"Rozwodnikom" przyświeca bardzo prosta idea: zrobić komedię, która odpowiada na niechęć dużej części polskiego społeczeństwa do kościelnych przepisów i absurdów. Aż dziw bierze, iż podobny film nie powstał wcześniej. Zwłaszcza iż nasz naród coraz szybciej się laicyzuje, a kolejne skandale i afery tylko obniżają autorytet duchowieństwa. Czyżby rodzimi twórcy bali się dotykać pewnych tematów w lekkiej formie? A może wszystko ma swój czas? Polskie kino rozrywkowe nie narzeka przecież na brak przerysowanych postaci księży. Co ciekawe, oryginalny pomysł na "Rozwodników" pochodzi jednak z zagranicy. Michał Chaciński i Łukasz Światowiec zaadaptowali scenariusz litewskiego filmu "Parade". Obaj maczali palce przy "Planecie Singli", "Juliuszu" i "Masz ci los!", więc czują się na komediowym gruncie bardzo pewnie. Ich nierozłączny duet uzupełnia Radosław Drabik, który zasiadł na stołku reżyserskim obok Chacińskiego. Jak wyszła filmowcom próba obśmiania kościelnego systemu? Bezpiecznie, poprawnie i trochę rozczarowująco.
Jacek (Wojciech Mecwaldowski) pragnie ożenić się z dużo młodszą Moniką (Michalina Łabacz), ale potrzebuje do tego rozwodu kościelnego. Prosi więc byłą żonę Małgosię (Magdalena Popławska), aby wypełniła odpowiednie papiery i stawiła się w kurii. Teoretycznie wszystko wydaje się łatwe i bezproblemowe. Bohaterowie rozeszli się ponad 20 lat temu i weszli w nowe związki. Łączy ich tylko dorosła córka Ilona (Aleksandra Grabowska). Gosia żyje szczęśliwie z taksówkarzem Andrzejem (Tomasz Schuchardt), z którym ma jeszcze nastoletnią Alę (Oliwia Drabik). Rozwód cywilny nic jednak nie znaczy dla kościelnej administracji. Ex małżonkowie przekonają się, iż pozornie prosta procedura może trwać miesiącami, a szczerość nie zawsze popłaca. Wspólne perypetie nieoczekiwanie zbliżą do siebie Jacka i Małgosię, komplikując ich życie osobiste oraz uczuciowe.
"Rozwodnicy" balansują między satyrą na kościelną biurokrację a komedią romantyczną. Film zyskuje najwięcej w scenach zderzenia bohaterów z religijnym systemem, który respektuje tylko swoje prawa i odrzuca świeckie metody rozstania. Jacek i Gosia niby mają dystans do wiary katolickiej, ale w kontakcie z księżmi i urzędnikami czują się wyjątkowo niezręcznie, bo ich argumenty nagle nie działają. Podpisywanie góry dokumentów i kolejne absurdalne przesłuchania nie prowadzą donikąd, a uciekanie się do drobnych i większych kłamstw wcale nie odmienia sytuacji. Twórcy wskazują tyleż na bezradność zwykłych ludzi nierozumiejących prawa kanonicznego i jego logiki, co na niejednoznaczne metody Kościoła. Wpływowa instytucja wie bardzo dużo o swoich owieczkach i, trochę jak doświadczona partia polityczna, umie manipulować informacjami. Co gorsza, duchowni, z którymi rozmawiają byli małżonkowie, nie chcą pomóc, tylko naprawić ich związek. Dochodzi tu do totalnego odwrócenia motywacji i pojęć. Jakby Gosia i Jacek, reprezentujący wszystkich Polaków żyjących poza Kościołem, mówili kompletnie innym językiem niż kler. Ironię wzmaga lekko karykaturalny portret księży, którzy pod maską powagi ukrywają pasywno-agresywne zachowania i niezdolność do normalnej dyskusji. Na satyryczny efekt dobrze działa też muzyka Łukasza Targosza parodiująca kościelne melodie i utwory Czajkowskiego.
