Jakie są najlepsze seriale 2025 roku? W naszym top 10, obejmującym produkcje emitowane do końca czerwca, doceniamy takie hity, jak „Dojrzewanie”, „The Last of Us” czy „Rozdzielenie”. Nie brakuje też mniej znanych seriali.
10. The Bear (dostępny na Disney+)

Czy „The Bear” wróci jeszcze do poziomu, jakim zachwycił wszystkich w pierwszych dwóch seriach? Może i nie, ale jeżeli serial Christophera Storera będzie przez cały czas prezentować co najmniej taką formę, jak w 4. sezonie, to i tak nie będziemy mieć powodów do narzekań. Jasne, najnowsza porcja odcinków nie uniknęła słabszych momentów, ale jednocześnie miała w sobie tyle autentycznych emocji, iż łatwo wybaczyć jej niedociągnięcia. Stopniowe opanowywanie chaosu w restauracji i życiu bohaterów pomogło serialowi, który tym razem bez większych fajerwerków, za to z ogromnym sercem do postaci, wrócił do tego, co działa tu najlepiej. Stawiając na ludzi, ich relacje i nieraz potwornie zagmatwane uczucia, „The Bear” udowodnił, iż dobra historia nie zawsze wymaga bardzo skomplikowanego przepisu. [MP]
9. The Last of Us (dostępne na HBO Max)

Wielki hit HBO miewał w 2. sezonie górki i dołki, ale iż pierwsze wyraźnie przeważały, to pomimo zmasowanej krytyki ze strony części widzów, u nas „The Last of Us” wciąż trzyma się mocno. Nie mamy też wątpliwości, iż to wciąż telewizja przez duże T, co warto docenić tym bardziej, iż serial musiał się mocno zmienić. Wystarczy sobie jednak przypomnieć, jakie emocje towarzyszyły nam podczas seansu i jak bardzo nie możemy się doczekać ciągu dalszego mimo brutalnego urwania historii w połowie, a okaże się, iż przez większość tych zmian twórcy przeszli suchą stopą. Dodajmy do tego rozmach inscenizacyjny, udane wprowadzenie nowych postaci i opanowaną do perfekcji umiejętność łączenia momentów spektakularnych z bardziej intymnymi, a efektem przez cały czas będzie blockbuster z najwyższej półki. [MP]
8. Kwestia seksu i śmierci (dostępna na Disney+)

„Kwestia seksu i śmierci” od zapowiedzi budziła zainteresowanie rolą Michelle Williams, jednak miniserial Elizabeth Meriwether i Kim Rosenstock okazał się mieć znacznie więcej do zaoferowania. Opowieść o umieraniu na raka i odkrywaniu własnej seksualności, gdy nie ma się już nic do stracenia i można tylko ścigać się z czasem o spełnienie tłumionych pragnień, nie jest ani depresyjną podróżą przez koszmar choroby, ani niesmaczną komedią wokół poważnych spraw. To idealnie wyważony komediodramat ze wspaniałą główną bohaterką, której chce się towarzyszyć na trudnej drodze do przepracowania przeszłości i odkrycia przed śmiercią tego, kim naprawdę jest i o czym marzy. Oczywiście mimo świetnego humoru to przez cały czas emocjonalnie wymagający seans, ale naprawę wart zmierzenia się z trudnym tematem. [KC]
7. Próba generalna (dostępna na HBO Max)

2. sezon serialu Nathana Fieldera jest od poprzedniego pewnie mniej kontrowersyjny, trochę też mniej egzystencjalny, ma za to większy rozmach – co może szokować, kiedy pamięta się budowane już dawniej repliki. W tym roku „Próba generalna” celuje jednak, też dosłownie, wyżej: w zmienianie procedur szkolenia pilotów. Oczywiście droga do tego jest, jak tu u Fieldera, pełna absolutnie nieoczywistych rozwiązań, iż wspomnimy tylko o organizowaniu lotniskowego konkursu piosenki, wcielaniu się w niemowlaka i wielkim zaskoczeniu w finale. Z poprzednią odsłoną nowy sezon łączą natomiast niejednoznaczność diagnoz oraz fakt, iż przez cały czas nie wiadomo, gdzie przebiega granica między dokumentem a fikcją. I chociaż nie każdy chce przejść tę „Próbę generalną”, to wyjątkowości nie można serialowi odmówić. [KC]
6. Andor (dostępny na Disney+)

Czy „Gwiezdne wojny” mogą oprzeć się na dobrym scenariuszu, nie grzebać w fanowskim sentymencie i wciąż świetnie wpisywać się w uniwersum? Owszem, „Andor” udowodnił to już w 1. sezonie, a jego finałowa odsłona nas w tym przekonaniu utwierdziła. Jeszcze ulepszając poprzednika, historia początków Rebelii okazała się prawdziwą rewelacją, fundując nam więcej wrażeń, niż mogliśmy się spodziewać. Skondensowany i bardzo precyzyjnie przemyślany, zamknięty w czterech segmentach serial znalazł czas nie tylko dla głównego bohatera, a podkręcając stawki i emocje do maksimum, uderzył w tony, jakich w kosmicznej sadze dotąd nie było. Skuteczne, wyraziste i piekielnie mocne – to nie są słowa, jakie przychodzą do głowy na myśl o opowieści rodem z odległej galaktyki. Tu jednak pasują jak ulał. [MP]
5. The Pitt (dostępne na HBO Max)

