Na skraju tego lata
Pracując w bibliotece, Malwina zawsze uważała swoje życie za wyjątkowo zwyczajne. Ludzi teraz było jak na lekarstwo wszyscy siedzieli w internecie, a wśród regałów czasem przewinął się student czy emeryt. Od czasu do czasu przekładała książki na półkach i ścierała z nich kurz. Jedynym plusem tej roboty było to, iż przeczytała niewyobrażalną ilość książek od romantycznych, przez filozoficzne, po całkiem szalone. I dopiero mając trzydzieści lat, uświadomiła sobie, iż ta cała książkowa romantyka jakby ją ominęła.
Malwina nie uważała się za piękność ani kobietę z charakterem, miała raczej spokojną aparycję, a pensja z biblioteki ledwo starczała do pierwszego. Nigdy jej nie przyszło do głowy, żeby próbować zmieniać pracę wszystko jej odpowiadało. Bibliotekę odwiedzało głównie kilku studentów, czasem zajrzał samotny emeryt czy nastolatek.
Ostatnio w województwie organizowano konkurs dla bibliotekarek. Zgłosiła się bez przekonania, a tu proszę wygrała główną nagrodę: opłacony dwutygodniowy wyjazd nad Bałtyk!
No po prostu szczęście śmiała się, opowiadając o tym mamie i przyjaciółce. Na moją pensję za daleko nie pojadę, a tu proszę wycieczka w prezencie!
Lato dobiegało końca. Malwina spacerowała pustą plażą w Ustce. Większość wczasowiczów schowała się dziś do kawiarni morze tego dnia było wzburzone jak rzadko. Trzeci dzień nad Bałtykiem, więc miała ochotę pospacerować, pomyśleć, pomarzyć.
I nagle zobaczyła, jak z falochronu zmyło do wody jakiegoś chłopaka. Bez namysłu rzuciła się na ratunek na szczęście nie było daleko do brzegu, a Malwina od dziecka potrafiła utrzymać się na wodzie, choć nie była mistrzynią pływania.
Fale raz ją pchały ku brzegowi, raz odciągały w głąb, kiedy próbowała zaciągnąć chłopaka za kołnierz. Na szczęście udało jej się dobrnąć do miejsca, gdzie dno się wypłycało. Stała po pas w wodzie, walcząc o równowagę, w myślach powtarzając tylko: Byle nie upaść!. W końcu się udało.
Obejrzała się na chłopaka i aż się zdziwiła.
To przecież dzieciak, czternaście lat najwyżej pomyślała, patrząc na jego pociągłą sylwetkę, wyższego choćby od siebie. A Ty po co się pchasz w morze przy takiej pogodzie?
Chłopak wstał, podziękował krótko i, chwiejąc się jeszcze trochę, odszedł bez słowa. Malwina tylko wzruszyła ramionami, patrząc jak znika. Następnego ranka, leżąc w łóżku w pensjonacie, roześmiała się sama do siebie. Za oknem było pięknie, morze lśniło turkusowo, a słońce grzało jak szalone zupełne przeciwieństwo dnia poprzedniego, jakby morze chciało przeprosić za wczoraj.
Po śniadaniu poszła na plażę, rozłożyła koc w słońcu i odpoczywała do popołudnia. Potem zachciało jej się przejść do parku. Tam wpadła na strzelnicę w liceum i na studiach radziła sobie z karabinkiem, czemu by trochę nie postrzelać? Pierwszy strzał pudło, drugi za to celny.
O, synku, zobacz, jak się strzela! usłyszała za plecami głos mężczyzny. Odwróciła się i prawie nie uwierzyła to był wczorajszy nastolatek.
Młody spojrzał na nią zaskoczony, choć w oczach czaiło się coś na kształt strachu. Malwina od razu się domyśliła: ojciec nie wie jeszcze, iż syn mógł się wczoraj utopić. Łagodnie się uśmiechnęła.
A może pani pokaże nam, jak się to robi? zagadnął wysoki, całkiem przystojny mężczyzna, szeroko się uśmiechając. Olek w ogóle nie umie strzelać. Ja też, wstyd się przyznać!
