Drogi Dzienniku,
znowu nie mogę spać, bo w głowie kręci się ten niekończący się spór o nasz wspólny dom. Staś, mój mąż od pięciu lat, krąży po mieszkaniu w Warszawie jakby szukał wyjścia z labiryntu, otwierając i zamykając szafki, które kiedyś razem kupiliśmy.
Próbowałam wytrzymać, ale w końcu podniosłam torbę i rzuciłam ją na nasz rozklekotany kanapowy zakątek. Rozwód i podział majątku! Zbieraj swoje grosze i wynoś się. To moje mieszkanie! wykrzyknęłam, czując, iż moje serce bije szybciej niż zwykle.
Staś odparł, iż choć mieszkanie może i moje, to wszystko, co w nim jest, należy do mnie, bo to ja płaciłem za te wszystko.
Kasia, nasza znajoma z liceum, przybyła nieoczekiwanie, wpadła do nas po tym, jak przypadkiem spotkaliśmy się razem w Galerii Mokotów. Przypomniała sobie moją dawno niewidzianą koleżankę ze szkoły Nadię, której usta zawsze wypukłe jak w reklamie szminki.
Kasia, z uśmiechem, zagarnęła się na chwilę przy stole i zaproponowała nam kawę. Zanim przyjdzie ojcu urodziny, muszę zrobić zakupy, a on chciałby, żebym mu pomogła poszukać brakującej połówki listy. powiedziała, a jej głos drżał nieco od zmęczenia.
Staś przyjął zaproszenie z zadowoleniem: Zjem coś, a Ty, Jadwiga, możesz wybrać, co chcesz. dodał, nie zwracając uwagi na szmer rozmowy.
Każde z nas miał w pamięci stare wspomnienia o znajomych, których nie widzieliśmy od lat. Kasia wspomniała o wiceprezesie firmy Wędrowny Płomień, o którym Staś nie miał pojęcia, a ja zaskoczona usłyszałam o dawnej miłości Wojciechu, który teraz mieszka w Gdańsku i ma rodzinę.
Kolejne pytania przelewały się jedna w drugą: Pamiętasz wreszcie Zbigniewa, który zawsze przychodził na nasze lekcje i dziś prowadzi własną firmę? pytała Kasia, patrząc na Staśa.
Staś wciągał kanapę, nie odrywając wzroku od talerza, a ja zaczęłam czuć, iż moje nerwy zaczynają pękać.
Nie biegam za tym Januszem, wyobrażasz sobie! zaczęłam, wyciągając z torebki małe lusterko i szminkę, by podkreślić usta. Staś, skończyłeś już? Czas się ruszyć, jeszcze mamy dużo do zrobienia.
Kasia pożegnała się, pytając, czy nie podwieziemy jej do przystanku, bo nie lubi dźwigać ciężkich toreb. Wsiadła na przednie siedzenie obok Staśa, ułożając torby na kolanach i puszczając włosy w bok.
Ciekawe, iż macie taką piękną hulajnogę, a wasz samochód to już naprawdę mały bzyk, zażartowała, patrząc na nasz stary Fiat. Z kredytów to nie ma szans, chyba iż pomogę swojemu mężowi kupić lepszy samochód.
Staś odparł śmiechem, próbując rozładować napięcie: Kobiety o bystrych umysłach od razu wiesz, co mówią. A ja, oczywiście, chciałem, ale nie mam funduszy.
Ja odpowiedziałam sarkastycznie: To naprawdę potrzebny jest samochód, bo dalej nie da się przejechać wzdłuż miasta. Mój brat w Niemczech ma lepszy samochód, może da ci jakiś numer telefonu.
Kasia, nie tracąc rezonu, podniosła brwi i dodała: Widzę, iż jesteś przedsiębiorcza, więc może podzielisz się numerem, gdy będziesz potrzebowała dobrej oferty.
