Nasze magiczne Encanto to kolejny komiks z serii Magiczny świat Disneya w komiksie. I co tu dużo mówić, magiczny świat Disneya powinien został na ekranie.
Nasze magiczne Encanto odtwarza historię z animacji. Mirabel jest jedyną członkinią rodziny Madrigal, która nie posiada magicznego daru. Jej wyobcowanie powoli ukazuje, jak kruche są rodzinne więzi i to jej zaangażowanie doprowadza do zjednoczenia rodziny. W oryginalnej animacji mamy do tego jeszcze piosenki Lin-Manuela Mirandy, które nadają historii przyjemnego rytmu.

Komiks jest zwyczajnie za krótki i to jest jego jedyny grzech. Cieniutki jak zapałka zeszyt nie zapewnia przestrzeni, żeby tę piękną i wzruszającą historię opowiedzieć w sposób uczuciowy. Wszystko rozgrywa się błyskawicznie, z linijki na linijkę przechodzimy od rodzinnej kłótni po wielkie pogodzenie – i tak jest ze wszystkim. Nie wybrzmiewa tu upływ czasu, a wielkie kawały historii są wybrakowane.
Nie powinnam być zdziwiona – gdzie 90 minut animacji, a gdzie cienki komiks. Mimo to, po niespełna 10 minutach czytania (i jestem hojna), byłam i rozczarowana, i znudzona. Opowieść, którą bardzo cenię, straciła cały urok.
Co więcej, Nasze magiczne Encanto nie do końca ma swojego odbiorcę. Historia jest bardzo uproszczona i doprawiona morałami, a ton pasuje do młodego odbiorcy. choćby bardzo młodego wręcz, bo myślę iż nie jeden ośmio- czy dziesięciolatek mógłby się już znudzić. Z drugiej strony wplatane są często hiszpańskie słówka, które w filmie pasowały, ale tutaj wybijają z rytmu. Już widzę, jak rodzic czyta swojemu kilkulatkowi historię i zatrzymuje się co chwila, żeby przeczytać mu tłumaczenie z języka hiszpańskiego.
Pojawiają się też tutaj smutne echa piosenek Mirandy pod postacią pojedynczych wersów. Teksty przeniesione jeden do jednego wyglądają sucho, dziwnie i nie na miejscu. Plusem jest natomiast kreska. Obrazki są bardzo estetyczne, ładnie oddają mimikę twarzy, a kolory zmieniają się dynamicznie. To wszystko ładnie do siebie pasuje.
Nasze magiczne Encanto to mało udana próba przeniesienia żywiołowej animacji z ekranu na karty komiksu. Nie do końca da się to zrobić, a na pewno nie w tak drastycznie okrojonej formie. Jedynym pocieszeniem jest wygląd komiksu, ale czy to wystarczy?
Powyższy tekst powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: Kolaż z użyciem oficjalnej okładki.