Sebastian Gabryel: Od momentu powstania Violent Answer minęło już pięć lat. Jak wspominacie tę chwilę, kiedy mieliście już za sobą pierwszy wspólny kawałek? I jak podsumowalibyście dotychczasową działalność? Co udało się lepiej, niż sądziliście, a co niekoniecznie?
Filip Szuba: Wow, to już pięć lat! Dopiero kiedy to powiedziałeś, dotarło do mnie, ile to czasu… Tak, często wspominamy ten pierwszy numer, to był „Rest in Hatred”. Kawałek powstał w ciągu dwóch godzin, Marcin napisał wokale i poszło. U nas po tych pięciu latach podsumowanie jest jasne – było warto. Koncertując, przejechaliśmy razem tysiące kilometrów, poznaliśmy setki wspaniałych ludzi, nagraliśmy dwie płyty.
Violent Answer fot. Stanisław Mikołajczak
To trochę brzmi, jakbyśmy się żegnali, ale nic z tego! (śmiech)
Przede wszystkim udało się to, co założyliśmy sobie od samego początku jako najważniejsze, a było to stworzenie muzyki, której będziemy chcieli słuchać i będzie według nas dobra. A to, co się nie udało, jest nieważne, bo na to jest czas w przyszłości. Pięć lat minęło, a my w ogóle nie czujemy, żebyśmy chcieli się zatrzymać.
SG: Mając na uwadze ciężar gatunkowy waszej muzyki, podejrzewam, iż Violent Answer jest dosłownie waszą „brutalną odpowiedzią”. Pytanie tylko, na co? W jakiego rodzaju kontrze występujecie?
FSz: Violent Answer powstało na fali złości spowodowanej zakończonymi w przeszłości znajomościami – mojej i Karola Gemborowskiego, naszego perkusisty. Chcieliśmy stworzyć sobie przestrzeń do wyrażania frustracji i majtających się po głowie negatywnych myśli. Tak powstał „No One to Follow”, a potem „Early Days”. Myślę, iż choćby te dwa numery pozwalają zrozumieć, czym jest Violent Answer.
SG: Jak sami podkreślacie, wychowaliście się na Hatebreed, dorastaliście z Suicide Silence, a inspirowaliście się Alpha Wolf. Czerpiąc wpływy, łatwo przeholować – bijecie się czasem w tej kwestii po palcach?
Violent Answer fot. Stanisław Mikołajczak
FSz: Nigdy. Są kawałki, które po czasie gra nam się lepiej niż inne, ale żaden z nich nie jest przesadzony, przeholowany czy odstaje od reszty. Podczas pisania utworów zawsze mamy jeden podstawowy cel – numer musi przejść przez pięć par uszu i za każdym razem musi pojawić się to magiczne „to jest to!”. Zawsze tak było.
SG: Przykładacie dużą wagę do oprawy – dbacie o grafiki, macie fajny merch i klipy. Patrząc na was, łatwo pomyśleć, iż jesteście kapelą z Zachodu. Czy docelowo to właśnie na zagranicę jesteście zorientowani? Planujecie jakiś szturm na Europę?
FSz: To prawda, bardzo cenimy sobie szczegóły – na płytach, klipach, okładkach, w merchu. Czasami może choćby za bardzo… Siedzimy u Marcina [Wernera, wokalisty zespołu – przyp. red.] na chacie i przez całą noc gapiąc się w monitor, debatujemy nad odcieniami koloru fioletowego (śmiech).
Cóż, jeżeli ktoś odnosi wrażenie, iż jesteśmy zachodnią kapelą, to znaczy, iż chyba nam się udało (śmiech).
Jednak przede wszystkim jesteśmy sobą, nikt z nas nie próbuje wyglądać jak Sabian z Alpha Wolf i nie ćwiczymy scenicznych ruchów przed lustrem. Choć koniec końców nasze ulubione kapele na pewno wywierają na nas wpływ i pewnie podświadomie decyzje związane z naszym wizerunkiem podejmujemy właśnie przez ich pryzmat. Nie ukrywamy, iż marzymy o wyjeździe za granicę, o spopularyzowaniu naszej muzyki poza granicami Polski. Tym bardziej, iż mamy świadomość, iż jesteśmy słuchani w całej Europie, Stanach Zjednoczonych, Australii. Jednak to wszystko jest kroplą w morzu… Ale to się niedługo zmieni, obiecuję!
Violent Answer fot. Stanisław Mikołajczak
SG: Gdzieś natrafiłem na zdanie, iż Violent Answer to przede wszystkim propozycja dla tych, którzy wychowali się na nu-metalu, a potem przeszli na metalcore. Był czas, kiedy nu-metal był na absolutnym szczycie, co pokazał Limp Bizkit rozkręcający piekło na feralnym Woodstocku ’99. Co waszym zdaniem się takiego stało, iż ta formuła wyczerpała się tak szybko? Ten styl był tylko znakiem tamtych czasów?
