Najdziwniejszy hit Netfliksa. Ten dokument opowiada o... dziwnie pachnącym rejsie

natemat.pl 3 godzin temu
"Totalna katastrofa. Śmierdzący rejs", w tej chwili jeden z hitów Netfliksa, opowiada prawdziwą historię luksusowego rejsu, który w 2013 roku zamienił się w koszmar na pełnym morzu. Pożar, awaria toalet, fekalia zalewające korytarze i pasażerowie śpiący na pokładzie – brzmi absurdalnie? A jednak to wszystko wydarzyło się naprawdę. Ten dokument nie tylko szokuje, ale też pokazuje, jak cienka jest granica między komfortem a chaosem – i jak ludzie naprawdę zachowują się w sytuacjach granicznych.


Zaczyna się jak każda beztroska wycieczka — drink z palemką, leżaki, muzyka, śmiech i selfie na tle bezkresnego morza. Ale w dokumencie Netfliksa zatytułowanym.... "Totalna katastrofa. Śmierdzący rejs" ten wakacyjny klimat zamienia się w coś, co przypomina połączenie "Titanica" z "Władcą much". Bo kiedy na pokładzie luksusowego wycieczkowca Carnival Triumph wybucha pożar, a pasażerowie tracą dostęp do prądu, jedzenia i... toalet, robi się naprawdę nieprzyjemnie. I dosłownie, i w przenośni.

Dokument to kolejna część serii "Totalna katastrofa", która bierze pod lupę medialne i społeczne upadki – wcześniej był katastrofalny festiwal Woodstock w 1999 roku czy tragedia na festiwalu Astroworld. Ale "Poop Cruise" (czyli dosłownie "Rejs g*wna") jest wyjątkowy: nie tylko przez szokującą, często absurdalną historię, ale też przez to, jak pokazuje kruchość naszego komfortu i cienką granicę między cywilizacją a chaosem.

O czym jest "Totalna katastrofa. Śmierdzący rejs" na Netfliksie? To prawdziwa historia rejsu z 2013 roku


Wszystko wydarzyło się naprawdę. W lutym 2013 roku statek Carnival Triumph wypłynął z Galveston w Teksasie w rejs do Meksyku. Na pokładzie ponad cztery tysiące ludzi – pasażerowie spragnieni słońca i relaksu oraz setki członków załogi. Wszystko szło zgodnie z planem… aż do powrotu. W maszynowni wybuchł pożar, który sparaliżował statek. Przestały działać toalety, klimatyzacja i systemy wentylacyjne. Zrobiło się gorąco, ciemno i bardzo, bardzo nieprzyjemnie.

Fekalia zaczęły wylewać się z toalet i zalewać korytarze. Ludzie spali na pokładzie, bo w kajutach nie dało się oddychać. Żeby coś zjeść, trzeba było odstać w wielogodzinnych kolejkach, a w tych po wodę pitną zaczęło się robić nerwowo. Pasażerowie dostali foliowe worki higieniczne i instrukcje, co z nimi zrobić. Jedna z osób opowiada o łazience, w której znalazła "lasagne z kału", co wcale nie jest metaforą.



Twórcy dokumentu, w tym reżyser James Ross, starają się nie tylko pokazać obrzydliwości i absurdy tej sytuacji, ale też uchwycić jej społeczne konsekwencje. Na statku wycieczkowym są bowiem pasażerowie i obsługa, ale kiedy dochodzi do katastrofy, wszyscy lądują w tym samym szambie – dosłownie. I wtedy zaczyna się coś naprawdę interesującego: znika dystans, zacierają się role, a ludzie – i po jednej, i po drugiej stronie – zaczynają pokazywać swoje prawdziwe oblicze.

"Śmierdzący rejs", czyli... śmieszno i strasznie


W dokumencie zobaczymy nie tylko oryginalne nagrania z tamtego rejsu (pasażerowie filmowali, ile tylko mogli), ale też sprytnie zainscenizowane rekonstrukcje niektórych scen – w tym próbę skorzystania z łazienki przy pomocy… migającej latarki trzymanej w zębach. Są momenty dramatyczne, ale i groteskowe. Jest śmieszno i strasznie, a momentami obrzydliwie.

"Śmierdzący rejs" trwa zaledwie 45 minut, ale uchwytuje coś znacznie większego niż tylko wakacyjną klapę. To opowieść o tym, jak kruchy bywa luksus, jak cienka jest warstwa lakieru na naszych all inclusive marzeniach i jak gwałtownie "rejs życia" może zmienić się w desperacką walkę o przetrwanie, z telefonem w ręku, łapiącym sygnał, by wysłać SOS.

I choć nikt na Carnival Triumph nie zginął, a większość pasażerów ostatecznie wyszła z tego cało, niektórzy do dziś nie są w stanie wejść na żaden statek. Inni – paradoksalnie – wspominają to jako… najlepszy rejs w życiu. Jak twierdzi jeden z bohaterów: "to, co przeszliśmy razem, było jak jakiś obóz przetrwania – tylko na wodzie". Co interesujące statek pływa nadal, ale pod inną nazwą – Carnival Sunrise.

Po obejrzeniu "Śmierdzącego rejsu" można się tylko cieszyć, iż oglądamy to z kanapy. I iż nasza toaleta działa.

Idź do oryginalnego materiału