"Nie wiem, czy twoja córka mnie zdradza, ale boję się o dzieci" - powiedział do mnie mój zięć, patrząc mi prosto w oczy

planetapolska.com 20 godzin temu

"Nie wiem, czy twoja córka mnie zdradza, ale boję się o dzieci" - powiedział do mnie mój zięć, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos drżał, a dłonie miał zaciśnięte w pięści. Zamarłam.

Nie spodziewałam się takiej rozmowy. Myślałam, iż wpadł tylko na herbatę. Nie był moim ulubieńcem, ale zawsze wydawał się odpowiedzialny. A teraz siedział w moim salonie i mówił rzeczy, których żadna matka nie chce usłyszeć.

- Co to znaczy, boisz się o dzieci? - zapytałam, czując, jak serce bije mi coraz szybciej. - Weronika… przecież ona by im nic nie zrobiła…

Spojrzał na mnie z bólem. - Chciałbym w to wierzyć.

Moja córka Weronika zawsze była silna. Uparta, niezależna, odważna. Może czasem zbyt dumna. Kiedy kilka lat temu poznała Michała, sądziłam, iż w końcu znalazła kogoś, kto da jej spokój i stabilność. Pobrali się, kupili dom, mieli dwójkę dzieci. Często powtarzała, iż jest zmęczona, ale kto nie jest zmęczony, mając dzieci i pracując na dwa etaty?

Nie widywałam ich często, ale kiedy przyjeżdżali, wszystko wyglądało normalnie. Michał zajmował się ogrodem, Weronika szykowała obiad. Dzieci bawiły się w pokoju.

A teraz on twierdzi, iż coś jest nie tak. Że boi się o własne dzieci. Że nie wie, czy jego żona ma romans. Że zachowuje się dziwnie, wraca późno, znika z domu, traci panowanie nad sobą. Mówił cicho, ale każde słowo wbijało się we mnie jak nóż.

- A rozmawiałeś z nią? - zapytałam ostrożnie.

- Próbowałem. Milczy. Albo wybucha. W zeszłym tygodniu przez dwie godziny nie wiedziałem, gdzie są dzieci. Okazało się, iż zostawiła je same w domu i poszła do koleżanki. Pięcioletni Julek zadzwonił do mnie z tabletu.

Poczułam, jak robi mi się niedobrze. To nie mogła być moja córka. Weronika, która zawsze miała plan, wszystko kontrolowała, dbała o każdy szczegół. Coś się musiało stać.

Michał spuścił wzrok. - Ja ją kocham, naprawdę. Ale nie wiem, co się z nią dzieje. I nie chcę dłużej ryzykować. jeżeli nie porozmawia z psychologiem, z kimkolwiek, będę musiał zabrać dzieci.

Wróciłam do tej rozmowy jeszcze tego samego wieczoru. Zadzwoniłam do Weroniki. Nie odbierała. Napisałam jej wiadomość: "Musimy porozmawiać. Nie odkładaj tego." Oddzwoniła dopiero następnego dnia. Brzmiała obojętnie, jakby rozmawiała z obcą osobą.

- Co ci nagadał Michał? Że jestem wyrodną matką? Że go zdradzam? - zaśmiała się sucho. - Nie mam siły tego słuchać.

- Weronika - przerwałam jej. - Kocham cię. Ale jeżeli coś się dzieje, musisz mi powiedzieć. Nie udawaj, iż wszystko jest w porządku.

Milczenie po drugiej stronie było dłuższe niż się spodziewałam. A potem wyszeptała: - Jestem zmęczona, mamo. Tak cholernie zmęczona. Praca, dzieci, Michał, wszystko. Czasem mam ochotę po prostu wsiąść w pociąg i pojechać gdziekolwiek. Żeby nikt nic ode mnie nie chciał.

W tym momencie zrozumiałam, iż nie chodzi o zdradę. Nie o jakiegoś tajemniczego kochanka. Weronika się wypaliła. Była bliska załamania. A nikt tego nie zauważył - ani ja, ani jej mąż. Udawała, iż wszystko gra. A w środku powoli gasła.

Zaproponowałam, iż zabiorę dzieci na kilka dni. Że porozmawiam z Michałem. Że pomożemy jej, ale pod jednym warunkiem - musi sama chcieć pomocy. Zgodziła się. W głosie miała ulgę. I coś jeszcze. Może wdzięczność.

Dziś wiem jedno: czasem nie trzeba ratować małżeństwa. Trzeba ratować człowieka.

A wnuki? One wiedzą, iż babcia ich kocha. I iż rodzina to nie tylko wspólne nazwisko. To umiejętność bycia razem, kiedy wszystko się wali. var adsinserter = adsinserter || {}; adsinserter.tags = ['fulladsnew'];

Idź do oryginalnego materiału