Musical, body horror i roboty. Wybrałyśmy najlepsze filmy 2024 roku

natemat.pl 2 dni temu
Kolorowy musical, legendarne sci-fi, nagrodzony Złotą Palmą w Cannes komediodramat i animacja dla dzieci, która nie ucieka przed trudnymi tematami. W ciągu ostatnich kilkunastu miesiącach kino przygotowało dla widzów wiele niespodzianek, dlatego też Dział Kultura w naTemat postanowił wyróżnić największe z nich. Oto nasza lista najlepszych filmów 2024 roku.


W 2024 zarówno na duży, jak i mały ekran trafiło wiele wspaniałych filmów. Nie chodzi nam oczywiście wyłącznie o te tytuły, które doczekały się w kinach największej frekwencji w skali roku.

W światowym box office rządziły przede wszystkim animacje dla dzieci oraz produkcje z elementami sci-fi i kina akcji. Na prestiżowych festiwalach filmowych, które często utożsamiane są z niszą, triumfowały zaś dzieła poświęcone tematyce społecznego wykluczenia.

Najlepsze filmy 2024 roku (LISTA)


Redakcja naTemat postanowiła wybrać najlepsze filmy 2024 roku (zagraniczne), z uwzględnieniem tych tytułów z 2023 roku, których polska premiera odbyła się w ciągu dwunastu minionych miesięcy.

1. Wicked


Ola Gersz


"Kiedyś to było...", mogą powiedzieć fani filmowych, hollywoodzkich musicali, których dziś jest jak na lekarstwo. Ale po "Wicked" nikt tak nie powie, bo to rasowe musicalowe dzieło i jeden z tych wielkich, amerykańskich, tradycyjnych filmów, jakie kochają widzowie w Stanach Zjednoczonych (i Amerykańska Akademia Filmowa).

Ekranizacja kultowego musicalu z Broadwayu nie zapowiadała się dobrze, bo zwiastuny były... koszmarne. Na szczęście okazało się inaczej: "Wicked" to zachwyt (nie tylko dla fanów widowisk muzycznych). Musical absolutny, pełen emocji, życia, ciepła, zachwycający wizualnie, muzycznie i aktorsko. Historia może nieco kiczowata, ale ważna, uniwersalna i dla całej rodziny, osadzona w ikonicznym "Czarnoksiężniku z Krainy Oz".

Przewiduję, iż to właśnie tytuł Jona M. Chu zgarnie najważniejsze Oscary roku, w tym dla aktorki drugoplanowej dla znakomitej Ariany Grande, który wydaje się wręcz stworzona do roli Glindy. Fantastyczna Cynthia Erivo jako Elphaba też powinna dostać statuetkę, ale choćby jeżeli się to nie zdarzy, spokojnie – przed nami druga część "Wicked", a tam Brytyjka będzie mieć jeszcze większe pole do popisu. Ach, i Jonathan Bailey powinien widnieć w słowniku przy słowie "urok".

2. Dziki robot


Zuzanna Tomaszewicz


"Dziki robot" na podstawie prozy Petera Browna zachwyca pod każdym możliwym względem. Od zjawiskowej animacji, która czerpie sporą inspirację z nurtu impresjonistycznego, po wyciskającą łzy (przynajmniej cztery razy podczas seansu) fabułę, a co za tym idzie bogactwo motywów. Historia robota Roz, której futurystyczna szalupa rozbija się na nietkniętej przez człowieka wyspie, rozprawia na temat odmienności, wspólnoty, a także tego, co to znaczy być rodzicem.

Film animowany dla małych i dużych twórczości DreamWorks Animation i reżysera Chrisa Sandersa ("Jak wytresować smoka") nie ucieka przed bolesną prawdą na temat natury, za to stara się przedstawiać ją w sposób łatwy do zaakceptowania. Głównymi bohaterami – z wyjątkiem Roz – są tutaj zwierzęta, których cykl życia naznaczony jest śmiercią.

"'Wychodzenie poza granice własnego oprogramowania' jest jednym z najistotniejszych zdań, jakie padają w scenariuszu. To właśnie w tej kwestii uchwycono sedno "Dzikiego robota", który uczy dzieci, iż człowiek (w tym przypadku robot) – niezależnie od tego, jak niszczycielska potrafi być jego natura – jest zdolny do czynienia dobra" – pisaliśmy w naszej recenzji.

3. Diuna: Część druga


Ola Gersz


Denis Villeneuve ponownie udowodnił, iż należy do ścisłej reżyserskiej czołówki światowego kina i pokazał, jak robić autorskie, artystyczne blockbustery, które zarobią morze dolarów. "Diuna: Część druga" balansuje na granicy doskonałości i przewyższa pierwszą część z 2021 roku, co zdarza się naprawdę (naprawdę!) rzadko. Kanadyjczyk stworzył nie tylko wybitne widowisko, ale również jeden z najlepszych filmów w historii kinematografii – i wcale nie jest to przesadą.

