Na jakie tytuły czekamy podczas Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków? | Edycja online | Zestawienie

filmawka.pl 21 godzin temu

Jeśli tegoroczna odsłona Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków czegoś dowodzi, to tego, iż azjatyckie kino potrafi zaskoczyć w absolutnie każdej formie. Od skromnych romansów, przez społeczne dramaty, aż po slapstickowe starcia z wampirami. W programie online znalazły się tytuły, które nie tylko pokazują skalę kreatywności tamtejszych twórców, ale też przypominają, jak różnorodne mogą być filmowe emocje: od miękkiej czułości i kapitalnego humoru, przez duszne napięcia mikrowspólnot, aż po czystą gatunkową jazdę bez trzymanki. Trafiają one prosto w serce widza i udowadniają, iż choćby w dobie algorytmów i powtarzalnych streamingowych formatów, kino przez cały czas może być świeże, dziwne, wrażliwe i kompletnie niepodrabialne. W poniższym zestawieniu znajdziecie nasze filmowe TOP 5, na które szczególnie warto zwrócić uwagę podczas tegorocznej odsłony festiwalu online.


Atak serca (2015), reż. Nawapol Thamrongrattanarit

fot. „Atak serca” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków
Jeżeli, tak jak ja, cenicie sobie gatunek komedii romantycznej, to tutaj dostaniecie pewnie jednego z najlepszych jego reprezentantów w ostatnich latach. Film Nawapola to romans ze świetną chemią i poczuciem humoru, ale też dużo więcej – wiarygodny portret pracoholika, uderzający w systemową gloryfikację zapieprzania oraz dynamicznie nakręcony dramat społeczny. jeżeli mieliście dodatkowo okazję obejrzeć na stacjonarnej edycji Zasób ludzki tego samego reżysera, to otrzymacie mocny double bill, który chwyta wszystkie bolączki obecnej korporoboty. Od niemożliwych do zrealizowania targetów i deadline’ów, przez mobbing pod płaszczykiem rodzinnej atmosfery, do robienia dobrze shareholderom jako jedynej wartości kierującej firmami. Gdzie tu miejsce na miłość? Atak serca wyróżnia to, iż jakoś Nawapolowi udaje się ją odnaleźć. Wciśniętą między jednym terminem a drugim, ale jednak – prawdziwą, bo opierającą się nie na mierzeniu korzyści matrymonialnych, a na wzajemnej trosce. To naprawdę niezwykły film, który pomimo 10 lat na karku ani trochę nie zestarzał, a w zasadzie to sprawia, iż wszystkie współczesne romcomy powinny się wstydzić, iż nie potrafią tak świeżo i wrażliwie opowiadać jak Tajlandczyk.
Wiktor Małolepszy

Kraina spokojnego poranka (2024), reż. Park Ri-woong

fot. „Kraina spokojnego poranka” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Jednym z celów pięciosmakowej sekcji Focus: Migracje jest chęć przedstawienia poszczególnych kultur oraz zwyczajów obecnych wewnątrz konkretnych środowisk – również w kontekście migracji i odnajdowania się jednostki w nowym otoczeniu. W nurt ten znakomicie zdaje się wpasowywać Kraina spokojnego poranka, film koreańskiego reżysera Park Ri-woonga. Przenosimy się w nim do małej, rybackiej wioski, którą wstrząsa tragedia. W trakcie teoretycznie rutynowego, porannego połowu jeden ze starszych rybaków – kapital Young-guk – traci bowiem swojego młodszego towarzysza, Young-su. Prowadzi to naturalnie do konfrontacji z rodziną mężczyzny, obnażając przy tym problemy z którymi boryka się przedstawione w Krainie spokojnego poranka hermetyczne wiejskie społeczeństwo. Park Ri-woong próbuje w swoim filmie pokazać, iż każda grupa, choćby ta pozornie współżyjąca ze sobą w harmonii, ma swoje sekrety, które w pewnym momencie mogą wyeskalować w większy konflikt. Robi to, ukazując napięcia pomiędzy poszczególnymi jej członkami, jednocześnie przedstawiając realne problemy, obecne współcześnie na prowincjach Korei Południowej. Poruszane są więc takie tematy, jak chociażby popularny tam trend aranżowanych małżeństw międzynarodowych i idąca wraz z nim fala uprzedzeń wobec próbujących się zaadaptować w nowym środowisku migrantów.

Bartłomiej Rusek


Wędrówka na zachód (2021), reż. Kong Dashan

fot. „Wędrówka na Zachód” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Jedną z ciekawszy propozycji tegorocznego programu okazała się być sekcja Azjatyckie Sci-Fi. Prezentowane są tam przede wszystkim filmy gatunkowe, które rzadko trafiają na polskie ekrany. Gdybym miał wskazać jeden tytuł, który naprawdę mnie zaskoczył, bez wahania wybrałbym Wędrówkę na zachód.

