„My Old Ass” – twój nowy ulubiony feel good movie | American Film Festival 2024 | Recenzja

filmawka.pl 1 dzień temu

Co powiedzielibyście swojej młodszej wersji? Postaw na to i na to, zainwestuj w kryptowaluty, nie oglądaj Dwunastu gniewnych ludzi w wieku 15 lat, bo i tak odpowiednio nie odbierzesz tego filmu. Naturalnym byłoby ułatwienie tej osobie życia, ale tak łatwo przecież nie jest. Megan Park pokazuje w My Old Ass, iż najlepszym sposobem na życiowe zmiany jest konfrontacja z samym sobą.

Odkrywanie siebie, beztroska, spędzanie czasu z przyjaciółmi, imprezy – wszystko to już w filmach coming of age widzieliśmy. I chociaż My Old Ass to klasyczny przykład historii wejścia w dorosłość, obraz Megan Park zaskakuje już swoim bazowym konceptem. Elliott kończy osiemnaście lat. Aby uczcić przekroczenie tej magicznej granicy, znacząco przybliżającej dziewczynę do wyjazdu na studia, wraz z przyjaciółkami udaje się pod namiot. Po wypiciu grzybowej herbatki, Elliott zalicza (bad) tripa, a na wspólnym wypadzie pojawia się jeszcze jedna osoba – o blisko 20 lat starsza wersja dziewczyny. Początkowe przerażenie gwałtownie przeradza się w fascynację. Bohaterka Aubrey Plazy raczy młodszą siebie kilkoma radami, chcąc wspomóc Elliott na życiowych kolejach losu. Aby wszystkim żyło się lepiej. Megan Park prowadzi uroczą historię My Old Ass w lekki sposób, bardzo dobrze rozumiejąc przedstawicieli od generacji Z w górę, kiedy wrzuca ich w „dorosły świat”. Towarzyszymy Elliott w jednym z wielu przełomowych momentów jej egzystencji – w końcu za chwilę wyfrunie z rodzinnego gniazda i wyjedzie do dużego miasta. Obraz dosyć jasno komunikuje jeden ze swoich głównych obszarów tematycznych, zachęcając do pielęgnacji codzienności. Spędzanie czasu z rodzicami czy młodszym bratem wydaje się błahostką, czymś zupełnie normalnym, jednak docenienie tego może przyjść za późno.

fot. „My Old Ass” / materiały prasowe American Film Festival

Starsza Elliott instruuje również młodszą, zagubioną siebie w kwestiach miłosnych – te oczywiście musiały się pojawić. Jest to jednocześnie jeden z mniej zgrabnie poprowadzonych wątków. Problem tożsamości i orientacji seksualnej Elliott potraktowany został bez odpowiedniej głębi. Należy jednak pamiętać, iż nasza bohaterka dopiero co świętowała osiemnastkę, a serce nie sługa. Megan Park zaoszczędziła dziewczynie większych rodzinnych dramatów, umieszczając ją w może zbyt wyidealizowanym środowisku. Dzięki temu łatwiej było reżyserce pokazać dylematy Elliott: zarówno te dotyczące dziedziczenia rodzinnej farmy żurawiny, jak i potencjalnych osób partnerskich bohaterki. Tej z kolei nie da się nie lubić. Obie wersje dziewczyny – w tę młodszą wciela się Maisy Stella i to z nią jesteśmy przez cały film – to ktoś, kogo z łatwością odnajdziemy w swoim otoczeniu. Pewnie sami moglibyśmy postawić się na jej miejscu i o to Megan Park chodziło. Szczególną łatwość w utożsamieniu się z Elliott odnajdą z pewnością fanki Justina Biebera. Kto już widział obraz, ten z pewnością zrozumie, o co chodzi. Swoją drogą, to chyba jedna z najlepszych scen w My Old Ass. Odrobina odwagi i wyjście poza utarte schematy idealnie wpisały się w fabularne konteksty, zdradzając również co nieco o głównej postaci.

Bohaterom filmu komediowa energia niewątpliwie pomaga, a całość płynie i wynika z naturalnego rytmu. Bez przesady, bez jazdy po bandzie. Normalność jest zresztą jednym z największych atutów produkcji. No, pomijając rozmowy z przyszłą wersją samej siebie, ale ta konwencja po prostu działa i nie da się jej kwestionować. Śmiało możemy potraktować to jako swego rodzaju autorefleksję, podświadomy przyczynek do zmiany dotychczasowego życia. W tej kwestii Megan Park jest godna zaufania, bo przez te półtorej godziny bardzo dobrze udaje jej się zrównoważyć komedię z elementami obyczajówki. Wszystko odbywa się w pozytywnym anturażu i czasem nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem, kiedy obserwujemy nastoletnią niezręczność między bohaterami. Tu dochodzimy do odtwórczyń głównej roli. Maisy Stella zalicza w My Old Ass swój filmowy debiut, naturalnie lawirując między nieskrępowaną, nastoletnią wolnością, zakłopotaniem, euforią i zakochaniem. Aubrey Plaza z kolei gra bardziej dramatycznie – jej postać nie jest edgy freakiem, do którego aktorka zdążyła nas przyzwyczaić.

fot. „My Old Ass” / materiały prasowe American Film Festival

My Old Ass to kino bez zobowiązań. Seans z gatunku wholesome, który świetnie sprawdzi się zwłaszcza, gdy ciemno robi się już o 16 (film w dodatku jest dostępny na Amazonie, jednak bez polskich napisów). Obraz Megan Park bawi, ale też rozczula i wzrusza. Czasem prawi banały, ale robi to z niebywałą lekkością. Zawiesza w niepewności, przypomina o rzeczach, które są „tu i teraz”. Ba, za sprawą 18-39-letniej Elliott zaprasza nas też do naszych własnych krain nostalgii. Każdy przeżywał egzystencjalne rozterki, każdy też na swój sposób radził sobie z huraganami w głowie. Nikt prawdopodobnie nie miał do pomocy siebie samego z przyszłości, ale większość z nas myślała nad tym, co powiedziałaby swojej młodszej wersji, aby żyło jej się lepiej.

korekta: Michalina Nowak

Idź do oryginalnego materiału