BACKSTAB
Backstab
wydanie własne, 2024
Debiutancki album poznańskiego zespołu to w największym skrócie surowa ekspozycja gniewu i bezkompromisowej energii zakorzenionej w tutejszej scenie hardcore. Jednak rozwijając jej temat, nie sposób nie podkreślić, iż „Backstab” – ten wybuch emocji na krawędzi kontroli – to nie tylko follow-up do gigantów sceny, ale i dialog między klasycznym hardcore punkiem a ciemniejszym, bardziej introspektywnym tonem muzyki emo, dopełniony metalem w niemal czystej postaci.
Gdzie prowadzą tropy? Jak mówią sami zainteresowani, w pierwszej kolejności do takich kapel jak Gulch, Sunami czy Knocked Loose, które jednak zostały przekształcone w ich własne stylówę, mogącą urzeczywistnić się jedynie w realiach polskiego hardcore’u.
Siłą napędową tego katharsis jest wokalista Adam Bijak – którego głos, miejscami przypominający krzyk na granicy histerii – jest tak bezpośredni i brutalny, iż dudni nam w głowie choćby po zakończeniu płyty. To facet, który nie bawi się w subtelności – każda liryka jest wykrzyczana z niemal terapeutyczną siłą, dotykając tematów uzależnień i trudów zdrowia psychicznego.
Zapomnijcie o maskowaniu się dzięki metafor czy o poetyckich przenośniach – tu o bólu mówi się wprost. Rytmiczna sekcja zespołu – napędzana przez Rompera Marcinkowskiego na basie i Antka Horalę na perkusji – to drugi atut grupy, bo ich granie jest na tyle grube i ciężkie, iż przywodzi na myśl doomowy, a wręcz sabbathowski ton, jednocześnie konsekwentnie pulsujący w duchu klasycznym HC punka.
Z kolei Antek Horala robi, co może, by to tempo utrzymać, ale i zaprowadzić kontrolowany chaos, gdzie każdy cios uderza w twarz jak należy, do czego dokłada się również brzytwa w postaci gitarowych riffów Sebastiana Polusa – przesterowanych, brudnych i bardzo metalcore’owych. „Backstab” to „love letter” dla wszystkich ulicznika.
Płyta prosto z bruku – i warto się po nią schylić!
INSIDE HER
It Starts With The Feet
wydanie własne, 2021
„It Starts With The Feet” wielkopolskiego projektu Inside Her to niewątpliwie jeden z najbardziej udanych eksperymentów, jakie zadziały się w ostatnich latach w naszym regionie między gitarowym fundamentem a elektronicznymi teksturami.
Tworzą go Michał Kwolek – odpowiadający za wokal, syntezatory i teksty oraz Łukasz Sowa – gitarzysta i basista, również tekściarz, ogarniający też elektronikę, z miksowaniem i programowaniem włącznie. Gościnnie towarzyszy im perkusista Jeremiasz Baum, którego udział jest jednak niemal tak samo istotny, jak gra gospodarzy.
Bowiem już od pierwszych taktów albumu atakowani jesteśmy przemyślaną fuzją estetyki industrialnej z klasyką metalu i synthwave’u. Czyli liczy się nie tylko hałas, ale i rytm. Co więc otrzymujemy? Subtelne wpływy technicznych zagrywek niemal w stylu Dillinger Escape Plan i pełne napięcia riffy przypominające uproszczonego Toola. Klawisze tworzące emocjonalne tło przywodzą tymczasem na myśl zniekształcone dźwięki lat osiemdziesiątych z katalogu takich ikon jak Depeche Mode.
I w tym wszystkim jest właśnie Baum, jako ten „trzeci członek” zespołu, wyraźnie nawiązujący do klasycznych perkusyjnych zagrywek w stylu Ministry i Nine Inch Nails, utrzymujący ten drogocenny balans między rockiem a elektroniką.
Zresztą, czego jeszcze tu nie ma! Ukłony dla wczesnego Jean-Michela Jarre’a z delikatnym, harmonicznym przejściem syntezatorów, przypominającym o subtelnościach Vangelisa, quasi-transowy klimat, gdzie klasyczne solówki thrash metalu przeplatają się z surową, przestrzenną atmosferą, darkwave i ambient nawiązujący do estetyki klubowego New Age i artystów pokroju Scannera, wreszcie melancholia Joy Division, której naprawdę trudno się oprzeć i… UK bass, przy którym jeszcze chwila, a ruszylibyśmy na parkiet.
Uf, niełatwo jest upchać tyle wątków i wyjść z tego obronną ręką, a choćby napisać bardzo przebojowe numery. Podobno w przyszłym roku panowie zdecydują się zaprezentować nam pełnoprawny, debiutancki album.
Już zacieramy ręce!
WOJTEK KRZYŻANOWSKI & SUNO
Missa Pro Angelis
Wielu Nagrania, 2024
„Missa Pro Angelis” zawiązuje do mszy trydenckiej, tradycyjnie śpiewanej w Kościele katolickim. Jednak w wykonaniu eksperymentatorów Wojtka Krzyżanowskiego i Suno (z czego jeden jest człowiekiem, a drugi aplikacją do generowania muzyki), choć z pozoru brzmi dość konwencjonalnie, to kilka ma wspólnego z tradycją – to raczej dźwiękowy traktat o miejscu człowieka i jego ducha w obliczu sztuki i technologii.
Wybór renesansowej mszy jako formy to nie tylko gest w stronę sakralności, ale i polemika z historią muzyki jako przejawem wiedzy duchowej. To również stawianie pytań: co muzyka mówi o naszym byciu we wspólnocie, co mówi o doświadczeniu przekraczania siebie przez sztukę? Tym samym projekt Wojtka jest pełen paradoksów, bo zamiast typowej reinterpretacji renesansowych struktur używa technologii AI do eksplorowania form muzycznych, które w tej epoce odzwierciedlały idealizowaną, boską harmonię.
Algorytmy generują chór o głosach, przywodzących na myśl „vox angelica” – głos anielski, o niemal surrealistycznej precyzji i klarowności. Zamiast ludzkiej, organicznej tkanki chóralnej mamy tu chłodną perfekcję, która wzbudza w słuchaczu ambiwalencję – czy to jest muzyka, która porusza emocje, czy tylko czysta forma, model dźwiękowy?
Krzyżanowski, interesujący się racjonalnością wiedzy muzycznej, zdaje się pytać, czy muzyka sakralna może jeszcze przemawiać do naszej duchowości, jeżeli traci swoje ludzkie pierwiastki. Wspólnie z cyfrowym Suno stosuje tu coś, co można nazwać „symetryczną deklinacją” – AI jest zaprogramowana do odzwierciedlania harmonii adekwatnych dla stylu palestrinowskiego, jednak w wybranych momentach wprowadza świadome odchylenia, nieoczekiwane mikrotonalne przesunięcia, które nadają utworowi niepokojącą aurę.
Są to subtelne ingerencje, które w teorii tonalnej można by określić jako „anomalię syntetyczną” – coś, co jest poza tradycyjnymi prawidłami, ale pojawiło się celowo. „Missa Pro Angelis” stanowi więc niezwykły eksperyment – próbę odkrycia, czy technologie współczesne mogą dotknąć tajemnic sztuki dawnej.
To eksperyment więcej niż udany.