Nie chcę macochy!

newsempire24.com 3 tygodni temu

Nie chcę macochy!

Małgosia nie miała ochoty wracać do domu. Rano ojciec rzuci mimochodem, iż dziś przyprowadzi kolejną „narzeczoną”, aby się poznały. Znów będzie musiała przykleić sztuczny uśmiech i udawać grzeczną dziewczynkę, tylko po to, by ta obca kobieta została w ich domu. Ale Małgosia była już zmęczona tym niekończącym się teatrem.

Po rozwodzie rodziców ich mieszkanie w Krakowie zamieniło się w istny przystanek dla obcych. Ojciec przyprowadzał jedną „mamę” za drugą, a Małgosia czasem żałowała, iż wybrała życie z nim. Matka była zimna jak styczniowy wiatr— dla niej praca zawsze stała na pierwszym miejscu. Dziewczynka dorastała pod opieką babć, a matka tylko ją beształa za najmniejsze przewinienie. Miłość? Troskę? O tym Małgosia mogła jedynie marzyć.

Matka utrzymywała rodzinę, zarabiała, ale jakim kosztem? Małgosia często myślała: lepiej, żeby była po prostu mamą, a nie maszyną do zarabiania pieniędzy. Kiedy ich małżeństwo się rozpadło, rodzice rozstali się, jakby zrzucili ciężar z pleców. Każde rozpoczęło nowe życie, ale Małgosia została na uboczu—nikomu niepotrzebna.

Próbowała zwrócić na siebie uwagę matki: wagarowała, odpowiadała nauczycielom, byle tylko ta ją zauważyła. Ale w odpowiedzi dostawała tylko krzyki i upokorzenia. Po kolejnej awanturze, gdy matkę wezwano do dyrektora, wychłostała Małgosię i wyrzuciła z domu. Dziewczyna spakowała plecak i wyjechała do ojca. Matka choćby nie próbowała jej zatrzymać—wręcz przeciwnie, odetchnęła z ulgą.

Z ojcem, Krzysztofem, życie stało się lżejsze. Małgosia czuła jego ciepło, szczerą miłość. Wzięła się w garść, zaczęła dobrze się uczyć, przestała buntować. Babcie pomagały w domu, gdy ojciec znikał w pracy, by utrzymać rodzinę. W ich mieszkaniu na obrzeżach Krakowa zapanowała krucha harmonia, na którą Małgosia tak długo czekała.

Ale wszystko się zmieniło, gdy ojciec zdecydował, iż potrzebuje nowej żony. Od tamtej pory ich dom wypełniły obce kobiety. Małgosia witała je zimną nieufnością, celowo odstraszając. Nie chciała „mam”, które patrzyły na nią jak na przeszkodę. Tym razem jednak ojciec był nieugięty: „Małgosiu, dość tych kaprysów! Robię to dla ciebie, chcę, żebyśmy mieli pełną rodzinę!”

Przekraczając próg mieszkania, Małgosia usłyszała znajomy głos. Serce zabiło mocniej. Zrzuciła adidasy i zajrzała do salonu. Przy stole siedziała jej ukochana nauczycielka, pani Joanna Nowak. Uwielbiała ją—ciepła, sprawiedliwa, zawsze gotowa wysłuchać. Ale co ona tu robi?

Okazało się, iż pani Nowak przyszła porozmawiać o ocenach Małgosi. Dziewczyna była zaskoczona. Naraz poczuła, iż nauczycielka mogłaby stać się częścią ich rodziny. Czyżby to była ta „narzeczona”? Małgosia zastygła, bojąc się spłoszyć nadzieję. Ale rozmowa dobiegła końca i pani Nowak wyszła, zostawiając dziewczynę w zamęcie.

Zanim zdążyła ochłonąć, rozległ się dzwonek do drzwi. Na progu stała nieznajoma—młoda, z intensywnym makijażem i butnym uśmiechem. Małgosia poczuła, jak coś w niej pęka. Tak bardzo miała nadzieję, iż pani Nowak przyszła nie tylko po to, by porozmawiać o szkole! W rozpaczy rzuciła się do swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i wybuchnęła płaczem.

Przesiedziała zamknięta do późnego wieczoru, aż przyszła babcia. Wylała przed nią swój strach i ból. „Nie chcę żadnych macoch! Dlaczego tata nie widzi, jak mi źle?” — łkała. Babcia, wysłuchawszy jej, mocno przytuliła wnuczkę. Rozumiała, jak ciężko jest Małgosi, której dziecięca dusza była poraniona samotnością i zdradą.

Babcia porozmawiała z Krzysztofem. Postanowili, iż więcej żadnych „narzeczonych” nie będzie wprowadzać do domu, dopóki Małgosia nie będzie gotowa. A w głowie dziewczynki już kiełkował plan. Zdecydowała, iż musi zbliżyć ojca do pani Nowak. jeżeli marzenia się spełniają, to czemu nie pomóc temu? Małgosia przysięgła sobie zrobić wszystko, by jej ukochana nauczycielka stała się częścią ich rodziny.

Głęboko w sercu wierzyła: jej marzenie musi się spełnić. W końcu choćby w najciemniejszym dniu znajdzie się iskra światła, prawda?

Idź do oryginalnego materiału