„Na początku była góra” Magdaleny Łazarczyk w galerii SKALA w Poznaniu

magazynszum.pl 1 rok temu

– Dawno temu, długo zanim pojawiłaś się na świecie, wszystkiego było tu pełno. Pamiętam te prześwity, aromaty, trzepoty, lśnienia… choćby sobie nie wyobrażasz – mawiała mama, gdy byłam dzieckiem. – Ale niestety, na tej wyspie ludziom nic nie zostaje w sercach na zawsze. Kto tu mieszka, ten wciąż będzie coś tracił. Niedługo pewnie i Tobie się to przydarzy. (…) [N]ie masz się czego bać. To nic przykrego i wcale nie boli. Pewnego ranka obudzisz się i ot, będzie po wszystkim. Nie ruszaj się wtedy z łóżka, zamknij powieki, nadstaw uszu i spróbuj wyczuć na skórze powiem porannego powietrza. Coś będzie inaczej, niż było. Tak poznasz, co straciłaś i co zniknęło z wyspy.

Akcja Podziemia pamięci Yōko Ogawy toczy się na z wyspie, z której bez przyczyny i ostrzeżenia znikać zaczyna znaczenie i pamięć o przedmiotach, porach roku, gatunkach fauny i flory, a w końcu: części ciała. Przeznaczenie i sens wykreślonych ze wspomnień zjawisk, nagle staje się niezrozumiałe, obce, puste. O niszczenie obcych już rzeczy dbają sami mieszkańcy wyspy: palą je, zakopują, wrzucają do rzeki. W pozaksiążkowej rzeczywistości jesteśmy świadkami podobnego, choć nie tak gwałtownego znikania: rośliny i zwierzęta wymierają, pory roku ewoluują, narzędzia zostają zastąpione sprawniejszymi. Góra z tytułu wystawy Magdaleny Łazarczyk jest zjawiskiem bardzo podobnym do tych znikających w książce Ogawy. Na wystawie nie dowiemy się o niej zbyt wiele – jedyna informacja zawarta jest w tytule. Góra, owszem, istniała, ale dziś ciężko jest stwierdzić, czy była miejscem, kształtem, kierunkiem, osobą, uczuciem Należy ją potraktować jako zaprzeszły ideał, do którego dostęp możliwy jest jedynie przez aproksymację: każde jego wytłumaczenie lub przedstawienie będzie jedynie refleksem, cieniem, substytutem o prostszej strukturze.

widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA

Prace pokazane na wystawie i jej aranżacja stanowią całość, jednak najszybciej wzrok przyciąga zbiór nowych prac Łazarczyk – kolaży na fragmentach marmurowych płyt. Szukając podłoża do nowej serii, artystka trafiła na zakład kamieniarski pod Warszawą, w którym wśród niewykorzystanych kawałków szarego marmuru używanego do dekoracji wnętrz znalazła i wybrała te w odcieniach zieleni, przetkanej ciemnobrązowymi żyłkami. Ten gatunek marmuru, wydobywanego w Indiach, nosi nazwę „Rainforest” – i rzeczywiście, jego powierzchnia przypomina widziany z lotu ptaka tropikalny las. Papierowe elementy zaaranżowane na kamiennych płytach zaczerpnięte zostały z książek znalezionych przez artystkę w antykwariatach i na śmietnikach. Na dziwnej, leśnej płaszczyźnie kamieni spotykają się bezpańskie dłonie i oczy, wzorzyste podłogi, tajemnicze zwierzęta – wszystkie wycięte z porzuconych monografii dawnych mistrzów, przekrojowych publikacji o sztuce oraz katalogów wnętrzarskich. Łazarczyk nie zdecydowała się na ingerencję w kształt znalezionych kamieni, ani na dokupienie dodatkowych płyt, pozwalając na to, żeby znalezione fragmenty dyktowały ramy kompozycji i objętość serii. Ostatnim etapem pracy nad kolażami, było zalanie ich syntetyczną żywicą, dzięki czemu ich powierzchnia jest gładka i błyszcząca; resztki szlachetnego marmuru lśnią, jak gdyby wyjęte zostały z wody. Efekt ten nie jest bez znaczenia: ponieważ historie opowiadane przez papier zespoliły się z tymi zamkniętymi w kamieniu, to przyglądający się kolażom widzowie, dostrzegający w nich swoje odbicia, mimowolnie dodadzą do nich kolejną narracyjną warstwę.

