"Na grupie dla matek nie wytrzymałam dwóch dni. Awantura o pampersa dała mi do myślenia"

gazeta.pl 5 dni temu
Zdjęcie: archiwum prywatne


Melka Kowal na swoich profilach na Instagramie i TikToku publikuje serie zabawnych, życiowych filmików. Prywatne jest mamą trójki dzieci i wydała książkę "Matki na fejsie". Melka napisała powieść zrażona tym, co zobaczyła na facebookowych grupach dla rodziców. "O ile w sieci znajduje się wiele absurdów i krzywdzących komentarzy, o tyle moja książka opowiada o matkach przyjaciółkach, które stały się dla siebie grupą wsparcia" - podkreśla.
Na swoim TikToku i Instagramie publikujesz śmieszne skecze, przedstawiające wymyślone incydenty z facebookowych grup dla rodziców. Uważasz, iż można określić cię więc parentingowym twórcą?
Raczej nie. W końcu nie pokazuję swoich dzieci w sieci i kilka o nich mówię. Nie ma jednego sprawdzonego sposobu, żeby wychować dziecko na dobrego człowieka. W internecie nie opowiadam o moich metodach wychowawczych, nie pokazuję, czego uczę dzieci i o czym z nimi rozmawiam, ponieważ nie chcę prowadzić długich dyskusji w komentarzach z ludźmi, którzy tak naprawdę wcale nas nie znają. Widzę, iż wielu twórców publikujących treści dotyczące rodzicielstwa podlega dużemu hejtowi ze strony internautów, którzy tak naprawdę nie mają pojęcia, jakimi są oni rodzicami.


REKLAMA


A u kogo spotkałaś się z takim hejtem lub zgryźliwymi komentarzami?
Sama się na tym sparzyłam. Kiedyś myślałam, iż będę tworzyć więcej treści dotyczących macierzyństwa. Zaczęło mnie jednak niepokoić zjawisko wpajania matce, która przecież kocha swoje dziecko i chce dla niego jak najlepiej, iż postępuje źle, nie jest wystarczająca i robi swojemu dziecku krzywdę.
Dopóki lekarze opiniują, iż z dzieckiem jest wszystko w porządku, jest zdrowe, zadbane i rozwija się prawidłowo, nie widzę powodów do obaw. Bywa jednak, iż gdy rodzic kupi dziecku drewnianą zabawkę zamiast plastikowej i pokaże to w internecie, w komentarzach pod takimi filmikiem lub zdjęciem wybucha wojna.
Naprawdę jest tak, iż ludzie potrafią się pokłócić do drobne rzeczy? Nie spodoba im się łóżeczko lub wózek i już wylewa się hejt?
Oj, to wcale nie są drobne rzeczy! Wybierzesz "zły" wózek, czyli nie wypasiony za kupę pieniędzy, tylko taki, na jaki cię stać, a przeczytasz w komentarzu, iż łamiesz dziecku kręgosłup. Takie wpisy często mają charakter pasywno-agresywny. Stwierdziłam, iż nie chcę się z tym użerać.
Zakładam, iż nim zaczęłaś nagrywać serię "matki na fejsie" musiałaś dołączyć do jakichś fejsbookowych grup dla rodziców. Jak wspominasz to doświadczenie?
Popełniłam ten błąd dwa razy w życiu. Podczas pierwszej ciąży dołączyłam najpierw do jednej grupy, a potem do drugiej. Na każdej z nich spędziłam półtora dnia. Pierwszym, co zobaczyłam, było zdjęcie kupy w pampersie z pytaniem - "dziewczyny, czy myślicie, iż to jest zdrowa kupa"? W komentarzach oczywiście uaktywniło się grono ekspertów. Każdy musiał wyrazić swoją opinię.
Na drugiej grupie dziewczyna zapytała, jakie pampersy polecają inne mamy. Tym samym otworzyła wrota piekieł. Na każde polecone przez kogoś pampersy była gigantyczna nagonka. Matki kłóciły się niesamowicie i były dla siebie bardzo niesympatyczne. Nie zabrakło też zwolenniczek tetrowych pieluch, które kazały prać, jak za dawnych lat. Autorka posta nie dostała żadnej sensownej odpowiedzi. Nikt nie doradził np. by wypróbowała kilka firm, bo często to, co uczuli jedno dziecko, drugiego wcale nie podrażni. To było bardzo toksyczne i jako kobieta przed pierwszym porodem, byłam po prostu przestraszona.


