Nie zapominaj, iż mieszkasz w moim mieszkaniu i całe życie tu przeżyłeś. Znowu zaczynasz. Będziesz mi tym wypominać do końca życia?
Teresa i Marek byli małżeństwem już dziesięć lat.
Teresa miała matkę i ojczyma, który wychowywał ją od trzeciego roku życia.
Młodszy brat Teresy, Krzysztof, też nie był dla ojczyma rodzonym dzieckiem.
Tylko siostra Ania była jego córką. Ale nigdy nie robił między nimi różnicy.
Gdy Teresa wyszła za mąż i przeprowadziła się do męża, Ania miała osiem lat.
Z ojczymem żony Marek od razu się dogadał. Nic dziwnego Jan Kowalski potrafił szczerze rozmawiać choćby z sąsiadami. Nie miało dla niego znaczenia, czy przed nim stało dziecko, nastolatek czy dorosły człowiek.
Mówił na równych prawach, zawsze znalazł wspólne tematy.
O teściowej Marek też nie miał złego słowa, ale z Janem od razu się zżył i zaczął nazywać go tatą.
Jego własny ojciec już nie żył.
Matka wyjechała do babci, bo zachorowała. Wyjechała i już tam została. Dom w mieście zostawiła synowi.
Teresa i Marek wszystko w nim przerobili na swoją modłę. Pomagał ojciec. Matka Teresy narzekała nie rozumiała, jak można się wyprowadzić z miasta na wieś?
Mamo, to miasteczko. Duże miasteczko. W centrum są choćby pięciopiętrowce.
A ty mieszkasz w chałupie na uboczu. To wieś, nie miej się za lepszą.
Minęło dziesięć lat. W rodzinie dorastali syn i córka. Brat Teresy po studiach został w dużym mieście, daleko od rodzinnego domu. Młodsza siostra wyszła za mąż. Nie mieli własnego mieszkania, więc wynajmowali. Czynsz płacili rodzice Ani.
Niech zamieszkają z nami powiedział Jan do żony.
Nie mam nic przeciwko, ale musimy porozmawiać.
O co chodzi?
Po co zmieniłeś pracę?
Już o tym mówiliśmy. Dzieci same zarabiają. Nie dam rady na dwóch etatach, a od czasu choroby pozostało gorzej. Wydatków trochę ubyło.
Ania potrzebuje mieszkania.
Ma męża.
Nie zapominaj, iż mieszkasz w moim mieszkaniu i całe życie tu przeżyłeś.
Znowu zaczynasz. Będziesz mi tym wypominać do końca życia?
Wybieraj! Musisz pracować na mieszkanie dla córki!
Jaki mam wybór? Harować na mieszkanie, czy co?
Albo wynoś się.
Wiesz, iż nie dam rady.
W takim razie rozwód. Wynoś się. Masz swój dom.
Dom? Widziałaś go? Zobacz, w jakim jest stanie po tylu latach.
Mnie to nie obchodzi. Nie chciałeś go sprzedać.
Jan Kowalski w milczeniu spakował najpotrzebniejsze rzeczy.
Zabierz wszystkie rzeczy, bo resztę wyrzucę.
Przeżyliśmy razem życie, za rok emerytura. Mam już sześćdziesiąt trzy lata.
Trzeba było młodszą znaleźć. Szkoda, iż wtedy się zgodziłam za ciebie wyjść. Nie miałam wyboru kto by wziął kobietę z dwójką dzieci?
Mówisz tak o dzieciach? Wynoszę się. Resztę rzeczy zabiorę w ciągu tygodnia. Poczekaj
Mamo, a gdzie tata?
Wiesz przecież, iż to nie twój ojciec.
I co to zmienia? Jest moim tatą i nigdy nie miałem innego.
Rozstaliśmy się. Ania z mężem się tu wprowadzają.
Co? A gdzie tata?
W swojej wsi.
I Ania zgodziła się wysłać chorego ojca tam? Jak ty mogłaś?
A co cię to tak obchodzi?
To nieludzkie. A Krzysztof wie?
Po co ma wiedzieć, jest daleko. A wy po co przyjechaliście?
Tak tylko, wpadliśmy w odwiedziny. Jutro wyjeżdżamy na wakacje. Potem mieliśmy wstąpić do Krzysztofa, mieszka niedaleko.
A czego wy ode mnie chcecie? Teraz potrzebuję pieniędzy na remont, siostra z mężem się wprowadzają, jest w ciąży. Więc nic wam nie dam. Przywieźliście dzieci? Nie mam czasu się nimi zajmować.
Nic nie chcemy. Pieniądze mamy, dzieci jadą z nami. Nie po to przyjechaliśmy. A kiedy zamierzałaś nam powiedzieć o rozwodzie?
Po co wam to? On tylko dla Ani jest rodzony.
Jak nas kochał i utrzymywał, to był rodzinny, a teraz obcy? To nie w porządku, mamo
Nie tobie mnie oceniać! Dla was się starałam!
Marek znów wszedł do mieszkania. Wyszedł na początku rozmowy Teresy z matką, gdy zrozumiał, iż ojca już nie ma i nie będzie. Ledwo się do niego dodzwonił. Jan Kowalski nie nosił telefonu przy sobie, zostawiał go w domu. Ale miał szczęście odebrał.
Oczywiście, nie mnie oceniać. To on się dla nas starał. Czas pokaże
Teresko, chodź Marek pociągnął ją za rękę. Wszystko wiem. Dzieci do auta. Jedziemy do dziadka.
Wiesz? Jedziemy.
Wiem. Ledwo się dowiedziałem. Nie chciał mówić.
Zuch z ciebie. Nigdy nie znałam adresu. Nikt nam nie mówił, nigdy tam nie jeździliśmy.
Jan Kowalski spotkał ich przed starym domem.
Dziadku, a u ciebie w domu mieszka zła babcia? zapytały go wesoło wnuki.
Nie. Została w mieście.
Teresa i Marek się roześmiali. Żart się udał, choć ojciec był w kiepskim nastroju. Oczywiście ucieszył się z ich przyjazdu, starał się tego nie pokazywać, ale i tak było widać.
Po co mnie szukaliście?
Jak tu można żyć?! Przyjechaliśmy zobaczyć i rozwiązać sprawę. Dlaczego od razu nie powiedziałeś?
Po co was martwić? Twoja matka powiedziała mi wszystko, co chciała, i zrozumiałem.
Ja też ją zrozumiałam. Jak zamierzasz tu żyć? Teraz lato, a zimą? Przywiozłeś wszystkie rzeczy?
Wszystkie. Tu w ogóle nic nie ma, tylko stara zastawa się zdała. Ale jakoś będzie. Skoro tak wyszło, to będę żył.
Oczywiście, iż będziesz. Zbieraj rzeczy, tato. Jedziesz z nami, u nas zamieszkasz.
Tak, tato, pakuj się. Resztę przywieziemy później. Weź tylko najpotrzebniejsze.
Nie mogę nigdzie jechać, nie jestem sam.
Widzimy, iż nie. A my wciąż nie zdecydowaliśmy się na psa. Dzieci proszą.
Podrzucili go, jeszcze mały
No to go też bierzemy do auta. Będzie pilnował naszego domu.
Ojciec nie płakał, ale łzy same leciały mu z oczu.
Tato, jut










