Mamo, chyba oszalałaś! – głos Krzysztofa drżał ze złości. – Jak mogłaś uwierzyć tej szmacie?
– Nie mów tak o Halinie! – ostro przerwała mu Wanda Nowak. – Była dla mnie jak córka!
– Jak córka? – Krzysztof zaśmiał się nerwowo. – Mamo, okradła cię! Zabrała wszystkie twoje oszczędności!
– Nic nie ukradła! Sama dałam jej pieniądze! – Wanda uderzyła pięścią w stół. – I nie twoja sprawa, na co je wydaję!
– Moje sprawa, mamo! To przecież spadek po babci! Twoja emerytura i moja pomoc! A ona wzięła wszystko i zniknęła!
Wanda odwróciła się do okna. Na zewnątrz lało, krople spływały po szybie jak łzy. Ale ona już nie płakała. Łzy skończyły się wczoraj, gdy zrozumiała, iż Halina ją oszukała.
– Nie zniknęła – powiedziała cicho. – Wyjechała do siostry do Krakowa. Obiecała wrócić za miesiąc.
– Mamo, obudź się! Jaką siostrę? Wiesz przecież, iż nie ma nikogo! Jest sierotą!
– Może się odnalazła…
Krzysztof podszedł i chwycił ją za ramiona.
– Mamo, popatrz na mnie. Halina Wiśniewska to oszustka. Celowo się z tobą zaprzyjaźniła, żeby wyciągnąć pieniądze. Dziesiątki osób już nabrała.
– Skąd wiesz?
– Wynająłem detektywa. Oto dowody.
Wyciągnął teczkę z dokumentami i zdjęciami.
– Halina Wiśniewska, trzydzieści osiem lat. Wyroki za oszustwa. Specjalizuje się w samotnych starszych kobietach. Tu zdjęcia z innymi ofiarami.
Wanda wzięła teczkę drżącymi rękami. Na fotografiach widziała Halinę w objęciach różnych kobiet. Wszystkie w jej wieku, wszystkie uśmiechnięte, wszystkie wyglądały na szczęśliwe.
– To nie może być prawda – szepnęła.
– Mamo, wyciągnęła od ciebie dwadzieścia tysięcy złotych. Mówiła, iż jej córka jest chora i potrzebuje operacji. A nie ma żadnej córki!
Wanda osunęła się na krzesło. Wszystko wirowało jej przed oczami.
– Ale przecież… cały rok się przyjaźniłyśmy… Pomagała mi, nosiła zakupy, jeździła ze mną do lekarza…
– To był plan, mamo. Zdobywała zaufanie. A potem uderzyła, gdy najmniej się spodziewałaś.
Wanda przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. W kolejce do kardiologa. Halina zagadała, okazało się, iż też jest sama. Potem przypadkowe spotkania w sklepie, w aptece. Stopniowo stały się bliskie.
– Pamiętasz, jak cię ostrzegałem? – mówił Krzysztof. – Mówiłem, żebyś była ostrożna?
– Pamiętam – skinęła głową. – Ale ty zawsze wszystkich podejrzewasz.
– Nie wszystkich, mamo. Ale takich jak ona – tak.
Zamknęła oczy. Pamiętała, jak Halina przyszła zapłakana. Mówiła o chorej córce, o operacji.
– Wanda, nie mam do kogo się zwrócić – szlochała. – Tylko ty jesteś mi bliska.
I Wanda oddała jej wszystkie oszczędności. Bez wahania.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał Krzysztof. – Powstrzymałbym cię.
– Wiedziałam, iż będziesz przeciw. Zawsze jej nie lubiłeś.
– Czułem, iż jest fałszywa. Zbyt dużo się śmiała, zbyt dużo chwaliła.
Wanda podeszła do serwantki. Stało tam zdjęcie w ramce – ona i Halina nad Wisłą. Wzięła je i rzuciła na podłogę. Szkło rozprysło się na kawałki.
– Mamo! – krzyknął Krzysztof.
– Głupia jestem! – wrzasnęła Wanda. – Jak mogłam być taka naiwna?!
Zaczęła płakać. Krzysztof przytulił ją mocno.
– Nie obwiniaj się. To profesjonalistka. Wie, jak oszukiwać.
– Dlaczego ja?
– Bo jesteś dobra. I samotna.
Wanda odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
– Zgłoszę to na policję.
– Jest już za późno. Pieniądze przepadły.
– To niech przynajmniej inne kobiety nie wpadną w jej sidła.
Wytarła łzy i wyprostowała się. W jej oczach błysnęła determinacja.
– Jutro idę na komisariat.
– Pojadę z tobą.
– Nie. Poradzę sobie sama.
Krzysztof schował dokumenty.
– Czemu nie dzwoniłaś? Martwiłem się!
– Wstyd mi było. Wiedziałam, iż się będziesz złościł.
– Nie złoszczę się. Martwię się o ciebie.
– Wiem. Przepraszam, Krzysiu.
Pocałował ją w czoło.
– Może się do mnie przeprowadzisz? Nie chcę, żebyś była sama.
– Nie – odpowiedziała stanowczo. – Jestem niezależna.
– Ale po takim ciosie…
– Właśnie dlatego muszę zostać. Jak ucieknę, nigdy sobie nie wybaczę.
Zrozumiał, iż ma rację. Zawsze była silna.
– Dobrze. Ale będę wpadał codziennie.
– Nie trzeba. Raz w tygodniu wystarczy.
– Mamo…
– Poradzę sobie, synku. Naprawdę.
Gdy wyszedł, zebrała kawałki rozbitej ramki. Zdjęcie podarła i wyrzuciła. Potem usiadła w fotelu i myślała. Jak mogła być tak głupia?
Telefon zadzwonił. Halina.
– Wanda, cześć! – rozbrzmiał wesoły głos. – Jak się masz? Tak za tobą tęsknię!
– Halina – powiedziała cicho.
– Wiesz co? Operacja się udała! Córka już wraca do zdrowia!
– To dobrze.
– Coś się stało? Dziwnie brzmisz.
– Nic. Jestem zmęczona.
– Ach, rozumiem. Za tydzień wracam! Musimy się spotkać!
– Halina – Wanda mówiła wolno – pokaż mi zdjęcie córki.
– Co?
– Jakiekolwiek. Chcę ją zobaczyć.
Cisza.
– Po co ci to?
– Po prostu. Tyle o niej mówiłaś.
– Nie mam przy sobie zdjęć. Telefon mi spadł, wszystko przepadło.
– Rozumiem.
– O co ci chodzi?
Wanda wzięła głęboki oddech.
– Wiem wszystko. Nie masz córki. Jesteś oszustką.
Halina się zaśmiała nerwowo.
– Oszalałaś? Może ci ciśnienie skoczyło?
– Jestem trzeźwa. To ty kłamaś.
– Nie wiem, kto ci to wmówił.
– Nikt. Sam się przekonałam.
Halina zmieniła ton. Stał się zimny.
– I co? Pobiegniesz na policję?
– Tak.
– Nie znajdą– Nie muszą, bo już nigdy nie dasz mi się oszukać – powiedziała Wanda i odłożyła słuchawkę, czując jak ciężar opuszcza jej serce.