Technika wykonania kompozycji oraz sposób aranżacji prac przywodzą na myśl archipelagi lub ruiny prezentowane na ścianach muzeów archeologicznych. Grupy nierównych, obtłuczonych przez rzemieślnika fragmentów płyt można skojarzyć także z rozbiciem fantazji o istnieniu stałego, niezmiennego „ja” i głosem na rzecz „ja” objawiającego inną – ale tak samo prawdziwą – fasetę w zależności od konfiguracji otaczających go elementów. Kolejnym tropem interpretacyjnym mogą być teorie o emergentnym charakterze naszej świadomości. Według nich, świadome „ja” wyłania się jako konsekwencja interakcji wielu części: umysłu, ciała i środowiska, w którym są zanurzone. Niczym kolonia mrówek albo pszczół, razem stwarzają one działający w inteligentny (lub jawiący się jako inteligentny) system. Prace Łazarczyk można też powiązać z tezą o fragmentacji czasu, który dziś uległ atomizacji: pocięty na nieskończoną ilość nieskończenie krótkich odcinków utracił swój ciągły charakter, już nie płynie.

widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA
widok wystawy „Na początku była góra" Magdaleny Łazarczyk, fot. Daniel Konius, dzięki uprzejmości Galerii SKALA

Jednocześnie prezentacja w galerii SKALA jest kolejnym z etapów badania przez artystkę relacji przestrzennych. Z wcześniejszymi projektami Łazarczyk wystawę łączy chęć dotarcia do sfer rozpiętych między myślą a jej efektem oraz przyjrzenia się obszarowi między zamiarem a jego materializacją. Artystkę zajmują przede wszystkim przestrzenie wyobrażone, symboliczne, niematerialne. Swoją metodę twórczą określa jako intuicyjną, a znaczenie poszczególnych części realizowanego przez nią cyklu objawia się jej dopiero po zakończeniu pracy nad nim.

Kolaże wiszą na ścianach pomalowanych w kolorach Pampas Beige, Farm-Fresh Eggs i Nutmeg Dust. Podobnie jak marmur Rainforest, nazwy nadane farbom przez producenta, zawłaszczają występujący w naturze fenomen i dodają go do wciąż rozbudowywanej listy ludzkich wytworów. Ten gest prawdopodobnie podyktowany jest chęcią skapitalizowania tęsknoty za naturą – w rzeczywistości jednak jest pusty, bo nie odsyła do faktycznego, indywidualnego, naturalnego punktu odniesienia. Ostatnim z elementów pojawiających się na wystawie jest firana, misternie udrapowana przez panią Iwonę Matuszak według instrukcji artystki, zaczerpniętych z jednego z kupionych w antykwariacie albumów. Nadruk na tkaninie to wizualny cytat z wiszących na ścianach kamieni: kolejny substytut niemającego rzeczywistego odpowiednika lasu. Kurtyna wprowadzać ma odświętny, a jednocześnie domowy nastrój w przestrzeń wystawy. Każde przywołanie tego „domu” – tak jak i tytułowej „góry” – będzie niepełne, niedoskonałe. A mimo tego, tylko takie przedstawienie wydaje się adekwatne: dokładne w swoim zniekształceniu, jak przed-fotograficzny portret egzemplarza flory lub fauny.

Ewa Borysiewicz

Idź do oryginalnego materiału