FSz: W tamtych czasach nu-metal był trochę niezrozumiany. Ludzie chodzili w szerokich spodniach, odwróconych snapbackach i wyglądali jak raperzy. Z początku hip-hopowcom wydawało się, iż nu-metal lubią, ale potem z głośników zaczynały im się wylewać jakieś przesterowane gitary, dziwna i agresywna perkusja, wokalista coś krzyczał… i hype się skończył.
Metalowcy z kolei nie chcieli się z nu-metalem utożsamiać, bo przecież wiadomo, iż „rap ssie!!!”.
Obecnie gatunki muzyczne śmiało się zacierają, a mainstream kocha wszystko, co się sprzedaje, więc Lorna Shore gra na jednej scenie z Kendrickiem Lamarem, a Knocked Loose z Method Manem. I myślę, iż w takim klimacie nu-metal ma szansę na drugie życie, co udowodnia choćby polskie .bHP.
Violent Answer fot. Stanisław Mikołajczak
SG: Metalcore, w jaki celujecie, to taki bez zbędnych udziwnień. Osobiście coraz bardziej drażnią mnie te wszystkie elektroniczne wstawki i plastikowe efekty, których na płytach z waszego rejonu jest przecież całkiem sporo. Kolejnym problemem jest dla mnie wtórność. A co was najbardziej drażni w dzisiejszej scenie?
FSz: Najbardziej drażni nas bezwstydne kopiowanie innych kapel – zwłaszcza, kiedy już na pierwszy rzut oka widać i po pierwszej minucie słychać, kogo te bandy kopiują. Zamiast założyć porządny, szanujący się cover-band, to chłopaki próbują sprzedawać muzykę pod swoją nazwą. Oj, bardzo nieładnie, nu, nu… (śmiech)
SG: Violent Answer to grupa pięciu chłopaków – podejrzewam, iż to wystarczająca liczba, by nie obyło się bez spin? (śmiech)
FSz: Oczywiście, iż spiny się zdarzają i zdarzać się będą. Jak w każdym związku – w tym przypadku pięcioosobowym – mamy różne charaktery, ale przez te kilka lat udało nam się wypracować dość sprawny system komunikacji, dlatego konflikty zawsze są tylko chwilowe. A poza tym, to wiesz – jak ktoś się kłóci, to znaczy, iż zależy!
SG: Waszym ostatnim krążkiem jest „Self-Threat” – płyta, która, przynajmniej moim zdaniem, zasłużenie spotkała się z bardzo dobrym odbiorem i wydawało się, iż jest tylko rozgrzewką przed czymś zdecydowanie większym. Kiedy możemy się tego spodziewać?
Violent Answer fot. Stanisław Mikołajczak
FSz: W tym roku planujemy wydać małą płytę, bo razem to tylko cztery kawałki, ale za to bardzo grube! Stworzyliśmy coś nowego i dodaliśmy kilka rzeczy, których wcześniej u nas nie było. Mamy też dla ciebie niemiłą niespodziankę, bo tym razem i my będziemy mieć „elektroniczne wstawki i plastikowe efekty” (śmiech). Ale musisz wiedzieć, iż dobrze wyważone z ciężkością, więc może w naszym przypadku nie będziesz się krzywić przy odsłuchu (śmiech). W tym roku Violent Answer po prostu będzie nieco inne, adaptujemy się do zmian w naszych gustach. Wciąż szukamy źródła zaspokojenia pragnienia obiektywnie dobrej i ciekawej muzyki w naszym wykonaniu i coś czuję, iż znów nam się to uda.
Violent Answer* – pochodzący z Poznania, założony w 2019 roku zespół łączący hardcore i metal w nowoczesnym stylu. Jego skład tworzą: Filip Szuba (gitara prowadząca), Karol Gemborowski (perkusja), Marcin Werner (wokal), Maksym Kulej (gitara rytmiczna) i Artur Bręczewski (bas). Bezkompromisowy wokal i bębny oraz przytłaczająco nisko strojone gitary z basem to dla nich tło dla nierzadko kontrowersyjnej warstwy lirycznej, która potrafi zaleźć za skórę, ale i skłonić do refleksji. Po wydaniu debiutanckiej EP-ki oraz kilkunastu koncertach Violent Answer odświeżył swoją wizję i z końcem 2022 roku wydał drugi krążek „Self-Threat”. Teraz przygotowuje się do nowej EP-ki.