Nie mów zła – recenzja filmu. Niby remake, ale wcale nie!

popkulturowcy.pl 5 dni temu

Popkulturowi pesymiści twierdzą, iż kultura zjada własny ogon – a my jesteśmy skazani na wszelkiego rodzaju powtórki. zwykle jednak zanim pojawi się remake, mija kilkanaście lat. Widz akurat zatęskni, nowe pokolenie dojrzeje i wyda pieniądze na bilet, i tak dalej. A tutaj proszę – na ekranach kin pojawił się właśnie film Nie mów zła – remake duńskiego horroru z 2022 roku.

Nie mów zła oryginalnie pojawił się pod tytułem Speak No Evil – zarówno w duńskim pierwowzorze, jak i amerykańskiej odsłonie. Polska wersja sprzed dwóch lat brzmiała natomiast Goście – a żadna z tych trzech opcji nie jest tak przyciągająca, jak powinna. Mnie w ten weekend do kina przyciągnął James McAvoy, a do oryginału znajomi z mocnymi opiniami. Zanim jednak odniosę się do samej zasadności powstania remake’u, zacznę od początku.

Historia rozpoczyna się na urlopie amerykańskiej rodziny 2+1, która podczas tygodniowego pobytu we Włoszech zaprzyjaźnia się z brytyjską rodziną w tym samym modelu. Dorośli świetnie się dogadują, a podobne wiekiem dzieci bawią się razem, mimo iż chłopiec z drugiej rodziny nie mówi z powodu wrodzonej wady języka. Wakacje jednak dobiegają końca, życie i jego trudy toczą się dalej – dopóki Amerykanie nie dostają od nowych znajomych zaproszenia na weekend. Wizja małego domku na malowniczym odludziu wygrywa z kolejnym weekendem małżeńskich sporów, dlatego zaproszenie zostaje przyjęte.

Jak to w horrorach bywa, mamy odludzie, pozornie sympatycznych gospodarzy oraz podskórny niepokój. Podsumować można to opowieścią z gotowaniem żaby – przysłowiowo żaba trafia do zimnej wody, nieświadoma powoli się podgrzewa, aż nagle robi się za późno. Ten właśnie proces obserwujemy na ekranie, kiedy gospodarze lekko przesuwają granice, inicjują lekko niekomfortowe sytuacje – a goście lekko to wszystko akceptują ku chwale sielankowego weekendu na prowincji. Inaczej jednak sytuację odbierają dzieci, co stopniowo zaczyna odkrywać co raz większą rolę. Szczególnie istotne są tu trudności z komunikacją – oraz ich prawdziwe źródło.

Fot. Kadr z filmu

W role gospodarzy wcielają się James McAvoy oraz Aisling Franciosi. Nie zdarzyło mi się zobaczyć nieudanego performance’u McAvoya – tutaj także się nie zawiodłam. Zarówno subtelne budowanie niepokoju, jak i pełna furia wypadają elegancko. Franciosi natomiast świetnie mu partneruje, ukazana przez nią łagodność postaci stanowi interesujący balans, a do tego przyciąga oko. Dynamika obu postaci w ogóle jest ciekawa, również fabularnie – niedopowiedzenia pozwalają zbudować sobie pewien obraz, pomysł na tę dwójkę. Po chwili jednak jeden subtelny grymas czy spojrzenie podają to w wątpliwość.

Wróćmy jednak do obu Speak No Evil na raz. Zanim wybrałam się do kina, obejrzałam duński pierwowzór, który wywarł na mnie niemałe wrażenie. Nie do końca wiedziałam na co się piszę, ale podobała mi się subtelność rozwoju fabuły oraz kontrast, jaki dzięki temu powstał. Natomiast wiedząc, iż Nie mów zła to remake, już na kilka dni przed seansem kwestionowałam sens pojawienia się tego filmu. Ostatecznie siedząc w kinie przez pierwszy akt oglądałam tę samą produkcję z podmienionymi twarzami. Raz na jakiś czas pojawiła się dodatkowa linijka dialogu, czy bonusowy kadr. I teraz wiadomość dla widzów zaznajomionych z oryginałem – jest to podpucha.

Fot. Kadr z filmu

Nie mów zła to nie tylko remake. Przede wszystkim jest to wariacja tej samej opowieści. Od pewnego momentu pojawia się tu alternatywna droga, inne wybory i odmienna dynamika obu rodzin. Przez chwilę dwie produkcje idą razem, by potem rozejść się w różnych kierunkach, przez co ukazują dwa możliwe schematy działań.

Jakie jednak ma to znaczenie dla premiery tego weekendu, czyli wersji 2024? Cóż, nowa produkcja jest dobrym filmem. To rozrywkowy horror z dobrymi aktorami, który bazuje na znanych nam motywach. Jest klimat, nie brakuje podskórnego niepokoju, jest trochę tradycyjnego latania z młotkiem. Podsumowując, udany średniaczek. Goście wywarli na mnie większe wrażenie – ale obejrzałam tę właśnie produkcję jako pierwszą. Natomiast potraktowanie tych filmów jako zestawu, podnosi wersję amerykańską o oczko wyżej. Pokuszę się o stwierdzenie, iż wariacja otwiera dialog na temat wzorców zachowania. Świeżo po seansie duńskiego dreszczowca nie byłam pewna, w którą stronę zmierza fabuła. choćby znane motywy nie pomogły w rozgryzieniu bohaterów ani nie przewidziałam zakończenia.

Obejrzenie obu odsłon Speak No Evil to nie konieczność. Nie mów zła zapewni rozrywkowy wieczór z horrorem bez pomocy poprzedniego filmu. Choć nie jest to dzieło wybitne, bawiłam się świetnie. Niemniej jednak, o ile podejdziemy do tej produkcji ze znajomością Gości, dodamy sobie drugi poziom odbioru filmu. Tak więc, ja obejrzałam obie odsłony na przestrzeni czterech dni i jestem zadowolona. Jak już musi być remake, to właśnie taki – z pomysłem na siebie, w dialogu z oryginałem; dodatek, a nie zamiennik.

Fot. główna: Materiał promocyjny.

Idź do oryginalnego materiału