Mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i nie zamierza wrócić do domu. Oskarża mnie, iż go nie rozumiem i nie chcę mu pomóc.
Od sześciu miesięcy mój mąż przebywa u swojej matki, która nieustannie symuluje zły stan zdrowia. Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to już przegięcie. A do tego jeszcze twierdzi, iż to ja nie potrafię go zrozumieć ani jakoś wesprzeć.
Jak mam pomóc teściowej, która celowo niszczy nasze małżeństwo, udając bezradność? Przywiązuje syna do siebie w najprostszy sposób – grając ofiarę. Mieszkałam już z tą kobietą. Dziękuję, nie mam ochoty powtarzać tego błędu.
Matka Darka boleśnie przyjęła wiadomość o naszym ślubie. choćby nie kryła, iż nie pochwala tego związku. Nie chciała otwarcie się kłócić, bo pragnęła, by syn widział w niej dobrą matkę, ale ciągle próbowała mnie prowokować i miała do mnie pretensje.
Nie dałam się wciągnąć, zwłaszcza iż nie musiałyśmy często się widywać. Mieliśmy własne mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy razem z Darkiem. Jego matce to też nie pasowało. Trudno kontrolować życie syna, który nie jest już pod twoją kuratelą, a tym bardziej synowej, która nie ma obowiązku robić wszystkiego, by ci się przypodobać.
Ale moja teściowa wpadła na inny pomysł – nie jest pierwsza ani ostatnia, która go zastosowała. Chodzi o udawanie ciężko chorej osoby wymagającej stałej opieki.
Darek, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z takimi manipulacjami ze strony matki, stał się nadwrażliwy i całymi dniami przebywał u niej. „Biedna staruszka” miała tyle dolegliwości, iż mogłaby stać się obiektem badań naukowych. Cierpiała na wysokie i niskie ciśnienie, bóle w klatce piersiowej, kręgosłupie, chrupanie w kolanach i omdlenia. Dopiero po czasie zrozumiałam, iż to wszystko ściema. Myślałam, iż to reakcja na stres – przecież jej ukochany synek wyprowadził się do innej kobiety.
Gdy teściowa po raz pierwszy poważnie „zachorowała”, a Darek spędzał u niej całe dnie, także pojechałam pomóc. Myślałam, iż to coś poważnego. Pierwszego dnia grała swoją rolę znakomicie. Ale po dwóch dniach zauważyłam, iż wszystkie objawy magicznie znikają, gdy tylko mój mąż wychodzi z domu. Teściowa od razu była w świetnym humorze. ale gdy tylko Darek wracał, nagle znowu „ledwo zipała”.
Podzieliłam się obserwacjami z mężem, ale nie uwierzył – no bo jak miałby uwierzyć? Grała przekonująco. Ja jednak nie dałam się zwieść. Spakowałam się i wróciłam do domu.
Mąż pojawił się kilka dni później, oznajmiając, iż jego matka „czuje się lepiej”. Najwyraźniej moja teściowa nie mogła ukryć radości, gdy wreszcie wyszłam z jej mieszkania – to była cena, jaką zapłaciła za swoją grę. Ale kilka tygodni później znów zaczęła udawać chorobę.
Wkurzało mnie to, bo za każdym razem, gdy teściowa „pogarszała się”, mój mąż wprowadzał się do niej na nieokreślony czas. Nagle zdrowiała, kiedy sugerowałam wezwanie lekarza. Przecież zdrowy człowiek nie może tak często chorować – to musi mieć przyczynę. Gdy tylko wyczuwała, iż może zostać zbadana, natychmiast wracała do formy. A Darek, przekonany, iż jego ukochana mama jest bezpieczna, w końcu wracał do mnie.
Ta sytuacja trwa już pół roku. Początkowo miał uzasadniony powód – teściowa przeszła operację kolana. Dwa lata temu upadła i lekarz zalecił zabieg, by uniknąć komplikacji.
Po operacji potrzebowała tygodnia rekonwalescencji. Darek był przy niej, jak przystało na troskliwego syna. Nie miałam nic przeciwko – naprawdę potrzebowała pomocy. Ale ani po tygodniu, ani po miesiącu mąż nie wrócił. Matka zaczęła udawać, iż przez cały czas jest słaba. Choć mogła chodzić, twierdziła, iż się przewraca, gdy syn jest w pracy.
Od pół roku Darek mieszka z matką, wierząc w jej bajki. Żaden lekarz nie stwierdził u niej nic poważnego – operacja się udała, może normalnie funkcjonować. Nie biega, ale chodzi bez kul. Ale co tam lekarze – oni się nie znają!
Postawiłam ultimatum: albo wraca do domu na stałe, albo zabieram sprawę do sądu. Teraz mąż oskarża mnie, iż go nie kocham i nie chcę zrozumieć. Przecież nie jest u kochanki – jest przy matce, która „go potrzebuje”.
Wszystkie przyjaciółki pytają, na co jeszcze czekam, przecież to oczywiste, iż powinnam się rozwieść. Chyba w końcu sama to pojęłam, choć do ostatniej chwili wierzyłam, iż rozsądek mojego męża zwycięży.