Morgan – recenzja komiksu. Zabij mnie, glino

popkulturowcy.pl 3 miesięcy temu

Od kiedy Morgan trafił w moje ręce, próbuję rozgryźć tajemnicę jego okładki. Jeszcze przed lekturą myślałem, iż blondyn z parszywą mordą, fajką i okularami przeciwsłonecznymi to nasz tytułowy bohater. Po ujrzeniu Morgana w akcji, wyglądem bliżej mu do podtapianego gościa, ale, w zasadzie, też nie do końca. Nie pomaga również fakt, iż sceny z okładki w tym zbiorze historyjek zwyczajnie nie ma. Hmmm…

Morgan to kolejny po Hombre oraz Burton & Cyb komiks duetu Antonio Segura-José Ortiz, wydany przez Lost in Time. I jak ostatnio recenzowani przeze mnie Ofiarnicy zaczęli się źle, a skończyli niezwykle obiecująco, tak przy tym tytule doznałem niestety odwrotnej sytuacji. Fenomenalny, wciągający początek, a im dalej w las, tym co raz większe zatracenie charakteru i pazura. Na szczęście, nie znaczy to, iż mamy do czynienia ze złym komiksem, o nie!

Tytułowego bohatera poznajemy w momencie, kiedy dowiaduje się, iż przez kulę tkwiącą w jego organizmie, raczej nie zostało mu za dużo czasu w Ziemi i jeżeli chce go wydłużyć, nie powinien narażać się na stresujące sytuacje. Ciężkie to zadanie dla gliny. Pech sprawia, iż jego córka potrzebuje pomocy. Nim Morganowi udaje się jej udzielić, dziewczyna zostaje zamordowana. Zemsta, której dokonuje zrozpaczony ojciec, wpędza go za kratki.

Właśnie więzienne życie eks-gliny z kulą obok serca będzie stanowiło niemal połowę tej opowieści. I właśnie ta część najbardziej przypadła mi do gustu. Nieoczywista, wciągająca, przygnębiająca i często przewrotna – to, co lubię w kryminalnych historiach najbardziej. Jestem bardzo ciekaw, czy Tom Montana, twórca Oz, czytał w którymś momencie swojego życia Morgana, bo niektóre elementy zdecydowanie przywodzą na myśl pierwszy serial HBO.

Jak pewnie już dowiedzieliście się z oficjalnego opisu wydawcy, Morgan w końcu ucieka z więzienia. I od tego momentu, niestety, zaczęła się dla mnie istna sinusoida. Historie dobre lub niezłe, przeplatają się z kompletnie odrealnionymi, sztampowymi czy zdecydowanie zbyt komediowymi. Ciężki i brudny nastrój ulatuje, jakby Morgan przeniósł się z wspomnianego więzienia Oz do Krainy Oz. Niby dalej mamy do czynienia z kilkoma interesującymi opowieściami, ale zdecydowanie klimat gdzieś wyparował. Nie pomagają postacie drugoplanowe, które zwyczajnie mają zbyt komediowy charakter. Segura i Ortiz sznyt do humoru oczywiście mają, co udowodnili chociażby w genialnym Burton & Cyb ale to był spoof na klimaty science-fiction i fantasy. Tu przez pierwszą połowę komiksu mamy niekonwencjonalną, miejscami genialną opowieść noir, gdzie komedia – jak już jest – mocno opiera się na ironii losu. Druga połowa tego dzieła to z kolei przede wszystkim bohaterowie i sytuacje, które przywodzą na myśl komedie buddy cop, ale z pomysłami i realizacją rodem z kina klasy B – i to jeszcze włoskiego… Porca miseria!

Bardzo dziwne to uczucie. Kończysz komiks i masz wrażenie, jakbyś od połowy miał do czynienia z kompletnie innym dziełem. Nie wiem, czy twórcom znudziła się konwencja i chcieli nieco spuścić z tonu, ale zdecydowanie podjęli bardzo dziwną decyzję, która – podejrzewam – nie spodoba się części czytelników. Tę zmianę tonu widać też po kresce. Ta przez cały komiks trzyma wysoki poziom, ale różnica między więziennymi rozdziałami, a tymi na wolności jest widoczna gołym okiem. Następuje przemiana i to już nie jest ciężki żywot więźnia-Morgana, a włoskie wakacje Morgana. Zbyt, zbyt drastyczny skręt.

Czy warto ten komiks mieć w swojej kolekcji? Jak najbardziej tak. Mimo słabszej drugiej połowy, utwierdziłem się w przekonaniu, iż muszę jak najszybciej sięgnąć po Hombre. Duet Antonio Segura-José Ortiz jest po prostu genialny i świetnie się dopasowują, tworząc interesujące historie z świetnymi kadrami. A przy okazji, Lost in Time zaserwowało nam naprawdę ładne, duże wydanie za niezwykle przystępną cenę. Polecam!

Idź do oryginalnego materiału