Musimy się rozstać

newskey24.com 17 godzin temu

Z Rafałem poznaję się na wykładzie z fizyki kwantowej. Brzmi nudno, ale właśnie tam, pośród wzorów i teorii o wieloświecie, odnajduję bratnią duszę.

Siedzi przede mną, a ja wyczuwam jego spojrzenie ciepłe, pełne zainteresowania. Po zajęciach podchodzi i, nieśmiało, mówi:

Przepraszam, przegapiłem poprzedni wykład. Widzę, iż robisz porządny notatnik i pismo masz ładne. Czy mógłbyś pożyczyć mi zeszyt na kilka dni?

Oczywiście. Nazywam się Bogna. Przejdziemy na ty? Rafał, prawda?

Chłopak skinął głową, nie zauważając, jak wciągam go w rozmowę.

Idziemy razem do stołówki i przy kawie gadamy tak swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. O książkach, wykładowcach, absurdzie istnienia i o tym, jak grudzień pachnie jesienią. Rafał okazuje się osobą, z którą ciekawie rozmawia się i w ciszy równie dobrze, a milczenie wypełnia lepiej niż jakiekolwiek słowa. Od pierwszego dnia zostaje moim najlepszym przyjacielem.

Trzy miesiące później, stojąc pod moim oknem z bukietem delikatnych tulipanów, proponuje małżeństwo, a ja mówię tak.

To wydaje się najlogiczniejszym krokiem. Wszyscy wokół twierdzą: Stworzeni dla siebie!. Wierzymy. Pasujemy do siebie jak dwie połówki jednego puzzla. Nie liczymy jednak jednego brak między nami namiętności, tej iskry, która rozgrzewa krew i odbiera oddech.

Nasza noc poślubna jest słodka. Śmiejemy się, rozlewamy szampana, gadamy do rana, a potem zasypiamy przytuleni jak dwójka zmęczonych dzieci. Wtedy po raz pierwszy czuję dreszcz niepokoju, jakby objąć najwspanialszą osobę na świecie, nie odczuwając tego elektryzującego drżenia, o którym piszą w powieściach.

Żyjemy spokojnie. Gotujemy razem, chodzimy do kina, czytamy sobie nawzajem książki. To przytulne, bezpieczne, jak najwygodniejsze kapcie na świecie. Pewnego dnia moja koleżanka Kasia patrzy na nas i wzdycha:

Jesteście jak starzy małżonkowie, którzy przeszli razem trzydzieści lat.

W jej głosie nie słychać podziwu, a jedynie współczucia. To myśl, która zasiewa się w mojej głowie. Zaczynam topić się w cichym bagnie, coraz częściej przyciąga mnie spojrzenia nieznajomych w metrze nie dlatego, iż są lepsi od Rafała, ale bo patrzą na mnie zupełnie inaczej.

Prawda przychodzi po pół roku.

Siedzimy w kuchni, a Rafał z entuzjazmem opowiada o nowym artykule naukowym. Patrzę na jego życzliwą, inteligentną twarz, wciągnięte oczy, i nagle ogarnia mnie lodowata fala absolutnej jasności: Nie kocham tego człowieka tak, jak powinnam kochać mężczyznę.

To nie jest nienawiść ani irytacja. To gorzkie uświadomienie, iż pomyłkowo uznałyśmy najtrwalszą przyjaźń za miłość.

Tej nocy nie zasypiam.

Leżę obok, patrzę na jego twarz i czuję się potworem. Jak mogę skrzywdzić najdroższą osobę? Jeszcze straszniejsze jest myślenie, iż skazujemy siebie na życie bez miłości.

Rano, kiedy parzy kawę, wyznaję mu krótko, patrząc w blat, bo nie mogę spojrzeć mu w oczy:

Rafał, nie mogę tak dalej. Nie kocham cię. Przepraszam, to był błąd.

On zatrzymuje się z dzbankiem w ręku.

Co co masz na myśli? drży jego głos.

To, iż nie jesteśmy mężem i żoną. Jesteśmy przyjaciółmi, bardzo bliskimi przyjaciółmi. Naszą przyjaźń zabiliśmy, oplatając ją obrączkami.

Rafał cicho odkłada dzbanek, siada i chowa twarz w dłoniach. Jego ramiona drżą. Moje serce pęka. Chciałabym go przytulić, cofnąć słowa, ale wiem, iż nie mogę. To byłoby jeszcze większe okrucieństwo.

Dlaczego? w końcu wydycha. Co zrobiłem źle?

Nic! wykrzykuję, a głos mi się łamie. Wszystko robiłeś idealnie! Jesteś najlepszym człowiekiem w moim życiu. Ale między nami nie ma pasji, Rafał. Przepraszam. Nie ma ognia, tylko ciepłe, pewne światło. A ja, mając dwadzieścia trzy lata, potrzebuję ognia. Nie chcę, żebyś całe życie płonął tym cichym światłem dla kogoś, kto tego nie doceni.

Rozwód zawieramy szybko. Tego dnia słońce jasno świeci, pogoda piękna. Rafał wygląda na wyczerpanego: blady i zagubiony. Trzyma wszystko w sobie, a ja tylko pogarszam jego stan. Jasne, kto jest tutaj złoczyńcą.