W tym momencie poczułam, jak w mojej piersi rośnie burza. Dlaczego nie dałaś temu chłopakowi samochodu? Zbyt mało pieniędzy? A może po prostu go kochałaś? wpadłam w gniew, przyciskając usta.
Staś zareagował zaskoczony: Co? Co się stało? wpatrywał się w mnie, jakby nie rozumiał, co się dzieje.
Już w drodze do domu nie wytrzymałam. Masz jakieś poczucie humoru, czy to już koniec? Nie kupiłeś mi samochodu, więc zaraz wrócę do tej twojej znajomej! wykrzyczałam, otwierając drzwi.
Staś odparł: Coś mi się nie podoba w twojej reakcji. Nie rozumiesz, iż to po prostu żart. Nie chcę już dłużej się kłócić.
Staliśmy się w miejscu i zaczęliśmy wymieniać się oskarżeniami.
Rozwód, czyli rozwód! krzyknąłem, patrząc wokół. Podzielmy się majątkiem tak, jak wymaga prawo. Wiesz, co mówią: kto ma więcej, ten ma rację.
Ty zawsze byłeś skąpy i nieuczciwy, odparła Jadwiga, trąc oczy.
Czy to nie jest sprawiedliwe? zapytał Staś. Nie dam ci kanapy. To ja ją kupiłem za własne pieniądze.
Widzisz, rozmowa z tobą to jak rozmowa ze ścianą, odparła Jadwiga, a w jej głosie było słychać złość i rozczarowanie.
Zanim jednak podjęliśmy decyzję, przybyli moi teściowie. Matka Staśa, Helena, od razu zaczęła wymieniać się w kalkulacjach:
Mieszkanie zapewniło was obu, choć nieco pod górkę, ale my opłaciliśmy wesele i pomogliśmy przy remontach. Twoja pensja jest dziesięć razy wyższa od mojej, więc powinnaś zostawić wszystko nam.
Mój ojczym, Piotr, siedział cicho, drapiąc się po brodzie i wpatrując się w podłogę. Jego twarz zmieniała się w ciągu kilku sekund od czerwieni po bladą, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
Helena wzięła głęboki oddech i powiedziała: Nie chcemy się spierać, ale jeżeli nie dojdziemy do porozumienia, sprawa trafi do sądu.
Następnie zwróciła się do mnie: Jadwiga, chcesz ze mną iść? zapytała, a ja, stojąc w gotowości, odpowiedziałam: Nie, będę strzec tego mieszkania, żeby nikt nie wyniósł nic w noc, kiedy będziemy nieobecni.
Przez sąd, więc przez sąd, donośnie wykrzyknęła teściowa, zebrać wszystkie rachunki i wyciągi z banku. Oddacie mi wszystko, a wy zostaniecie z małym stołem i krzesłami.
Patrzyłam na nich, a w duszy grał mi niepokojący dźwięk. Mamo, naprawdę uważasz, iż to sprawiedliwe? zapytałam, a ona odpowiedziała: Patrz, to nie jest twoja wina, iż jesteś w tej sytuacji.
Stoję tutaj, w ciszy mojego pokoju, rozmyślając, czy naprawdę chciałam kiedyś, by ten rozwód był rzeczywistością. Czy to wszystko zaczęło się od małego zazdrości, od jednego spojrzenia w Galerii Mokotów?
Teraz, kiedy patrzę na nasze stare krzesło, czuję, iż najtrudniejsze jest nie rozstrzyganie majątku, ale przyznanie się do własnych słabości. Gdyby nie ja, może wszystko byłoby inne. Może mogłabym znaleźć w sobie odwagę, by powiedzieć: Nie będę już dłużej biec za tymi, którzy nie zasługują na mój czas.
Zapisuję to, aby nie zapomnieć, iż najważniejsze nie są rzeczy kanapa, szafa, samochód ale to, jak bardzo potrafię trzymać się własnych wartości, choćby gdy cały świat odwraca się przeciwko mnie.
Do jutra,
Jadwiga.