Problemy zaczynają się, kiedy "Rozwodnicy" próbują być historią o odżywającym uczuciu Jacka i Gosi. Coraz częstsze spotkania tej dwójki przywracają miłe wspomnienia o weselnej ceremonii, spontanicznym seksie czy młodości wypełnionej zabawą. Banalnie rozpisany wątek prowadzi oczywiście bohaterów do pytań o ich obecne relacje i poczucie spełnienia. Małgosia wchodzi w mały konflikt z Andrzejem, który jest całkowitym przeciwieństwem Jacka, i z nostalgią patrzy w przeszłość. Jej były mąż wreszcie zaczyna rozumieć, iż ponad 20 lat temu wykazywał się wielką niedojrzałością i zawiódł wzajemne oczekiwania. Krok po kroku twórcy sugerują, iż dawna miłość jeszcze nie wygasła, a próba zdobycia kościelnego rozwodu może, paradoksalnie, zamieszać w życiu postaci. Film bazuje jednak na samych romantycznych kliszach, które nie pomagają zbudować głębszego emocjonalnie tła. Nie wystarczy jedna szczera rozmowa w zepsutym aucie ani wyjście na miasto i beztroskie tańce do rana, byśmy uwierzyli w reaktywację związku Jacka i Gosi. Inna sprawa, iż wcielający się w nich Wojciech Mecwaldowski i Magdalena Popławska dobrze się uzupełniają i mają czystą ekranową chemię. Na drugim planie marnują się jednak talenty Michaliny Łabacz i Tomasza Schuchardta, którzy grają szkicowe role Moniki i Andrzeja.
Ostatecznie "Rozwodnicy" nie wykorzystują swojego potencjału, bo stają w rozkroku. Miotają się między prostą romantyczną opowieścią i drapieżną satyrą na świat Kościoła. Chęć zrobienia atrakcyjnej fabuły o relacjach damsko-męskich zaczyna z czasem dominować, a krytyka religijnej instytucji staje się ostrożna, ugrzeczniona i powierzchowna. Twórcy nie odnoszą się do najgorszych występków polskiego duchowieństwa i nie mają zamiaru dzielić społeczeństwa. Chyba wyszli z założenia, iż można nie urazić osób wierzących i jednocześnie rozbawić całą resztę odbiorców. choćby uwzględniając kilka ostrzejszych żartów, film dopasowuje się jednak do swojej przezroczystej, wygładzonej estetyki, wziętej prosto z katalogu. Niby czymś się wyróżnia i przyciąga uwagę, ale zdradza zbyt wiele podobieństw do innych produktów Netflixa. Długa lista wad nie znaczy od razu, iż "Rozwodnicy" są niepotrzebni. Wręcz przeciwnie. Oby ich śladem poszli inni twórcy, bo inteligentna drwina z Kościoła może nas uzdrowić. Skoro wolno śmiać się ze wszystkiego, dlaczego nie mielibyśmy potraktować z humorem tego, co święte, katolickie i uduchowione?
Jacek (Wojciech Mecwaldowski) pragnie ożenić się z dużo młodszą Moniką (Michalina Łabacz), ale potrzebuje do tego rozwodu kościelnego. Prosi więc byłą żonę Małgosię (Magdalena Popławska), aby wypełniła odpowiednie papiery i stawiła się w kurii. Teoretycznie wszystko wydaje się łatwe i bezproblemowe. Bohaterowie rozeszli się ponad 20 lat temu i weszli w nowe związki. Łączy ich tylko dorosła córka Ilona (Aleksandra Grabowska). Gosia żyje szczęśliwie z taksówkarzem Andrzejem (Tomasz Schuchardt), z którym ma jeszcze nastoletnią Alę (Oliwia Drabik). Rozwód cywilny nic jednak nie znaczy dla kościelnej administracji. Ex małżonkowie przekonają się, iż pozornie prosta procedura może trwać miesiącami, a szczerość nie zawsze popłaca. Wspólne perypetie nieoczekiwanie zbliżą do siebie Jacka i Małgosię, komplikując ich życie osobiste oraz uczuciowe.