Spora niespodzianka, bo po kolejnym wariancie dramatu medycznego, choćby z Noah Wyle’em, nie spodziewaliśmy się wiele poza tradycyjną telewizyjną rozrywką. I chociaż „The Pitt” w jakimś zakresie właśnie takim serialem jest, to równocześnie okazał się jedną z najciekawszych produkcji półrocza. Zmiksowanie konwencji szpitalnej z chwytem z „24 godzin”, dzięki czemu towarzyszymy personelowi szpitala podczas jednego długiego dyżuru, dobrze napisane postaci zarówno doświadczonej kadry, jak i ludzi dopiero poznających izbę przyjęć, postawienie na realizm w scenach badań i operacji – to tylko część zalet serialu, który z tygodnia na tydzień/z godziny na godzinę stawał się tytułem oglądanym natychmiast po udostępnieniu, choćby kosztem przesunięcia w kolejce premier teoretycznie oryginalniejszych. [KC]
4. Studio (dostępne na Apple TV+)

Poczucie humoru Setha Rogena nie jest raczej czymś, co kojarzylibyśmy z wysokimi miejscami w jakichkolwiek zestawieniach najlepszych, więc tym bardziej doceniamy niespodziankę, jaką okazało się „Studio„. Ta absolutnie szalona, gwiazdorska, pozbawiona hamulców, za to pełna branżowych smaczków parodia na Hollywood kupiła nas już na samym początku, gdy okrutnie zażartowała sobie z samego Martina Scorsese, a potem było przecież jeszcze lepiej. Włączając w to najwspanialszą ceremonię Złotych Globów ever, serial Apple TV+ był istnym rollercoasterem atrakcji, który potrafił zabłysnąć nie tylko żartami, ale też choćby kapitalną zabawą formą i sposobem, w jaki zamienił nadużywanie cameo w prawdziwą sztukę. Na najlepszą komedię roku to pewnie za mało, ale na najzabawniejszą już wystarczy. [MP]
3. Rozdzielenie (dostępne na Apple TV+)

Oczekiwanie na 2. sezon rewelacyjnie przyjętego serialu Apple TV+ było próbą cierpliwości, ale opłaciło się. Choć pozbawione efektu świeżości, „Rozdzielenie” stało się choćby bardziej intrygujące niż poprzednio, co tydzień fundując nam nową dawkę tajemnic, które żyły własnym życiem w fanowskich teoriach. Nie tracąc przy tym wewnętrznej logiki i zainteresowania widzów, a jednocześnie podkręcając napięcie rosnące wraz z każdym odkrytym w zakamarkach Lumon sekretem, Dan Erickson i spółka stworzyli istnego fabularnego potwora, który jak dotąd mocno trzyma się na nogach. Rozrastając się o nowe dylematy moralne, nie uginając pod ciężarem własnych ambicji i zachwycając pomysłowością stale rozbudowywanej koncepcji, „Rozdzielenie” udowodniło, iż seriale wciąż mogą być oryginalne, rozpalać wyobraźnię i przykuwać do ekranu jak mało co. [MP]
2. Hacks (dostępne na HBO Max)

„Hacks” w pierwszej połowie 4. sezonu mogło nieco frustrować konfliktem Deborah (Jean Smart) i Avy (Hannah Einbinder), ale twórcy serialu gwałtownie pokazali, iż wszystko tu było przemyślane i przygotowało grunt pod to, co działo się w kolejnych odcinkach. A działo się wiele i w skomplikowanej głównej relacji, i w branży. Bohaterki dostały wreszcie wymarzony program – tyle iż rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niż sobie wyobrażały. Trwała więc walka między twórczą wolnością a wymaganiami rynku, toczyły się spory o komedię, a to wszystko wśród fenomenalnych dialogów oraz nieoczywistych portretów postaci i konfliktów. Po czym finał znów wszystko wywrócił – i znów wywrócił inaczej, niż wywracały finały wcześniejszych sezonów. Na szczęście obiecano nam, iż na tym nie koniec jednej z najlepszych komedii ostatnich lat. [KC]
1. Dojrzewanie (dostępne na Netfliksie)

Zwycięzca bez zaskoczenia. O żadnym serialu nie rozmawiano ani nie pisano ostatnio tyle, ile o netfliksowej, zaledwie czteroodcinkowej produkcji o zabójstwie nastolatki. „Dojrzewanie” Jacka Thorne’a i Stephena Grahama stało się przedmiotem dyskusji wykraczających poza popkulturowe kręgi, prowokując do socjologicznych, psychologicznych, edukacyjnych diagnoz i sporów. Od lat chyba żaden serial nie miał takiej szansy, by zmienić coś w pozaekranowej rzeczywistości, dać impulsu do tego, by rodzice zainteresowali się pozornie niekłopotliwymi dziećmi, a ludzie odpowiedzialni za systemowe rozwiązania zastanowili się nad tym, jak odciągnąć młodych chłopców od wpływów toksyczniej manosfery.
Gdyby jednak „Dojrzewanie” było po prostu „na czasie” i „na istotny temat”, to jeszcze nie zasługiwałoby na miano serialu półrocza. Mamy jednak do czynienia także ze świetną formą. Kręcenie odcinków jednym ujęciem zwiększa immersję, a doskonała obsada, z Grahamem, Erin Doherty i – wielkim młodym odkryciem – Owenem Cooperem na czele, dźwiga role o dużym emocjonalnym ciężarze. Treść i forma okazują się więc równie imponujące, a razem dają tytuł, o którym pewnie gwałtownie nie zapomnimy. Choć pewnie chciałoby się, by przestał być aktualny jak najszybciej. [KC]