Kto by pomyślał, iż dwie przyjaciółki od dzieciństwa, Bogna i Wanda, mogłyby się pokłócić. Sąsiedzi szeptali:
– Co takiego się stało, iż przyjaciółki pokłóciły się na amen? choćby się nie witają, gdy się mijają. A mieszkają przecież tuż obok siebie.
Obie milczały, więc sąsiedzi tylko bardziej zgadywali, co się wydarzyło. Baby przy studni snuły coraz bardziej absurdalne teorie. Jedno było pewne – córka Bogny, Gosia, i syn Wandy, Krzysiek, chodzili ze sobą. Znali się od szkoły, ale po maturze ich drogi się rozeszły. Krzysiek poszedł do wojska, a Gosia wyjechała do Warszawy na studia.
Od dziecka widywano ich razem – w drodze do szkoły, po lekcjach, latem pluskali się w rzece. Gdy podrośli, zaczęli się spotykać, godzinami siedząc nad wodą.
– Gosiiaa, wychodź! – słyszała głos chłopaka pod oknem i w mgnieniu oka wybiegała z domu, choć umówili się dopiero na wieczór.
Byli zupełnie różni. Żywa, przebojowa Gosia i spokojny, zamyślony Krzysiek, który zanim coś zrobił, zawsze drapał się po głowie. To ona przewodziła w ich relacji.
– Krzysiek, jutro idziemy po grzyby – a on tylko się drapał i kiwał głową. – Krzysiek, jutro na opalanie nad rzekę – znów się zgadzał. Nigdy się nie sprzeciwiał.
Bogna i Wanda od dzieciństwa bawiły się w chowanego, odwiedzały nawzajem, bo ich domy stały tuż obok, oddzielone tylko płotem. Ich rodzice, dziadkowie – wszyscy żyli w przyjaźni. choćby za mąż wyszły niemal w tym samym czasie.
Pierwsza rozwiodła się Bogna, gdy Gosia miała trzy lata. Jej mąż był awanturnikiem, pił i nie potrafił zapanować nad rękami. Ona nie wybaczyła.
– Ojej, Bogna, co za siniak! – przeraziła się Wanda, widząc przyjaciółkę. choćby nie pytała, skąd to się wzięło – wiedziała.
– Wyrzuciłam tego pijaka. Nie wiem, gdzie poszedł, pewnie do matki.
– Dobrze zrobiłaś. Mój też się wczoraj popisał – leżał na kanapie, a Krzysiek kręcił się wokół niego. No to go kopnął, iż mały odleciał. Ledwo głową nie uderzył. Jak się za niego wzięłam, to mi powiedział, iż następnym razem dostanę, jeżeli nie uspokoję swojego syna. Zauważ: swojego, a nie naszego. Jakby to nie był jego chłopak.
Porozmawiały i rozeszły się. A pół roku później po wsi poszła plotka:
– Wanda wygoniła swojego męża! Podobnie jak tamten, podejrzewał, iż Krzysiek nie jest jego. A przecież jest do niego podobny. Wanda zawsze była skromna, nie biegała za chłopakami. Wyszła za mąż i tyle.
Tak właśnie było. Mąż zatruł Wandzie życie zazdrością, choćby nóż do gardła przykładał. Wystraszyła się i odeszła. Obie zostały samotne, z dziećmi, ale nie poddawały się. O nowych mężczyznach choćby nie myślały. Byli mężowie gdzieś wyjechali. Pozostały im dwie euforii – Gosia i Krzysiek.
Po szkole Krzysiek zrobił prawo jazdy, Gosia poszła na studia. On czekał na powołanie do wojska, ona wyjechała do miasta. Wezwanie przyszło w listopadzie. Gosia wróciła, by go odprowadzić. Spędzili razem trzy dni. Potem wszyscy zgromadzili się na przystanku, żeby pożegnać Krzyśka.
Przez całą zimę Gosia przyjeżdżała na weekendy, wpadała do Wandy, ta opowiadała, co pisze Krzysiek, choć i tak dostawała od niego listy. Z czasem Wanda zauważyła, iż Gosia przestała przyjeżdżać. Ostatni raz była w stycznie, potem jeszcze dwa razy, a w marcu zniknęła zupełnie.
– Bogna, czemu twoja Gosia się nie pokazuje? – pytała Wanda, zaglądając do przyjaciółki po pracy.
– Studia, dużo nauki, siedzi w książkach.
Minął marzec, zaczął się kwiecień, a Gosia nie wracała. Za to sama Bogna wybrała się do Warszawy. Wanda zauważyła, iż przyjaciółka stała się jakaś inna – mało mówiła, po pracy nie wychodziła, choćby do niej nie zaglądała, tylko na gwałtownie wymieniała słowa.
Po powrocie Bogna znów milczała, a Wandę rozpierała ciekawość. Nie wytrzymała. Wieczorem poszła do Bogny.
– No mów, co ukrywasz? – od progu zaczęła Wanda.
Bogna machnęła ręką:
– Co tu ukrywać, i tak wszyscy się dowiedzą. Gosia wyszła za mąż, dziecko nosi.
Wanda najpierw myślała, iż przesłyszała się, ale gdy zrozumiała, wyleciała za drzwi jak oparzona.
– Jak to, za mąż?! Dziecko?! A co z Krzyśkiem? Och, Krzysiek, co teraz będzie?
Chwyciła kartkę i długopis, napisała do syna, wyładowując swoją złość, ale jednocześnie go uspokajając. Krzysiek, gdy skończył służbę, nie wrócił do domu. Wyjechał z kolegą na północ. Zamieszkał w internacie i pracował.
Pracował na platformie wiertniczej, solidnie, wszystkiego się chwytał. Tylko praca tłumiła ból, który zagnieździł się w jego sercu po liście od matki.
Bogna i Wanda przestały się przyjaźnić. Po trzech latach Krzysiek tylko raz na kilka dni wrócił do domu. Pomógł matce, naprawił dom, posiedział nad rzeką i wyjechał. Gosia w ogóle się nie pokazywała.
– Gosia się zadziera, miejska już, do domu jej nie ciągnie – plotkowały baby. – Choćby wnuka przywiozła.
Pewnego dnia listonoszka Renata przyniosła Wandzie wiadomość.
– Bogna prosi, żebyś do niej wpadła. Zachorowała, felczer był.
Wanda zdziwiła się:
– Renata, czy ty nie wiesz, iż my już od lat nie gadamy?
– Wiem, ale ona bardzo chce z tobą porozmawiać.
– Dobrze, pójdę.
W domu Bogny zastała ją leżącą pod kocem, z tabletkami przy łóżku.
– No i co, zachorowałaś?
– Samo przyszło.
– Bogna, wybacz mi – powiedziała nagle.
– Za co? Za Gosię? To nie twoja wina.
– Nie. Słuchaj.
To, co usłyszała Wanda, wprawiło ją w osłupienie. W końcu poderwała się i pobiegła do domu.
– Jeszcze wpadnę! – krzyknęła radośnie.
Miała już telefon, który podarował jej Krzysiek. Zadzwoniła.
– Krzysiu, przyjedź, źKrzysiek przyjechał, stanął nad rzeką jak kiedyś, a tam czekała na niego Gosia z małym Szymonem, który miał jego oczy i ten sam uśmiech, więc w końcu zrozumiał.