"Rozwodnicy" balansują między satyrą na kościelną biurokrację a komedią romantyczną. Film zyskuje najwięcej w scenach zderzenia bohaterów z religijnym systemem, który respektuje tylko swoje prawa i odrzuca świeckie metody rozstania. Jacek i Gosia niby mają dystans do wiary katolickiej, ale w kontakcie z księżmi i urzędnikami czują się wyjątkowo niezręcznie, bo ich argumenty nagle nie działają. Podpisywanie góry dokumentów i kolejne absurdalne przesłuchania nie prowadzą donikąd, a uciekanie się do drobnych i większych kłamstw wcale nie odmienia sytuacji. Twórcy wskazują tyleż na bezradność zwykłych ludzi nierozumiejących prawa kanonicznego i jego logiki, co na niejednoznaczne metody Kościoła. Wpływowa instytucja wie bardzo dużo o swoich owieczkach i, trochę jak doświadczona partia polityczna, umie manipulować informacjami. Co gorsza, duchowni, z którymi rozmawiają byli małżonkowie, nie chcą pomóc, tylko naprawić ich związek. Dochodzi tu do totalnego odwrócenia motywacji i pojęć. Jakby Gosia i Jacek, reprezentujący wszystkich Polaków żyjących poza Kościołem, mówili kompletnie innym językiem niż kler. Ironię wzmaga lekko karykaturalny portret księży, którzy pod maską powagi ukrywają pasywno-agresywne zachowania i niezdolność do normalnej dyskusji. Na satyryczny efekt dobrze działa też muzyka Łukasza Targosza parodiująca kościelne melodie i utwory Czajkowskiego.
Problemy zaczynają się, kiedy "Rozwodnicy" próbują być historią o odżywającym uczuciu Jacka i Gosi. Coraz częstsze spotkania tej dwójki przywracają miłe wspomnienia o weselnej ceremonii, spontanicznym seksie czy młodości wypełnionej zabawą. Banalnie rozpisany wątek prowadzi oczywiście bohaterów do pytań o ich obecne relacje i poczucie spełnienia. Małgosia wchodzi w mały konflikt z Andrzejem, który jest całkowitym przeciwieństwem Jacka, i z nostalgią patrzy w przeszłość. Jej były mąż wreszcie zaczyna rozumieć, iż ponad 20 lat temu wykazywał się wielką niedojrzałością i zawiódł wzajemne oczekiwania. Krok po kroku twórcy sugerują, iż dawna miłość jeszcze nie wygasła, a próba zdobycia kościelnego rozwodu może, paradoksalnie, zamieszać w życiu postaci. Film bazuje jednak na samych romantycznych kliszach, które nie pomagają zbudować głębszego emocjonalnie tła. Nie wystarczy jedna szczera rozmowa w zepsutym aucie ani wyjście na miasto i beztroskie tańce do rana, byśmy uwierzyli w reaktywację związku Jacka i Gosi. Inna sprawa, iż wcielający się w nich Wojciech Mecwaldowski i Magdalena Popławska dobrze się uzupełniają i mają czystą ekranową chemię. Na drugim planie marnują się jednak talenty Michaliny Łabacz i Tomasza Schuchardta, którzy grają szkicowe role Moniki i Andrzeja.
Ostatecznie "Rozwodnicy" nie wykorzystują swojego potencjału, bo stają w rozkroku. Miotają się między prostą romantyczną opowieścią i drapieżną satyrą na świat Kościoła. Chęć zrobienia atrakcyjnej fabuły o relacjach damsko-męskich zaczyna z czasem dominować, a krytyka religijnej instytucji staje się ostrożna, ugrzeczniona i powierzchowna. Twórcy nie odnoszą się do najgorszych występków polskiego duchowieństwa i nie mają zamiaru dzielić społeczeństwa. Chyba wyszli z założenia, iż można nie urazić osób wierzących i jednocześnie rozbawić całą resztę odbiorców. choćby uwzględniając kilka ostrzejszych żartów, film dopasowuje się jednak do swojej przezroczystej, wygładzonej estetyki, wziętej prosto z katalogu. Niby czymś się wyróżnia i przyciąga uwagę, ale zdradza zbyt wiele podobieństw do innych produktów Netflixa. Długa lista wad nie znaczy od razu, iż "Rozwodnicy" są niepotrzebni. Wręcz przeciwnie. Oby ich śladem poszli inni twórcy, bo inteligentna drwina z Kościoła może nas uzdrowić. Skoro wolno śmiać się ze wszystkiego, dlaczego nie mielibyśmy potraktować z humorem tego, co święte, katolickie i uduchowione?