— Dzień dobry, Bronisławo. Jak się masz? Dawno cię nie widziałam. Córka jeszcze nie zamąż poszła? — zatrzymała przed sklepem dawna znajoma.
— Daj Boże zdrowie. A czemu pytasz? Masz może kogoś na oku? Nam nie byle jaki chłopak potrzebny. Moja Wiola jest dobrze wychowana, książki mądre czyta — Bronisława odpowiedziała tym samym tonem, niezachwycona tematyką.
— Nie obrażaj się, ale od tych książek mało pożytku. Mądrej głowie dość dwie słowie. Wybrzydzacie, a córka zostanie starą panną, tobie podziękuje.
— Nie zapeszaj. A może to ty swojego synka przy mnie uszczęśliwić chcesz? — nie dała się zaskoczyć Bronisława.
— Oj, Bronisławo… Język masz… — westchnęła znajoma.
— Lepiej niech czyta, niż po klubach się szwęda. Patrz, u Krysi córka urodziła bez ślubu, dzieciaka babci rzuciła i zwiała.
— Ale trzymać córkę pod kluczem to też nie jest sposób — odcięła się przyjaciółka.
— To nie wtrącaj się w nasze sprawy, lepiej pilnuj swojego synalka, żeby wódki nie nadużywał — Bronisława złapała torby i odeszła, mrucząc pod nosem. — Obyś mi się więcej na oczy nie nawinęła…
W domu postawiła zakupy w kuchni i weszła do pokoju Wioli.
— Znowu w książkach? choćby Mickiewicz pisał, iż z nadmiaru mądrości ból się rodzi — wypaliła.
— To nie Mickiewicz, tylko Fredro — poprawiła ją Wiola.
— A cóż za różnica? Idź po mleko, w domu nie ma. Albo wyjdź wreszcie, siedzisz całymi dniami, oczy psujesz.
— Mamo, co cię ugryzło? Raz nie puszczasz, raz wyrzucasz.
— Zmęczyły mnie te wszystkie gadania. Córko, nie mówię, iż masz żyć w samotności, ale za kogo wyjść? — Bronisława machnęła ręką i wyszła.
Wiola zamknęła książkę i zamyśliła się. Matka wychowywała ją sama. Kiedy na coś krzyczała, mówiła, iż córka jest całkiem w ojca. Mała Wiola prosiła o zdjęcie taty.
— Gdzieś się zawieruszyło. Jak znajdę, to pokażę — odpowiadała wymijająco.
Gdy dorosła, zrozumiała: nie było żadnego zdjęcia. Ojciec pewnie choćby nie wiedział o jej istnieniu.
Może i prawda, iż jest w niego? W przeciwieństwie do krępej matki, Wiola była drobna, z jasnymi, rzadkimi włosami. Rzęsy i brwi także blade, przez co twarz wydawała się bez wyrazu. W liceum pierwszy raz pomalowała rzęsy u koleżanki przed szkolną zabawą.
— Na koleżanki się wzorujesz? Nic dobrego ci nie pokażą. Natychmiast zmyj! — krzyczała matka, widząc podkreślone oczy.
Chłopcy nie zwracali na nią uwagi. Wśród tylu ładniejszych dziewczyn kto by się nią interesował? Dopiero w czasie studiów okularnik Bartek zaprosił ją do kina. Był taki jak ona — cichy, oczytany. Pewnego dnia Wiola zaprosiła go do domu, gdy matki nie było.
Nieszczęśliwie, Bronisława źle się poczuła i wróciła wcześniej. Nic złego się nie działo — rozmawiali o książkach. Ale matka złapała się za serce, udając omdlenie. Bartek zniknął, a Wiola wysłuchała tyle, iż postanowiła nigdy więcej nikogo nie przyprowadzać.
Z Bartkiem nic z tego nie wyszło. Matka dowiedziała się, iż jest z małego miasta, i orzekła, iż związek to tylkoAle gdy Wiola spojrzała teraz w oczy Aleksandrowi, zrozumiała, iż los w końcu się do niej uśmiechnął.