Anna Kochnowicz-Kann w nowej książce zatytułowanej „Z powodu lalek. O Januszu Ryl-Krystianowskim (zapiski z pamięci)” deklaruje, iż przyjaźniła się z Januszem Ryl-Krystianowskim, wieloletnim dyrektorem artystycznym Teatru Animacji w Poznaniu. Już kilka miesięcy po śmierci artysty dostrzegła, iż ta ważna dla polskiej sztuki postać zaczyna tracić kontury, a choćby znikać ze zbiorowej pamięci. Postanowiła zawalczyć o przywrócenie należnego twórcy miejsca. Rozmówcy, którzy zdecydowali się na współpracę, te same wydarzenia widzieli i zapamiętali inaczej. Niektórzy odmówili rozmów lub wycofywali się w trakcie autoryzacji. Największym szokiem był moment, kiedy w trakcie pracy nad książką autorka dowiedziała się, iż Marcin Ryl-Krystianowski, syn bohatera książki, ma siostrę. Dla biografa to gratka, a zarazem problem.
Każdy ma swój obraz Ryla
Na początku lat 90. ubiegłego stulecia napisałem artykuł o biblioteczce znalezionej na strychu. To był bardzo dziwny zbiór, ponieważ w dużej mierze składał się z powieści za 20 groszy oraz tomików z tekstami popularnych autorów kabaretowych okresu dwudziestolecia międzywojennego. Kilka dni później zadzwonił do redakcji ktoś z Teatru Animacji, iż dyrektor Janusz Ryl-Krystianowski chciałby się ze mną spotkać. Okazało się, iż rozmowa miała dotyczyć opisanej przeze mnie biblioteczki, a dyrektor najchętniej wypożyczyłby ją na jakiś czas. I tak się stało. Po kilku tygodniach umówiliśmy się ponownie na rozmowę. Janusz Ryl-Krystianowski nie znalazł materiału na spektakl, ale przy okazji zwierzył się, iż lubi kabaret, iż forma kabaretu jest mu szczególnie bliska, lubi mechanizmy rządzące tym gatunkiem sztuki…
Anna Kochnowicz-Kann „Z powodu lalek. O Januszu Ryl-Krystianowskim (zapiski z pamięci)”
Nie załapałem się na teatr Leokadii Serafinowicz, ponieważ nie mieszkałem jako dziecko w Poznaniu. W czasach studenckich omijałem ten teatr, ponieważ nic się w nim nie działo. Pierwszy raz przekroczyłem jego progi dopiero za dyrekcji Janusza Ryl-Krystianowskiego, a pierwsza recenzja, jaką napisałem, dotyczyła „Jasia i Małgosi” (premiera 30 grudnia 1989 r.) i ukazała się w „Gońcu Teatralnym”.
Wcześniej na łamach tej popularnej gazety zamieściłem notatkę o zmianie nazwy placówki na Teatr Animacji. W środowisku toczyły się o to spory (które wielokrotnie przywołują rozmówcy Kochnowicz-Kann), ale poznaniacy i tak mówili „idę do «Marcinka»”, chociaż „Marcinek” już w okresie 1981/1982 został usunięty z nazwy Państwowego Teatru Lalki i Aktora.
Kiedy przeglądam listę spektakli zrealizowanych przez Janusza Ryl-Krystianowskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu, wydaje mi się, iż widziałem niemal wszystkie, ale nie o każdym pisałem. Znaliśmy się prawie 25 lat. Jednak gdybym miał naszkicować w kilku słowach jego sylwetkę, powiedziałbym: skryty/tajemniczy, małomówny, zwykle wycofany, z boku, uśmiechnięty…, wybitny twórca teatralny, który – jak mówił w jednym z udzielonych mi wywiadów – nie lubił teatru publicystycznego. Interesowała go forma i metafora. Znałem jego korzenie lalkarskie: ojciec – Alfred Ryl-Krystianowski, aktor w Teatrze Groteska w Krakowie, pedagog, tłumacz; stryj – Henryk Ryl, reżyser, założyciel Teatru Arlekin w Łodzi; żona Urszula Sękowska – aktorka lalkarka; syn Marcin – aktor lalkarz; synowa Mariola – aktorka lalkarka; wnuczka Olga – aktorka lalkarka, twórczyni lalek, scenografka i projektantka kostiumów.