W tej epickiej produkcji wszystko zostało dopracowane do perfekcji: aktorstwo, które błyszczy dzięki gwiazdorskiej obsadzie (Timothée Chalamet zachwyca, pokazując się z zupełnie inne strony), znakomity scenariusz, zapierające dech efekty specjalne, spektakularne sceny akcji, imponujące zdjęcia, fenomenalna muzyka Hansa Zimmera (jak zawsze) i ten unikalny, niepokojący, pustynny klimat.

Oscary są niemal pewne, a powinno być ich co najmniej kilka. Osobiście dałabym statuetkę choćby za najlepszy film i nie przyjmuję żadnych "ale".

4. Substancja


Zuzanna Tomaszewicz


"Substancja" francuskiej reżyserki Coralie Fargeat jest intrygującym, przedziwnym powrotem do oldchoolowego body horroru, jaki kojarzymy z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. W hołdzie oddanym twórczości Johna Carpentera – twórcy "Muchy" i "Coś" – oraz Davida Lyncha, ojca "Miasteczka Twin Peaks", nie brakuje więc scen tak obrzydliwych i działających na wyobraźnię, iż aż wywołujących nieprzyjemne ciarki na całym ciele (przynajmniej u tych, którzy z kinem grozy nie mieli dotąd nic wspólnego). Oczywiście wszystko to z nutką abstrakcyjnego humoru.

Demi Moore w roli dawnej gwiazdy Hollywood, która w oczach branży straciła na swojej wartości i dlatego też zdecydowała się kupić na czarnym rynku eksperymentalny narkotyk, lśni jak nigdy dotąd. Tworzy również elektryzujący duet wraz z młodszą od siebie Margaret Qualley ("Biedne istoty"), ekranowym sobowtórem protagonistki.

Fargeat snuje więc groteskową w swej brutalności opowieść o akceptacji, uzależnieniu i starzeniu się.

5. Challengers


Ola Gersz


Luca Guadagnino to jeden z moich ulubionych współczesnych reżyserów: "Tamte dni, tamte noce", "Tacy właśnie jesteśmy" i "Jestem miłością" mogę oglądać bez końca, czekam na "Queer" z Danielem Craigiem. W "Challengers" Włoch zupełnie zaskoczył. Niby zrobił film o tenisie, ale... wcale nie o nim.

Wraz ze swoim świetnym trio (Zendaya, Josh O'Connor i Mike Faist) stworzył zmysłowy, zadziorny i pełen napięcia spektakl, którego bohaterowi uwikłani są w dwie rozgrywki – sportową i emocjonalną. Guadagnino wyraźnie miał radochę planie: eksperymentował z filmową formą, bawił się kamerą ("punktu widzenia" piłki tenisowej to się nie spodziewałam) i narracją, a efekt końcowy to połączenie czystej adrenaliny i doskonałej rozrywki. Mniam, tak robi się smakowite kino z ikrą i... jajem.

6. La chimera


Zuzanna Tomaszewicz


Komediodramat "La chimera" zabiera widza do południowej Toskanii osaczonej zewsząd delikatną oniryczną mgiełką. Włoska reżyserka Alice Rohrwacher, która na swoim koncie ma takie dzieła jak "Szczęśliwy Lazzaro" i "Cuda" (za oba tytuły otrzymała nagrody w Cannes), rzuca nowe światło na grecki mit o Orfeuszu i Eurydyce – tyle iż na ekranie zamiast słynnego śpiewaka mamy brytyjskiego archeologa, który okrada groby w poszukiwaniu artefaktów Etrusków, ale po utracie swojej ukochanej nie potrafi znaleźć sobie miejsca na Ziemi.

W roli głównej – zawieszonej między jawą a snem – wystąpił znakomity Josh O'Connor, odtwórca księcia Karola w serialu "The Crown" Netfliksa. Dręczony przez wewnętrzne chimery mężczyzna odbywa podróż do zaświatów pełnych wspomnień i stara się znaleźć złoty środek między życiem w przeszłości a życiem tu i teraz.

U Rohrwacher znajdziemy odniesienia do kinowej klasyki surrealizmu i realizmu magicznego, czyli do dorobku Luisa Buñuela ("Pies andaluzyjski"), oraz do bliskiej jej problematyki społecznej.

7. Anatomia upadku


Ola Gersz


Niepozorna "Anatomia upadku" Justine Triet nieoczekiwanie narobiła szumu na ubiegłorocznych Oscarach (u nas film miał premierę na początku tego roku). Francuski film był nominowany do aż pięciu Oscarów, zdobył statuetkę za scenariusz oryginalny Triet i Arthura Harariego oraz rozkochał widzów w psie Messim, który wciela się w filmowego Snoopa. To naprawdę kinowa perełka.

