Dzisiaj zapisuję te słowa w swoim dzienniku z ciężkim sercem. Moja dawna synowa, Magdalena, po rozwodzie z moim synem zachowuje się w sposób, który trudno mi zaakceptować. Jesteśmy z Lublina, a ja, Barbara Nowak, nie mogę pogodzić się z tym, jak potoczyło się życie mojego syna i jego byłej żony.
Mój syn, Piotr, porzucił Magdalenę z dzieckiem. Nie usprawiedliwiam go, ale serce matki zawsze będzie po jego stronie. Ożenił się gwałtownie z Ewą, swoją pierwszą miłością ze studiów. Wtedy, gdy służył w wojsku, ona wyszła za jego kolegę, ale później się rozwiodła. Spotkali się przypadkiem w Biedronce – i wszystko się odnowiło. Teraz mają już wspólnego syna. U niego wszystko wygląda dobrze.
Z Magdaleną poznali się po wojsku. Pracowali razem. gwałtownie się pobrali, urodziła się Zosia. Na początku wydawało się, iż to trwały związek. Ale stare uczucie wzięło górę.
Rozwód przebiegł spokojnie, bez awantur. Syn odszedł, zostawiając byłej żonie mieszkanie, meble, wszystko. Wziął tylko swoje rzeczy. Magdalena zachowała godność, nie utrudniała kontaktów ani ojcu, ani babci z Zosią.
— Ale to, co robi teraz… to już przekracza granice — mówię, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Sąsiadki od razu zaczęły dociekać:
— Pije? Imprezuje? Chodzi za mężczyznami?
— Nie — wzruszam ramionami. — Nie pije i nie wydaje się typem, który szuka kolejnego faceta. Ale zachowuje się, jakby w jej życiu było tylko słońce. Zawsze uśmiechnięta, ciągle gdzieś wychodzi – na działkę, na wakacje, w góry, przyjmuje gości. Jakby nie ona została sama z dzieckiem po rozwodzie, tylko on!
Zabiera Zosię wszędzie. Mówi, iż świeże powietrze jej służy, iż dziecko potrzebuje towarzystwa, iż przyjaciółki też mają dzieci. Ale mnie to nie przekonuje:
— Kto wie, kto jeszcze tam jest? Jacy mężczyźni? Rozwódki? Alkohol? Papierosy? Dziecko to widzi, słyszy. Co to za wychowanie?
Jestem pewna, iż z Zosią byłoby lepiej u mnie:
— Jadłaby domowy rosół i chodziła do teatru, zamiast włóczyć się po znajomych.
Próbowałam namówić syna, żeby porozmawiał z byłą żoną:
— Powiedz jej, niech wprowadzi porządek w wychowaniu. Zosia to też twoja córka. Masz nową rodzinę – dobrze. Ale dziecko nie powinno dorastać w takim chaosie.
Syn tylko wzruszył ramionami:
— Mamo, nie mam prawa się wtrącać. To ja zniszczyłem rodzinę. Ona wie, co robi.
Płaci alimenty, widuje się z córką, gdy Magdalena przywozi ją do mnie. Ale do ich mieszkania dawno mnie nie wpuszcza:
— Zawsze ma coś pilnego, brak czasu. A ja wiem, iż po prostu boi się, iż powiem jej prawdę w oczy. Może już ma nowego faceta? A co, jeżeli krzywdzi Zosię?
Ostatnio Magdalena powiedziała mi wprost przez telefon:
— jeżeli dalej będziecie wtrącać się w moje życie, Zosia będzie was widywała raz w miesiącu w parku. Powinniście być wdzięczni, iż w ogóle na to pozwalam. Inna na moim miejscu dawno by was odcięła po tym, jak wasz syn zdradził mnie i odszedł do innej. A ja trzymam się dla dobra córki.
Jestem oburzona:
— Wyobraźcie sobie, jeszcze mnie obwinia! Ja się dla wnuczki poświęcam, a ona mnie czyni winną!
— Co mam teraz zrobić? — pytam przyjaciółek. — Czy naprawdę nie wolno mi się odezwać, gdy coś mi się nie podoba? Czy już dla nich nie istnieję? Może powinnam porozmawiać z jej matką? Byłą swatką? Niech przemówi córce do rozumu. Nie po to wychowałam syna, żeby teraz patrzeć, jak moja wnuczka rośnie w takim rozgardiaszu.
Co wy na to, dziewczyny? Mam prawo się martwić? Czy powinnam odpuścić i nie mieszać się w ich życie? Ale jak mam patrzeć spokojnie, gdy moja Zosia wychowuje się pod opieką takiej lekkodusznej kobiety?
Dziwny jest los. Czasem człowiek myśli, iż wie lepiej, a życie układa się po swojemu. Może prawdziwa miłość to pozwolić innym żyć tak, jak chcą, choćby jeżeli nam się to nie podoba. Ale czy ja potrafię?