Niecałe 300 głupot – recenzja filmu „Egzorcysta: Wyznawca”

ostatniatawerna.pl 1 rok temu

Wiara czyni cuda

Po raz kolejny widzimy próbę wskrzeszenia marki dotyczącej walki księży z demonami. Ostatnim razem postawiono na serial emitowany w 2016 roku, który przyjął się dość dobrze (ocena 7,6 w serwisie Filmweb). Wyznawca jednak stawia ponownie na pełnometrażowe wrażenia, a przy tym próbuje wprowadzać elementy kompletnie nietrafione i odbierające sens całej koncepcji świata przedstawionego.

Film zaczyna się w sposób satysfakcjonujący dla Alfreda Hitchcocka, od trzęsienia ziemi. Wskutek czego budynki zaczynają się rozpadać, co kończy się tragedią dla pewnej kobiety w ciąży, która próbowała uciec. Jej stan jest krytyczny, a mąż kobiety, Victor, staje przed ciężką decyzją: uratować swoją ukochaną lub dziecko.

Następnie przenosimy się w czasie, gdzie Victor żyje dość spokojnie wraz ze swoją córką Angelą, ale oczywiście nie może to długo potrwać, gdyż dziewczynka planuje pobawić się ze swoją koleżanką z klasy Katherine w przywoływanie duchów. Bo 13-latki nie mają lepszych pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Seans spirytystyczny kończy się zaginięciem dziewczynek, a zatroskani rodzice rozpoczynają poszukiwania.

Zdecydowanie sam początek zachęca widza do dalszego zgłębiania historii. Trudny wybór głównego bohatera, krótka, ale bardzo ciekawie przedstawiona próba przywoływania duchów oraz same poszukiwania dziewczynek to rozpoczęcie fabuły w sposób tajemniczy i intrygujący, ale im dalej w las, tym jest zdecydowanie gorzej.

Fragment trailera filmu „Egzorcysta: Wyznawca” od Universal Pictures

Staruszek wciąż ma klasę

Charakteryzacja osób opętanych daje radę, ale komedią nieromantyczną jest fakt, iż opętana Regan z oryginalnej części wyglądała lepiej (a może w tym przypadku powinienem napisać „gorzej”) niż to, co zaproponowała nam najnowsza część. Te filmy dzieli przepaść 50 lat, chyba jakość powinna iść w górę, a nie nurkować prosto do dziewiątego kręgu piekieł.

Nie jestem też żadnym obrońcą Chrystusa, ale świat przedstawiony mocno łączy się z Kościołem i teologią chrześcijańską. Dlatego istotną rolę powinni odgrywać księża, a dokładniej właśnie tytułowi egzorcyści. Tutaj postawiono na marginalizację znaczenia księży w taki sposób, iż choćby mamy wątek samozwańczego „eksperta od egzorcyzmów”. Pragnę przypomnieć, iż historia pierwszej części zakończyła się (Spoiler) śmiercią obydwu duchownych, bo walka z demonami w tym uniwersum nie jest taka prosta, jak na najłatwiejszym poziomie trudności w Doom Eternal.

A jak o demonie wspomniałem, to bohaterowie chyba muszą sobie poradzić z jakimś uberdemonem, gdyż owy przyjemniaczek potrafi opętać aż 2 osoby na raz. Może w uniwersum egzorcysty Bartosza Walaszka nie byłoby to złe, ale tutaj to się kompletnie nie zgadza z tym, co ukazywał materiał źródłowy.

Ponadto film jest mocno „grzeczny” w porównaniu do wersji z 1973, Regan faktycznie wtedy opętało, jej zachowanie było chore i przyprawiało o nieprzyjemne uczucie. A tutaj kompletnie nic nas nie rusza w postępowaniu zawładniętych przez demona osób.

Zniszczenie arcydzieła

I to jest główny problem Egzorcysty: Wyznawcy. Jest to niestety „połączone” z horrorem, który do dziś jest uznawany za arcydzieło. Nie dość, iż scenarzyści wzięli na siebie zdecydowanie zbyt trudną dla siebie tematykę, to jeszcze próbując wprowadzać własne pomysły, całkowicie zignorowali ważne elementy pierwowzoru. Tak naprawdę jedynie co mają ze sobą wspólnego te filmy, to tytuł, parę starych aktorów i charakterystyczną ścieżkę dźwiękową.

Spróbujmy przyjąć scenariusz, iż to byłby jakiś inny świat, gdzie przedstawione przeze mnie wady by przeszły. Wtedy i tak omawiany film oceniłbym na coś poniżej średniaka. Przede wszystkim mamy największy grzech złego horroru, czyli zignorowanie faktu, iż film powinien straszyć. Brak jakichkolwiek scen, w których ciarki by nam towarzyszyły, zerowy klimat i jumpscary, które bywają nieoczywiste. Jeśli tylko to film oferuje i nazywa siebie horrorem, to jest to czyste kłamstwo.

Po chwalonym przeze mnie początku film nie robi nic, by utrzymać u widza ciekawość. Nuda tutaj wylewa się z ekranu w takim stopniu, iż prawie utonąłem w fotelu. Dodatkowo nie ma nic, by seans jakkolwiek się wyróżniał w kwestii realizacji czy fabuły. Więc myślę, iż po wyjściu z sali kinowej po chwili o nim zapomnicie.

Jeszcze do całej nudy postanowiono dodać aż trzy moralizatorskie monologi. Rozumiem jeden na koniec filmu, w formie pewnego podsumowania, ale aż trzy to już przesada. Jedynie współczuję aktorom, bo sama gra jest tutaj na zadowalającym poziomie i gdyby nie masa głupot dookoła, to choćby byłoby to wiarygodne.

A podczas seansu zauważymy nie tylko głupoty, z których można się śmiać, ale też mocno obrzydliwe, które zaprzeczają miłości rodzica do dziecka. Scenarzyści ogromnie się tutaj nie popisali.

Tak naprawdę Egzorcysta: Wyznawca bez jakiegokolwiek połączenia z serią, byłby mało ciekawym i pozbawionym duszy średniakiem niskich lotów, natomiast za rujnowanie dobrego imienia tak kultowego dzieła, należy się temu filmowi zapomnienie i wyrzucenie do kosza.

Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy sieci kin Cinema City!

Idź do oryginalnego materiału