Mąż wypada z okna lub balkonu własnego domu, ginie na miejscu, a pierwszą podejrzaną jest jego żona, znana pisarka (fantastyczna Sandra Hüller). Z tej historii można byłoby zrobić zwyczajny, standardowy kryminał, ale Triet to nie interesuje: tworzy trzymające w napięciu, fascynujące widowisko sądowe, w którym analizuje nie tylko upadek z wysokości, ale przede wszystkim upadek małżeństwa i rodziny.

Różne perspektywy, nieoczekiwane tezy, zaskakujące zwroty akcji: po seansie "Anatomii upadku" widz ma mętlik w głowie, co jest największym walorem tego fantastycznego obrazu.

8. Anora


Zuzanna Tomaszewicz


Po "The Florida Project" i "Red Rocket" Sean Baker przez cały czas kręci filmy o klasie robotniczej. W nagrodzonej Złotą Palmą "Anorze" skupia się na losach młodej striptizerki o imieniu Annie, która porzuca swoje dotychczasowe życie po szybkim ślubie z synem rosyjskiego oligarchy. Współczesny Kopciuszek w oczach rodziców Vanyi jawi się jako symbol "mezaliansu", kolejny wybryk ich nieposłusznego dziecka.

Mikey Madison ("Pewnego razu... w Hollywood") na potrzeby komediodramatu staje się Anorą, silną kobietą, która próbuje odzyskać utraconą seksualność. Ostatnie minuty filmu wywracają do góry nogami znaczenie tej komedii pełnej pomyłek, jeszcze bardziej uwydatniając problemy, z jakimi mierzą się na co dzień sexworkerki.

9. Strefa interesów


Ola Gersz


"Strefa interesów", brytyjsko-polska-amerykańska koprodukcja w reżyserii Jonathana Glazera, to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam w życiu. I jeden z najbardziej wstrząsających, ale w zupełnie nieoczywisty sposób.

Glazer udowadnia, iż można opowiadać o Holokauście inaczej – zamiast ukazywać brutalność wprost, jak w "Liście Schindlera" czy "Pianiście", stawia na dystans i chłód, które wstrząsają równie mocno, jeżeli nie bardziej. Horroru w nagrodzonej dwoma Oscarami "Strefie interesów" doświadczamy nie w obrazie, ale w dźwiękach.

Pokazując sielankowe codzienne życie komendanta Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa, jego żony Hedwig Höss oraz ich piątki dzieci w dużym domu tuż za murem obozu koncentracyjnego w 1943 roku, Glazer udowadnia, iż zło wcale nie jest widowiskowe. Jest banalne, codzienne i przerażająco zwyczajne. "Strefa interesów" to szokujące i niewygodne kino.

10. W blasku ekranu


Zuzanna Tomaszewicz


"W blasku ekranu" nie jest filmem dla wszystkich, co pokazują podzielone reakcje widzów. By w pełni docenić ten horror psychologiczny wyreżyserowany przez Jane Schoenbrun ("Wszyscy idziemy na wystawę światową") należy przede wszystkim wykazać się niemałą empatią i ponadprzeciętną wiedzą na temat problemów osób ze społeczności LGBTQ+.

Fabuła koncentruje się na historii Owena, który stara się przetrwać swoje nastoletnie lata na przedmieściach. Razem z przyjaciółką Maddy znajduje pocieszenie w młodzieżowym programie telewizyjnym "The Pink Opaque". Mijają dwa lata ich wspólnej fascynacji. Pewnego dnia Maddy zaczyna histerycznie szlochać podczas seansu jednego z odcinków ukochanego show.

Zawiły film Schoenbrun jest alegorią transpłciowości, która bada strach, jaki u młodych transosób i osób niebinarnych budzi pojęcie życia w zgodzie z samym sobą. Justice Smith ("Dungeons & Dragons: Złodziejski honor") i Brigette Lundy-Paine ("Atypowy") błyszczą równie mocno co tytułowy ekran.

Pozostałe filmy z 2024, które są świetne:


"Prawdziwy ból", reż. Jesse Eisenberg


"Monster", reż. Hirokazu Koreeda


"Przesilenie zimowe", reż. Alexander Payne


"Konklawe", reż. Robert Harris


"Jego trzy córki", reż. Azazel Jacobs


"Lekcja gry na pianinie", reż. Malcolm Washington


"Heretic", reż. Scott Beck i Bryan Woods


"Strange Darling", reż. J.T. Mollner


"Love Lies Bleeding", reż. Rose Glass


"Civil War", reż. Alex Garland


"Bękart", reż. Nikolaj Arcel


"Zła nie ma", reż. Ryûsuke Hamaguchi


"Perfect Days", reż. Wim Wenders


"Dobrzy nieznajomi", reż. Andrew Haigh


"W głowie się nie mieści 2", reż. Kelsey Mann


"Biedne istoty", reż. Yórgos Lánthimos


Idź do oryginalnego materiału