała, wygłupiała się, a chłopaki ją za to szanowali. Na studiach grała w drużynie kabaretowej. Starała się też wybierać takich chłopaków, którzy mieli poczucie humoru.

„Olka, coś zbyt często zmieniasz chłopaków” powiedziała jej kiedyś koleżanka ze studiów. „Z jednym pogadasz, z drugim się przejdziesz, a widzę, iż już z trzecim się spotykasz.”

„Kasia, no wiesz, dla mnie jeden z głównych kryteriów przy wyborze chłopaka to poczucie humoru. Sama nie wytrzymałabym dnia bez śmiechu. To nie moja wina, iż trafiają mi się tacy: Sławek w ogóle nie umiał się uśmiechać, a jak Tymkowi pokazałaś palec, to już się przewracał ze śmiechu to też przesada” tłumaczyła.

„No tak, długo będziesz szukać, żeby wszystko ci pasowało” zaśmiała się Kasia.

„Po prostu lubię się bawić i robić żarty. Chcę, żeby chłopak też taki był, żeby było z kim pożartować” mówiła Ola.

„Olka, ale życie to nie żarty. Mnie na przykład zależy, żeby obok był poważny facet, a te wszystkie wygłupy no niech sobie będą” odparła poważnie koleżanka.

„No cóż, jesteśmy różne, Kasia. Lubię chłopaków, którzy nie tylko żartują, ale potrafią też śmiać się z siebie, widzą wokół pozytywy. To wspaniałe, gdy wokół są ludzie pełni radości. Ważne tylko, żeby żarty nie przekraczały granic” rozważała Ola.

Ola uwielbiała prima aprilis, ten jedyny dzień w roku, kiedy można było wszystko obrócić w żart, a nikt nie powinien się obrażać. Zarówno na studiach, jak i później w biurze, zawsze starała się kogoś przechytrzyć. Sama za to prawie zawsze wyczuwała, gdy ktoś próbował ją rozśmieszyć. Taki już miała charakter.

Spotykała się z chłopakami, ale faktycznie Sławek był ponurakiem, nie rozumiał żadnych żartów, a jeszcze się obrażał, więc Ola gwałtownie z nim zerwała. Tymek na początku wydawał się w porządku, śmiał się z jej dowcipów, oglądali razem kabarety, ale zauważyła, iż niektórych żartów kompletnie nie łapie, więc z czasem ich relacja wygasła.

**Rozstanie**

Gdy poznała Igora, wydawało jej się, iż to ten jedyny, z którym będzie mogła żyć u boku i oczywiście żartować, bo bez tego ani rusz. Pewnego pierwszego kwietnia schowała się za rogiem w mieszkaniu, a gdy przechodził, wyskoczyła z przerażającą miną i krzykiem „Buu!”, próbując go nastraszyć. Żart nie do końca wypalił Igor się nie przestraszył, ale Ola była gotowa na jego „odwet”.

Ku jej zdziwieniu, tego dnia Igor wcale nie odpowiedział żartem. Dopiero dwa dni później, gdy Ola wchodziła do pokoju, niosąc na tacy dwie filiżanki kawy i czekoladkę, rzucił jej pod nogi zabawkowego węża, który wyglądał jak prawdziwy, choćby się trochę poruszał. Z zaskoczenia i strachu Ola drgnęła, taca upadła na podłogę, a gorąca kawa rozlała się na wszystkie strony.

„Igor, co ty wyprawiasz?! Jak można tak straszyć? Kawa była gorąca, dobrze, iż się nie oparzyłam i jakoś nie wylałam na nogi!” krzyczała oburzona.

Igor spokojnie odparł:

„Co w tym złego? To moja „odpowiedź”. Nie wiedziałem, iż aż tak się wystraszysz.”

Tym razem trochę się pokłócili, ale potem pogodzili. Jednak już miesiąc później znów „pożartował” przyniósł żywego, małego węża. Co prawda nie był jadowity, ale jaskrawy, pożyczył go od kolegi. I znów rzucił przed Olą, gdy ta dopijała herbatę i zbierała się do pracy. Ola przeraziła się, gdy wąż zaczął pełzać w jej stronę, wylała na siebie herbatę i w panice wskoczyła na krzesło, krzycząc.

Igor wybuchnął śmiechem, złapał węża i włożył go do pudełka.

„Co się tak wystraszyłaś? Zbladłaś!” zdziwił się. „Przecież nie jest jadowity, pożyczyłem od Darka. No przecież lubisz żarty, więc się pośmiałem.”

„Tak się żartuje?! Zabieraj swojego węża i przy okazji swoje rzeczy, wynoś się z mojego mieszkania na cztery wiatry. I uważaj mówię to całkiem serio. Wychodź.”

Tak się rozstali. Ola wprawdzie kochała żarty, ale tylko takie, które były nieszkodliwe. Przynajmniej bezpieczne dla jej zdrowia. zwykle wyczuwała, kiedy ktoś próbował ją rozśmieszyć, więc trudno było ją zaskoczyć. Wszyscy w pracy o tym wiedzieli często udawało się jej ich przechytrzyć. Potrafiła podejść z kamienną twarzą i rzucić absurdalny żart. Trudno było zgadnąć, czy mówi poważnie, czy żartuje. Ale koledzy, choć się starali, rzadko kiedy im się udawało.

Tę swoją pokerową minę wykorzystywała w pełni. Podeszła kiedyś do kolegi Kuby, powiedziała jakieś głupstwo z całkowicie niewzruszoną miną, a on biegł sprawdzać lub działać. Nigdy się jednak na nią nie obrażał. Sam też lubił żartować. I oczywiście pierwszego kwietnia starali się wzajemnie prześcignąć w pomysłach.

Z Kubą byli kolegami z pracy i Ola traktowała go właśnie tak choćby nie przyszło jej do głowy, żeby spojrzeć na niego jak na mężczyznę. Może dlatego, iż ich wzajemne żartobliwe pojedynki sprawiały jej euforia i były odskocznią od szarej rutyny.

**Prima aprilis**

Tego dnia Ola się postarała. Przyniosła trochę jabłkowych ciast sama je upiekła. Ale jedno specjalnie przygotowała dla Kuby, nasypując do niego mnóstwo soli i pieprzu.

„Kuba, chodź na kawę, choćby ciasta upiekłam, patrz” pokazała talerz, który niosła, położyła przed nim „specjalne” ciasto i poszła dalej, częstując innych.

„Kawa to dobry pomysł, ale sam sobie naleję, bo po tobie można się wszystkiego spodziewać” śmiał się, choćby nie patrząc na ciasto.

Ale gdy zaczął pić kawę, odruchowo wziął kęs ciasta, potem drugi, przeżuł i nagle zatkał usta ręką, wybiegając z pokoju.

„Ola, znowu twoje numery nam też coś dałaś?” pytali koledzy, jedni z przerażeniem, inni z uśmiechem.

„Nie, nie, jedzcie spokojnie, tylkoTego dnia, gdy Kuba trzymał za rękę Olę w drodze do domu, zrozumiała, iż najlepsze żarty to te, które łączą ludzi, a nie dzielą.

Idź do oryginalnego materiału