To niskobudżetowa produkcja, która znakomicie obchodzi wszystkie finansowe ograniczenia. Największy atut filmu stanowi bowiem znakomity scenariusz, pełen przezabawnych scen. Jego autorzy serwują nam grupę barwnych postaci. Głównym bohaterem jest Tang Zhijun – znany ufolog, który wraz ze swoim zespołem wybiera się na chińską prowincję, by zbadać kwestię potencjalnego kontaktu z kosmitami. Film nakręcony został w paradokumentalnej estetyce i ani na moment nie traci swojego tempa. Twórcy wychodzą też poza klasyczne sci-fi, miksując tu także komedię i elementy horroru. Gdzieś między zardzewiałym skafandrem a silikonowym kosmitą, można dowiedzieć się czegoś o związkach helis DNA z budową galaktyk, niezwykłych funkcjach telewizyjnego szumu i sensie istnienia w tym ogromnym wszechświecie.

Arek Koziorowski


Pani Dong (1968), reż. T’ang Shushuen

fot. „Pani Dong” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Kobieta w średnim wieku żyjąca w małej wspólnocie, uwikłana w sieć społecznych oczekiwań, złapana w pułapkę własnych pragnień i potrzeb, z dyszącą w kark konkurencją w postaci rezolutnej córki – jest to przepis na prawdziwy thriller psychologiczny. Jednak seans Pani Dong obiecuje inne emocje – oparte bardziej o formalne gry i empatyzowanie z emocjami postaci. T’ang Shushuen jednocześnie jest pionierką nowej fali w kinematografii hongkońskiej i istotną postacią na filmowych firmamencie. Pani Dong to jej debiut i już w pierwszym swoim filmie reżyserka pokazała, jak bardzo nieustraszona jest w swoich artystycznych wyborach i jak bardzo zniuansowany portret psychologiczny potrafi stworzyć, bazując na gestach, mimice, niedopowiedzeniach i symbolice zaczerpniętej z malarstwa. Moimi ulubionymi seansami w ramach Pięciu Smaków jest zwykle klasyka i retrospektywy. No cóż, w tym roku retrospektywy nie ma, ale zacieram ręce na obejrzenie tak istotnego dla kinematografii hongkońskiej dzieła, a cieszy mnie tym bardziej, iż będzie ono dostępne do obejrzenia online przez ponad dwa tygodnie i w ten sposób będzie mogło się z nim zapoznać jak najwięcej osób.

Irena Kołtun


fot. „Pan Wampir” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków
Nigdy nie widziałem niczego z podgatunku kina akcji poświęconego skaczącym wampirom – Jiangshi – i nie wiem, czy cokolwiek byłoby lepszym intro niż Pan Wampir. To prawdopodobnie najbardziej wpływowy tekst kultury dla tego nurtu, który zapoczątkował charakterystyczne dla niego motywy fabularne, postaci i ich cechy. Warto jednak zaznaczyć, iż to nie tylko niesamowicie zaaranżowany film kopany, kreatywny soft-horror, ale też absurdalnie głupia – i serio zabawna – slapstickowa komedia. Jasne, masa dowcipów się zestarzała – szczególnie kiedy dotykają sfery seksualnej czy kabaretowych przebieranek – ale slapstick w tym filmie jest pierwszej klasy. Doskonała fizyczność aktorów objawia się zresztą nie tylko w scenach komediowych, ale przede wszystkim w efektownych choreografiach walk. Ci, którym do gustu przypadła sekcja Kinga Hu sprzed dwóch lat, odnajdą tutaj podobnie efektowne potyczki między nadprzyrodzonymi stworzeniami i mistycznymi mnichami. Tu jednak bez skali i epickości tamtych tytułów, ale to wcale nie jest wada. Pan Wampir przypomina bowiem prawdziwy rollercoaster wrażeń, nieustannie starający się zabawić lub zaskoczyć widza – czy to intensywną potyczką, pojawieniem się nowego potwora, wątkiem romantycznym czy… absurdalną dekapitacją, przypominającą Hausu Ôbayashiego. jeżeli szukanie czegoś luźnego, co pochłonie waszą uwagę i dostarczy masę rozrywki – ciężko w tym roku znaleźć w programie lepszy tytuł niż Pan Wampir.
Wiktor Małolepszy

Korekta i opracowanie: Anna Czerwińska


Tekst powstał we współpracy z Festiwalem Filmów Azjatyckich Pięć Smaków.

Idź do oryginalnego materiału