Czy te sytuacje były dla ciebie inspiracją do nagrywania serii "matki na fejsie"?
Początkowo tak, ale potem zaczęłam po prostu wymyślać je z głowy. To są gagi, nie autentyczne historie. Mimo to w komentarzach pisze do mnie wiele osób, które twierdzą, iż takich doświadczyły.
Dlaczego uważasz, iż mamy w sieci są dla siebie takie wrogie?
Moim zdaniem jest tak, ponieważ jako kobiety od wieków mamy narzucanie, iż musimy być najlepszymi partnerkami i matkami. Nie ma marginesu błędu, bo nie wolno nam ich popełniać. Jesteśmy porównywane ze sobą na każdym kroku, pod taką presją łatwo się ugiąć.
Napisałaś powieść, którą również zatytułowałaś "Matki na fejsie". Czy opowiada właśnie o takich toksycznych zachowaniach na internetowych grupach?
Nie, chciałam, żeby była trochę odbiciem od takich sytuacji. O ile na tych grupach znajduje się wiele absurdów i krzywdzących komentarzy, o tyle moja książka opowiada o matkach i przyjaciółkach, które stały się dla siebie grupą wsparcia. Chciałam pokazać, jak podporą mogą być dla siebie kobiety. Mam nadzieję, iż książka rozbawi czytelników, ale też wniesie coś pozytywnego.


Zobacz wideo Czy Roxie Węgiel wciąż czuje się traktowana jak dziecko? "Ta 13-latka dojrzała" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Twoja książka opowiada o czterech kobietach. Kim są i z jakimi problemami się mierzą?
Lala, to kobieta, której nie udało się znaleźć partnera na stałe. Postanowiła zostać samodzielną mamą, po tym jak zaszła w ciążę ze znajomym, z którym łączył ją jedynie seks. Luiza została zamknięta w złotej klatce przez męża, który kazał jej w imię miłości porzucić karierę i skupić na roli żony i matki. Ciąża skłoniła ją jednak do pewnych refleksji i zmian. Paulina to młoda dziewczyna, która w wieku 21 lat zaszła w nieplanowaną ciążę. pozostało niepewna siebie w kwestii macierzyństwa, dopiero szuka własnego "ja". Ostatnią bohaterką jest Klaudia, która długo starała się o dziecko. Przeszła procedurę in vitro, ponieważ chciała, żeby mamy, które starają się o dzieci w ten sposób też zostały zauważone. Każda z nich ma inną historię zajścia w ciążę i inną historię porodu. Łączy jest to, iż spotkały się na porodówce, zaczęły się wspierać, tak zaczyna się najpierw ich znajomość, potem koleżeństwo, a finalnie przyjaźń.