Potem po strzelnicy poszli razem na spacer, usiedli w kawiarni na gofrze i lody, a dzień zakończyli przejażdżką diabelskim młynem. Malwina początkowo myślała, iż zaraz dołączy do nich mama Olka, ale ojciec z synem zachowywali się, jakby na nikogo nie czekali.
Ojciec przedstawił się jako Marcin. Okazał się naprawdę ciekawym rozmówcą, szczerym, z ogromnym poczuciem humoru. Z każdą chwilą podobał jej się coraz bardziej.
Malwina, długo już tu pani odpoczywa? zapytał.
Tydzień jestem, drugi jeszcze przede mną.
A skąd pani przyjechała? jeżeli wolno spytać?
I tu niespodzianka okazało się, iż ona i ojciec z synem pochodzą z tego samego miasta z Bydgoszczy! Roześmiali się wszyscy troje.
No nie wierzę, musieliśmy spotkać się w Ustce, bo u siebie w Bydgoszczy się nie dało? śmiał się Marcin, patrząc na Malwinę z wyraźną sympatią.
Młody Olek gwałtownie się rozluźnił, pewnie zrozumiał, iż Malwina nie zamierza mówić ojcu o wczorajszej kąpieli. Pożegnali się pod wieczór. Panowie odprowadzili Malwinę pod pensjonat, umawiając się na kolejne spotkanie na plaży następnego dnia.
Malwina była pierwsza nad wodą. Znajomi przyszli z godzinnym opóźnieniem.
Dzień dobry! usłyszała znajomy głos. Przepraszamy najmocniej, Malwinko… tłumaczył się Marcin, sadowiąc się na ręczniku obok niej. Nie uwierzy pani, zapomnieliśmy nastawić budzik obaj zaspaliśmy.
Tato, idę popływać! rzucił Olek i wbiegł do wody.
Stój! krzyknęła Malwina, przecież Ty nie umiesz pływać!
Jak to nie umie? zdziwił się Marcin przecież ten chłopak to na każdych zawodach szkolnych się zgłasza!
Malwina poczuła się głupio i nie skomentowała. Może się wczoraj jej wydawało, iż Olek nie radzi sobie w wodzie…
Przez kolejne dni, które spędzali razem, było niemal bajkowo. Spotykali się rankami na plaży, chodzili na wspólne wycieczki, rozmawiali do późna wieczorem. Malwina zauważyła, iż coś dręczy Olka i bardzo chciała z nim pogadać w cztery oczy. Okazja nadarzyła się któregoś dnia, kiedy chłopak pojawił się sam.
Dzień dobry, a tata dzisiaj chory przyznał się Olek dostał gorączki, a ja wybłagałem żeby mnie wypuścił, powiedziałem, iż pani na mnie popatrzy zaśmiał się niepewnie przepraszam, jeżeli narzucam się z takim pomysłem, ale nie chciałem siedzieć w pokoju.
Olek, podaj mi numer taty, zadzwonię do niego na chwilę poprosiła Malwina. Olek podał numer.
Dzień dobry rozległ się głos Marcina chociaż przy tej gorączce to nie wiem, czy aż takie dobre… Proszę popilnować Olka, obiecał, iż będzie grzeczny i wszystko pani posłucha…
Proszę się nie martwić i gwałtownie zdrowieć! zapewniła Malwina.
Po kąpieli Olek rozłożył się obok i nagle powiedział:
Wie pani… jest pani naprawdę super koleżanką spojrzał w stronę morza i uśmiechnął się lekko.
Skąd ta nagła sympatia? Malwina podniosła brwi z rozbawieniem.
Dzięki, iż nie powiedziała pani tacie o tym, co się wtedy stało… przyznał trochę zmieszany. Zmyło mnie z falochronu i pierwszy raz się przeraziłem.
Malwina tylko uśmiechnęła się, a po chwili spytała:
Olek, a gdzie jest twoja mama? Czemu przyjechaliście tylko we dwóch?
Chłopak zawahał się chwilę, jakby rozważał, czy o tym mówić, w końcu jednak postanowił być szczery.