Nie wiedziałem, iż pisał sztuki teatralne pod pseudonimem Maria Joterka. Nie miałem pojęcia, iż potrafił grać na fortepianie i uwielbiał jazz. Wielu rzeczy nie wiedziałem o Januszu Ryl-Krystianowskim. Dopiero „Z powodu lalek” Anny Kochnowicz-Kann uzmysłowiło mi, iż mój portret artysty był niepełny, powierzchowny, oficjalny, taki chyba, jaki on sam wykreował. Z książki dowiedziałem się, iż wizrunek idealnego tandemu: dyrektor naczelny Antoni Kończal i dyrektor artystyczny Janusz Ryl-Krystianowski był nieprawdziwy. Że zespół Teatru Animacji nie był aż tak bardzo zjednoczony, jak się wydawało, patrząc z zewnątrz, a pod koniec życia Kończala wręcz podzielony. Dla wielu Janusz Ryl-Krystianowski był liderem, któremu ufali, młodsi stażem w zespole raczej traktowali jego zachowania jako despotyczne.
Wielogłos
Anna Kochnowicz-Kann była pewna, iż zna bohatera swojej książki. Ale jak się okazało, każdy rozmówca widział go w innym świetle, każdy dorzucał nowe ziarenko, czasami jakiś pozornie nic nieznaczący drobiazg. gwałtownie przyszło jej weryfikować i konfrontować ludzką pamięć. Nie zawsze jednak wchodziła na rolę sędziego. Niektóre kwestie pozostają nierozstrzygnięte.
fot. Grzegorz Dembiński/Wydawnictwo Miejskie Posnania
„Z powodu lalek” spina klamra – rozmowy z ludźmi, którzy dobrze znali bohatera, ale z nim nie pracowali na co dzień: Markiem Waszkielem, historykiem teatru lalek, pedagogiem, dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek i Teatru Animacji w Poznaniu, i Lucyną Kozień, krytyczką, redaktorką naczelną czasopisma „Teatr Lalek” i dyrektorką Teatru Lalek Banialuka w Bielsku-Białej. Oboje starają się widzieć artystę w przestrzeni polskiego teatru, jego blaski i cienie.
Nie wkraczają w życie prywatne. Obie rozmowy stanowią moim zdaniem ramę portretu. istotną osobą w tworzeniu obrazu bohatera książki Kochnowicz-Kann jest Katarzyna Grajewska, wieloletnia kierowniczka literacka Teatru Animacji, w tej chwili wicedyrektorka, a także długoletnia partnerka życiowa Ryl-Krystianowskiego, matka jego córki. Jej głos pojawia się w różnych momentach książki. Zwykle brzmi rzeczowo, obiektywnie, z dystansem. Kiedy wkracza w rejony prywatne, zmienia się tonacja i przyjmuje on cieplejsze zabarwienie, by nie rzec intymne.
Dzięki temu, iż autorka swoim rozmówcom zadaje kilka takich samych pytań, które dotyczą kluczowych momentów życia artystycznego i prywatnego artysty, obraz Janusza Ryl-Krystianowskiego staje się bardziej nasycony. Lektura wymaga od czytelnika uważności, aby dostrzec różnice spojrzeń na ten sam fakt. „Z powodu lalek” nie można traktować jako zbioru wywiadów. Traci ten, kto czyta ją wybiórczo lub według własnego uznania. Rozmowy zostały ułożone niczym rozdziały w powieści. Koniec jednej inicjuje następną, chociaż w części dotyczy ona tych samych problemów.
Kochnowicz-Kann zamierzała ocalić od powolnego zapominania postać Janusza Ryl-Krystianowskiego, jednak nie stworzyła pomnika. Wręcz odwrotnie: odbrązowiła go. Wybitny reżyser, reformator teatru dla dzieci, twórca teatru animacji okazuje się dzięki tej książce nie tylko wybitnym artystą, ale także zwykłym człowiekiem, który przeżywa chwile słabości, mierzy się nie z samymi lalkami, ale przede wszystkim z życiem.