Skoro jesteśmy przy tym temacie, jakie są twoje wspomnienia z porodówek? Rodziłaś trzy razy. Dwa razy w Polsce i raz w Norwegii. Czy standard i wyżywienie w szpitalach znacząco się od siebie różnią?
Pierwszy raz rodziłam w Polsce. Tak się złożyło, iż leżałam z białą kobietą, która urodziła czarnoskóre dziecko. Z kolei moje dziecko było białe. Pielęgniarka była bardzo zdziwiona, ponieważ córeczka tamtej dziewczyny była podobna do mnie. Dużo z tego żartowałyśmy i panowała między nami naprawdę fajna atmosfera. Z jedzeniem gorzej. Kto nie wziął ze sobą kanapek, ten musiał rodzić na głodniaka. Pamiętam, iż mąż przywoził mi drożdżówki.
Za drugim razem pracowałam w Norwegii, więc obowiązywało mnie norweskie ubezpieczenie. Rodziłam w tamtejszym szpitalu. Warunki były super. Miałam cały pokój tylko dla siebie. Było swobodniej, bo jednak jak leży się z kilkoma osobami to o tę prywatność ciężko. Chociaż w ten sposób można spotkać naprawdę fajne osoby. Przyznam, iż najlepiej rodziło mi się w Norwegii, ze względu na wysoki standard zarówno samego szpitala, jak i opieki. Czułam się zaopiekowana. Budynek był czystszy, nowocześniejszy. Muszę też zaznaczyć, iż w norweskim szpitalu jedzenie było niesamowite. Miałam dostęp do kuchni, w której mogliśmy odgrzewać jedzenie. Wraz z mężem mieliśmy do dyspozycji owoce, ciasta, kompoty, kurczaka, rybę, warzywa. Trochę, jak małe all inclusive.
Przy trzecim porodzie, również leżałam w fajnym towarzystwie. W pamięci zapadła mi Terenia, która urodziła bardzo dużego synka. To było jej czwarte dziecko. Również cały czas żartowałyśmy, miałyśmy wiele wspólnych tematów. Jest bardzo ciepłą osobą. Co ciekawe, trzecie dziecko rodziłam w tym samym szpitalu, co pierwsze, ale przez te kilka lat jedzenie się trochę poprawiło. Ze względów zdrowotnych byłam na diecie wegetariańskiej i tym razem przyznam, iż było zjadliwe.
W "Matkach na fejsie" widać trochę inspiracji twoimi przeżyciami. Sama podkreślasz, iż dobra atmosfera na porodówce jest ważna, a tam spotkały się bohaterki twojej powieści. w tej chwili twoje dzieci są już w wieku szkolnym. Czy planujesz jakąś książkę z perspektywy mam uczniów?
Moja książka to nie tyle opowieść o samych dzieciach, tylko o tym, jak zmienia się życie kobiety pod wpływem dziecka i ile kobieta potrafi znieść i zmienić dla dziecka. Dalej nie chcę się jednak skupiać na pisaniu książek typowo o matkach. Wydaje mi się, iż na rynku najbardziej brakuje historii, które pokazują, iż kobiety są inteligentne, silne, zaradne, iż mogą być sprawcze. Bohaterki wielu romansów są ukazane jako naiwne, podporządkowane mężczyznom. W kolejnych książkach dalej chce tworzyć kobiety, które będą silnymi osobowościami, świadomymi własnej wartości, partnerujące mężczyznom, a nie od nich zależne.


Czy gdy twoje córki dorosną, będzie kontrolowała to, co czytają? Chcesz, by sięgały po literaturę ukazującą kobiety w taki sposób?
Jako pisarka dużo rzeczy czytam i będę starała się kupować im książki, które uznam za wartościowe. Będę również zwracała uwagę na to, czy sięgną po pozycje odpowiednie dla ich wieku. Gdy jednak skończą te 15 lat, nie zamierzam być szczególnie kontrolująca. Niech wówczas sięgają, po co chcą, natomiast będę cały czas gotowa, aby omówić z nimi niektóre dyskusyjne sceny. Będę gotowa wyjaśnić przykładowo, jakie wydarzenia, które w niektórych powieściach mogą wydawać się romantyczne, w życiu codziennym byłyby toksyczne i dlaczego. Uważam, iż jeżeli czytania niektórych książek zaczęłabym zabraniać, córki nie przychodziłyby do mnie, by omówić przeczytane w nich treści. Chcę być dla nich zawsze otwarta na rozmowę i gotowa, by odpowiedzieć na niektóre pytania.
Idź do oryginalnego materiału