Marcin z racji pracy często wyjeżdżał w delegacje. Wtedy Olek zostawał z mamą Jolantą. Rodzina wydawała się zgodna i szczęśliwa. Ale jak się okazało, to była tylko iluzja, bo Jolanta od jakiegoś czasu prowadziła podwójne życie.
Pewnego dnia Marcin powiedział:
Słuchaj, wysyłają mnie do Warszawy na trzy tygodnie szkolenia. Po powrocie mam szansę na awans, szef coś przebąkuje, może mnie weźmie na zastępcę… A tam pensja trzy razy większa…
I wyglądało na to, iż Jola się choćby z tego cieszyła. Zanim jednak wyjechał, Jolanta tłumaczyła Olkowi:
Synku, dziś wpadną do nas znajomi mój kolega Piotr z córką Gabrysią. Ja i Piotr musimy popracować trochę razem, a Ty zabaw Gabrysię. Jest kilka lat starsza, ale myślę, iż się dogadacie.
Gabrysia była energiczną, pewną siebie dziewczyną. gwałtownie namówiła Olka na spacer po parku. Mama wręczyła mu stówkę co mu się nigdy wcześniej nie zdarzyło.
Zawieź dziewczynę na lody! uśmiechnęła się tajemniczo Jola.
Pochodzili kilka godzin i wrócili do domu. Gabrysia znała życie, była już prawie dorosła, a Olek choć wysoki i postawny miał dopiero czternaście lat. Tak minęły całe trzy tygodnie. Tuż przed powrotem ojca Gabrysia rzuciła:
Fajnie, iż Twój ojciec wraca, szczerze mówiąc mam już dość zajmowania się tobą. Mama i Piotr wymyślili sobie, iż Ty masz być poza domem, jak oni się zabawiają. Moi rodzice już dawno po rozwodzie, ale mieszkania dalej nie podzielili
Olkowi zrobiło się nieswojo. Zaczął zauważać, iż mama z każdym dniem jest do ojca coraz bardziej chłodna. Potwierdziły się jego domysły, kiedy wrócił Marcin atmosfera była napięta jak struna. Tego wieczora wracając z treningu, usłyszał awanturę w przedpokoju:
Tak, zdradzam Cię. I co teraz? wycedziła mama.
Nic odparł tata złożę pozew o rozwód. Syn zostaje ze mną… Jego i tak ci nie zależy.
Błagam cię! parsknęła Jola. Mam już nową rodzinę.
Olek szybciutko schował się do pokoju, słysząc resztę rozmowy przez ścianę.
Od dawna widuję się z Piotrem za twoimi plecami. Jutro się wyprowadzam.
W sobotę Jola pakowała walizkę. Ojciec sterczał przy komputerze z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Olek już wiedział, iż zostanie z tatą nie polubił Piotra i ani jego córki. Usłyszał trzask zamykanych drzwi.
Marcin próbował wyjaśniać synowi całą sytuację, ale Olek mu przerwał:
Tato, nie musisz mi tłumaczyć wiem wszystko od dawna, chciałem ci sam powiedzieć. Kocham cię i będzie nam lepiej bez mamy.
Marcin potargał mu włosy z uśmiechem:
Stary koniu, jesteś już dorosły! powiedział z dumą. Mama odeszła ode mnie, nie od ciebie. Jak będziesz chciał, sam zdecydujesz czy z nią rozmawiać.
Na razie jednak, Olek nie chciał się kontaktować z mamą. Po plaży Malwina z Olkiem odwiedzili Marcina, wzięli po drodze owoce. Marcin poczuł się już dużo lepiej i obiecał, iż następnego dnia wróci na plażę.
Trzy dni później chłopaki musieli wracać do Bydgoszczy, Malwinie zostały jeszcze dwa dni. Lato się kończyło. Na pożegnanie Marcin obiecał, iż odbierze ją z lotniska, Olek był cały w skowronkach.
Malwina nie robiła żadnych planów po prostu z uśmiechem czytała na okrągło czułe wiadomości od Marcina, który przyznawał, iż już za nią tęskni. Krótko potem Malwina wyprowadziła się do mieszkania Marcina i Olka wydawało się, iż najbardziej ze wszystkich cieszy się Olek: za tatę, za siebie, za Malwinę.