Nie zerwijmy kontaktu mówię, walcząc ze łzami. Proszę, jesteś moim najlepszym przyjacielem.

Patrzy na mnie, a w jego oczach odbija się tak głęboka rana, iż żałuję swoich słów. Rafał nie potrafi przyjąć tego, iż nasza przyjaźń nie mogła przetrwać.

Nie wiem, Bogno odpowiada szczerze. Potrzebuję czasu.

Rafał odchodzi, a ja zostaję sama, czując, iż własnymi rękami zniszczyłam najcenniejszą relację w życiu. Głęboko pod warstwą winy i żalu tli się mały płomień nadziei nadzieja, iż pewnego dnia znów będziemy się śmiać razem. Jako przyjaciele.

***

Kiedy ból ustępuje, Rafał przyznaje, iż miałam rację. Nie powinniśmy przerzucać przyjaźni na romantyczny tor. Po pewnym czasie uraza słabnie i wracamy do kontaktu. Nie próbuje mnie zdobywać, nie daje okazji do niezręczności. Nie wspomina o naszym małżeństwie, nie zazdrości, choć miałam wielu adoratorów. Stał się moją stałą przyjaciółką.

Gdy miałam przyczynę do smutku, zawsze mogłam zadzwonić do niego lub po prostu przyjechać i wypłakać się po kolejnym rozstaniu. Na froncie prywatnym Rafał nie miał szczęścia. Kobiety go lubiły młody, wykształcony, przystojny ale każde nowe spotkanie gwałtownie kończyło się, bo czegoś brakowało.

Oczywiście przez cały czas mnie kochał i robił wszystko, żeby być w moim życiu. Dopiero potem to zrozumiałam.

Trzy lata później na urlopie spotykam mężczyznę z Bielska. Spędzamy razem dwa cudowne tygodnie i przed wyjazdem nagle oświadcza się. Oczywiście się zgadzam.

Rafała dowiaduje się o tym od mojego brata i jest tak zdruzgotany, iż odmawia spotkania ze mną przed wyjazdem:

Nie, Bogno, przepraszam, mam dużo pracy odpowiada sucho na moją propozycję wspólnego wypadu.

Na dworcu brat mówi, iż Rafał od dawna miał nadzieję, iż kiedyś mnie odzyska. A teraz? Szybkie małżeństwo, przeprowadzka do innego miasta.

Teraz twój były na pewno wyrzuci tę nieodwzajemnioną miłość z głowy, siostro żegna się z nami.

***

Mój mąż też twierdzi, iż przyjaźń między mężczyzną a kobietą nie istnieje. A ja gwałtownie tęsknię za Rafałem. Najpierw dręczy mnie wstyd, iż nie dostrzegałem jego uczuć, iż byłam egoistyczna. Potem zdaję sobie sprawę, iż brakuje mi naszych rozmów, nikt nie przeszedł ze mną tylu prób i nie zna mnie tak dobrze. Nie miałam lepszej przyjaciółki niż Rafał.

Dzwonię do niego po trzech latach i zapraszam na chrzest mojego syna. On tak się zamieszał, iż od razu się zgodził, nie stawiając pytań.

Spotykamy się na peronie.

kilka się zmieniłaś.

To nieprawda, ale miło usłyszeć.

Trochę dorosłaś, poważniejsza.

Nie, całą noc nie spałem nerwowałem się

Przepraszam, iż wyjechałam, nie rozmawiając z tobą, mówię cicho. Bałam się, nie wiedziałam, co powiedzieć. Trudno było się z tobą rozstać.

Patrzy na mnie zdziwiony, a w jego oczach widzę ulgę, którą czułam ja.

To nic, byłem zły jak chłopiec, wydycha i z tym wydechem znika ostatnie napięcie. Całe lata męczyłem się, a powinniśmy po prostu porozmawiać i pozostać przyjaciółmi.

Po godzinie jesteśmy w domu, gdzie Rafał poznaje mojego męża i ich niesfornego synka.

Trzy dni mijają jak jeden oddech.

Rafał bardzo polubił naszego surowego hydraulika Sławomira, a z Bogną wspominają wszystko, oprócz wydarzeń sprzed mojego wyjazdu. Nie pyta, czy jestem szczęśliwa. Widzi to w spokojnych oczach, w tym, jak mówi o mężu, w matczynej równowadze. To szczęście nie rani go, a wręcz ogrzewa.

Mam nadzieję, iż następnym razem odwiedzicie nas w domu, mówi Rafał, odjeżdżając, i w tych słowach nie ma fałszu. Duch niespełnionej miłości wreszcie umiera.

Bogna uśmiecha się, jej oczy lśnią.

Z pewnością. Najpierw znajdź tę jedyną, a my będziemy przyjaźnić się rodzinami.

Objęli się na pożegnanie mocno, przyjacielsko, bez cienia starego bólu. Rafał wchodzi do wagonu, macha do mnie przez okno i siada na miejscu.

Pociąg rusza.

Rafał patrzy na oddalające się światła miasta i nie czuje już dawnej ciężkości. Zamiast tego ogarnia go dziwne, nowe uczucie lekkość.

Idź do oryginalnego materiału