Nie jestem służącą mojej teściowej

twojacena.pl 2 tygodni temu

To nie ja jestem służącą teściów!

Myć podłogi w ich domu? Dziękuję, nie mam najmniejszej ochoty! Ja, Zofia, w wieku trzydziestu ośmiu lat postanowiłam wreszcie żyć dla siebie, a nie biegać ze ścierką po ich przestronnej willi. Moi teściowie, Jan i Maria, mają odpowiednio 92 i 83 lata i oczywiście nie są już w stanie sami poradzić sobie z domem. Mój mąż, Tomasz, to ich jedyny syn, urodzony, gdy byli już po czterdziestce, i teraz wszyscy patrzą na mnie jak na główną wybawicielkę. Ale ja nie podpisywałam się na bycie ich służącą! Ludzie plotkują, teściowie delikatnie napomykają, a ja zdecydowałam: dość, mój czas należy do mnie i kropka.

Z Tomaszem jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat i przez cały ten czas starałam się być dobrą synową. Teściowie to ludzie niełatwi, ale nieźli. Jan, mimo wieku, wciąż rześki: chodzi z laską, czyta gazety, uwielbia opowiadać historie z młodości. Maria jest słabsza, głównie siedzi w fotelu, robi na drutach albo ogląda seriale. Ich dom jest duży, stary, z drewnianymi podłogami i mnóstwem pokoi, których uparcie nie chcą wynająć ani sprzedać. „To nasze gniazdo” — mówią. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby to „gniazdo” nie stało się moim zmartwieniem.

Gdy się pobraliśmy, często ich odwiedzałam, pomagałam w sprzątaniu, gotowałam, woziłam do lekarza. Nie było mi ciężko — myślałam, iż to tymczasowe, dopóki mają siły. Ale lata mijały, a ich oczekiwania rosły. Teraz za każdym razem, gdy przyjeżdżamy, Maria z żałosnym spojrzeniem patrzy na podłogi i wzdycha: „Och, Zosiu, tu by się przydało umyć, taki kurz”. A Jan dodaje: „No tak, synowa, ty jesteś gospodarna, dasz radę”. Gospodarna? Pracuję w marketingu, mam dwoje dzieci, kredyt i masę spraw. Kiedy mam być ich sprzątacą?

Pewnego dnia sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Przyjechaliśmy na weekend, a Maria, ledwie przekroczyłam próg, podała mi wiadro i ścierkę: „Zosia, umyj podłogi, bo ja już nie dam rady, nogi bolą”. Zaniemówiłam. Czy ja jestem teraz oficjalnie zatrudniona? Grzecznie odmówiłam: „Mario, wybacz, ale bolą mnie plecy i mam mnóstwo na głowie”. Zacisnęła usta, a Jan zamruczał: „Młodzi teraz leniwi”. Leniwi? Ja po pracy odbieram dzieci ze szkoły, odrabiam z nimi lekcje, jem w biegu, a oni mi tu o lenistwie?

Powiedziałam Tomaszowi, iż nie mam zamiaru więcej sprzątać ich domu. On, jak zwykle, próbował być dyplomatą: „Zosia, oni są starzy, ciężko im. No pomóż raz, co ci to szkodzi?” Raz? To nie raz, to za każdym razem! Przypomniałam mu, iż jego rodzice mają emeryturę i mogliby wynająć pomoc. Ale Tomasz tylko westchnął: „Wiesz, iż nie wpuszczą obcych”. Nie wpuszczą? A ja to niby nie jestem obca, więc mogą mną pomiatać? Postawiłam ultimatum: albo zatrudniamy kogoś, albo ja więcej nie tknę ich podłóg. Tomasz obiecał porozmawiać z rodzicami, ale wiem, iż ich szkoda i nie będzie naciskał.

Sąsiedzi oczywiście już wszystko wiedzą. W naszym miasteczku plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr. Pewnego dnia pani Krysia, sąsiadka teściów, zatrzymała mnie w sklepie: „Zosiu, jak tak można, staruszkom nie pomagasz? Przecież oni dla Tomka wszystko zrobili!” Ledwie się powstrzymałam, by nie odpowiedzieć: „A ja dla niego i naszych dzieci nic nie robię?” Dlaczego wszyscy myślą, iż powinnam poświęcić życie ich domowi? Szanuję Jana i Marię, ale nie jestem ich służącą. Mam swoją rodzinę, swoje marzenia. Chcę zapisać się na jogę, pojechać z dziećmi na wakacje, poczytać książkę, nie myśląc o cudzych podłogach.

Zaproponowałam kompromis: będziemy przyjeżdżać, pomagać z zakupami, wozić do lekarza, ale sprzątanie to nie moja sprawa. Maria skrzywiła się: „Zosia, co ty, będziemy obcych wpuszczać?” A Jan dodał: „Myśleliśmy, iż będziesz jak córka”. Jak córka? Córka to nie służąca! Zimno tłumiłam gniew, ale we mnie kipiało. Dlaczego nikt nie myśli o moich uczuciach? Całe życie starałam się wszystkim dogodzić, a teraz chcę żyć dla siebie. Czy to zbrodnia?

Moja przyjaciółka, gdy się jej poskarżyłam, powiedziała: „Zosia, masz rację. Postaw granice, bo cię zmielą”. I postanowiłam: dość. Nie wezmę już więcej ich ścierki. jeżeli teściowie chcą czystości, niech wynajmą pomoc albo poproszą Tomka. On, nawiasem mówiąc, też nie pali się do mycia podłóg, ale jakoś odpowiedzialność spoczywa na mnie. Czasem marzę choćby o przeprowadzce do innego miasta, by uciec od tych oczekiwań. Na razie jednak uczę się mówić „nie”. I wiecie co? To wyzwalające.

Niech sąsiedzi plotkują, niech teściowie narzekają. Nie chcę być synową, która się harata dla cudzej aprobaty. Jan i Maria przeżyli długie życie, to twardzi ludzie. A ja nie jestem ich przedłużeniem — mam swoją drogę. I jeżeli trzeba dla tego odmówić szorowania ich podłóg, jestem gotowa. Mój czas nadszedł i nie zamierzam go marnować na wiadro i mopa. A Tomasz niech zdecyduje, po czyjej jest stronie — swojej rodziny czy oczekiwań rodziców.

Idź do oryginalnego materiału