"Napoleon, słynny Chińczyk" – recenzja "Civilization VII"

filmweb.pl 21 godzin temu
Siódma odsłona kultowej serii "Cywilizacja" podzieliła fanów na całym świecie. W recenzjach na Steamie nie brakowało ostrych słów krytyki, ale jednocześnie wielu graczy świetnie bawi się przy tej odważnej odsłonie. Jak jest naprawdę? Czy można czerpać z niej przyjemność, nie będąc hardkorowym fanem serii? Michał Walkiewicz postanowił to sprawdzić w swojej recenzji.. Poniżej znajdziecie fragment jego recenzji, a pełny tekst dostępny jest na karcie POD LINKIEM TUTAJ.


***


Recenzja gry "Sid Meier's Civilization VII", studia Firaxis Games Inc.


Napoleon, słynny Chińczyk
autor: Michał Walkiewicz

"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" – rzekł Gandhi. Następnie zaniósł się obłąkańczym śmiechem i zrzucił bombę atomową na Norwegię. Nie znajdziecie tego faktu w podręcznikach historii, ale słowo daję – tak właśnie było. Podczas gdy nasza geopolityczna rzeczywistość zaczyna przypominać "Księgę Objawienia", kultowa seria gier "Civilization" pozostaje strefą bezpieczeństwa, komfortu i fantazji. Spokojna głowa – w najnowszej, siódmej odsłonie cyklu Gandhi jest na emeryturze. Nie zrobi Wam krzywdy.



Jako jedna z osób, która "Cywilizację" zna głównie ze słyszenia, powinienem zacząć od wyznania. Jasne, kilka części gry wpisało się w definicję "pokoleniowego doświadczenia", w którym i ja brałem udział. ale co do zasady jestem w tym świecie żółtodziobem i ma to w kontekście wszelkich form krytycznych swoje zalety i wady. jeżeli idzie o te pierwsze, na "siódemkę" spoglądam bez balastu w postaci pamiętnych doświadczeń oraz wielkich oczekiwań, a rewolucyjne zmiany w konwencji przyjmuję ze stoickim spokojem. jeżeli zaś chodzi o te drugie – niestety, musicie wziąć pod uwagę fakt, iż nie wskoczę na barykadę i nie będę złorzeczył twórcom. Mówiąc wprost: nic do nich nie mam. Choć choćby ja widzę, iż odpięli wrotki.



W makroskali gatunku żadnej rewolucji nie uświadczymy. "Cywilizacja" nie stała się nagle strategią czasu rzeczywistego, a prace rozbiórkowe nie obejmują fundamentów. W ramach dobrze znanej gameplayowej pętli, cegiełka po cegiełce budujemy swoje państwo i rozwijamy je w czterech kierunkach: kulturalnym, naukowym, ekonomicznym bądź militarnym. Największym i najbardziej kontrowersyjnym novum jest natomiast arbitralny podział na epoki: antyk, czasy wielkich odkryć oraz nowożytność. Podczas gdy w poprzednich grach mieliśmy do czynienia z jedną rozbudowaną narracją o politycznej ekspansji, w "siódemce" strukturalne granice zabawy wyznaczają półotwarte rozdziały.



Pytacie, co dzieje się w momencie tranzycji między epokami? Po pierwsze – naszą cywilizację dotyka kryzys. Jego zwiastuny odkrywamy na kilkanaście tur przed zmierzchem ery, a plony zbieramy do końca rozdziału. Czasem będzie to wojna religijna, kiedy indziej recesja, zaraza albo rewolta ludu. I choć kryzys pozostaje nieunikniony, czasem da się obrócić go na swoją korzyść. Zwłaszcza gdy – wybierając obligatoryjne utrudnienia kryzysowe – robimy więcej krzywdy innym cywilizacjom niż własnej.



Po drugie, nowa epoka to nowa… cywilizacja. Niektóre wyrastają na gruncie starych, inne są skojarzone regionalnie, a jeszcze inne nie mają większego sensu. Raczkujące narody dostają zaktualizowane drzewko odkryć i technologii, a także nowe jednostki oraz budynki. Tracimy wówczas większość starych jednostek, żegnamy się z pasywnymi bonusami budynków (poza tymi oznaczonymi etykietką "ponadczasowy" oraz Cudami Świata), degradacji ulegają również miasta (z wyłączeniem stolicy). Wszelkie sojusze zostają rozwiązane, zmieniają się również kryteria zwycięstwa w kolejnej epoce. Dobra wiadomość: Złoty Wiek, czyli triumf w jednej z czterech kluczowych kategorii (Kultura, Nauka, Wojsko, Ekonomia), możemy teraz osiągnąć w każdej epoce. Zła wiadomość: podwójne lub poczwórne "złoto" to teraz niezła orka na ugorze.

Zobacz zwiastun "Civilization VII"





Całą recenzję gry "Sid Meier's Civilization VII" można przeczytać TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału