Zdjęcie: Squid Game
Squid Game debiutuje dziś z 2. sezonem. Ja miałem okazję już wcześniej obejrzeć całość (a również wziąć udział w „prawdziwych” rozgrywkach), a więc serwuje swoją recenzję wszystkich siedmiu odcinków.
Squid Game to – nieco nieoczekiwanym fenomen. Pierwszy sezon zaoferował świetną rozrywkę, choć dla wyjadaczy gatunku w paru momentach dość kliszowe zabiegi. U mnie historia z tym serialem na początku nie była usłana różami, bowiem wielce się zirytowałem.
Pamiętam jak dziś. Odpalam Netflixa z samego rana. Patrzę – jakaś ciekawa, koreańska nowość. Obejrzałem pierwszy odcinek, było ok. Opisałem moje krótkie wrażenia w social mediach i straciłem zainteresowanie, bo nagle ludzie zaczęli mnie bombardować w internecie tą produkcją. Obraziłem się z nie do końca wiadomych mi powodów, ale z myślą w głowie, iż wrócę, kiedy kurz opadnie i zapomnę o tych wszystkich spojlerach.
Squid Game – recenzja 2. sezonu
Dlatego uważam to za fenomen i jeden z większych hitów stacji. Co więcej – skoro tak dużo ludzi chwali ten serial, to śmiem wątpić, czy aż tak bardzo mi się spodoba. Bardzo często jest tak, iż jak jest coś dla wszystkich, to jest dla nikogo, a ja po latach zrobiłem się nieco wymagający.
Do
Squid Game wróciłem dosłownie ze trzy miesiące temu i... wchłonąłem wszystkie odcinki w jeden dzień, co już świadczy o sile przyciągania tej produkcji. Serial ma wszystko na swoim miejscu. Świetne, nieśpieszne wprowadzenie, poznanie zasad gry świata przedstawionego, dużo akcji i intrygujących relacji między bohaterami. To również bomba emocjonalna, która operuje znanymi trikami, ale najważniejsze, iż działa. I to bardzo dobrze!
Największy plot twist związany z graczem numer 001 był dla mnie bardzo oczywisty, ale nie zmienia to faktu, iż to jedna z ciekawszych produkcji Netflixa ostatnich lat. Do tego cudowna kolorystyka, wiarygodna gra aktorska i sprawny mix dramatu, elementów komedii i thrillera. Czy jednak 2. sezon jest komuś potrzebny? Miałem wrażenie, iż koncepcja kontynuacji w takiej formie, czyli powrotu na arenę gier głównego bohatera to chybiony pomysł.
Promocja Netflixa zawsze jest świetna, a co z 2. sezonem Squid Game?
Początkowo chciałem napisać pierwsze wrażenia z pierwszego odcinka, bo nie dość, iż miałem okazję obejrzeć go dużo wcześniej, to jeszcze wziąłem udział w zamkniętym wydarzeniu dla mediów, podczas którego miałem okazję rywalizować wraz z innymi dziennikarzami i influencerami w czterech grach. Na szczęście wszyscy przeżyli :)
[caption id="attachment_269232" align="aligncenter" width="460"]
Na szczęście na evencie Netflixa nie dostałem parasolki[/caption]
Zrezygnowałem z pomysłu recenzji obejrzanego epizodu, bo po pierwsze – za chwilę dostałem dostęp do całości, a po drugie – świetnie przygotowany event mógłby przysłonić wady pierwszego epizodu. Netflix nie zawsze dostarcza dobry content, ale w promocji jest numerem 1 na rynku. Po obejrzeniu całego 2. sezonu utwierdzam się w przekonaniu, iż twórcy wiedzą, co robią. Niby mamy z grubsza to samo, ale jednak
Squid Game oferuje rozwinięcie wielu kwestii i wprowadza jeszcze kolejne, interesujące elementy.
Przed przystąpieniem do oglądania byłem bardzo sceptycznie nastawiony, bowiem nie czułem za bardzo logiki w postępowaniu nie tyle głównego bohatera, a właśnie organizatorów. Seong Gi-hun chce wrócić na Arenę rozgrywek, rozpracować organizację od środka, zniszczyć ją i przede wszystkim – zemścić się. I odpuszczając na bok perspektywę skuteczności wykonania tego planu, to dlaczego organizatorzy chcieliby dopuścić do tego, aby ów człowiek znów zagrał? Przecież to od razu widać, iż Seong Gi-hun nie ma dobrych zamiarów. Z drugiej strony – organizator
Squid Game bez problemu mógłby unicestwić infiltratora podczas wyzwań lub pomiędzy nimi.
Seong Gi-hun ma silną motywacje. To już nie jest ta sama postać, co w pierwszym sezonie. To zdeterminowany facet, który stracił niemalże wszystko. Kieruje się swojego rodzaju obsesją, aby dostać się na Arenę. Wygrana wcale mu szczęścia nie dała, a wręcz odwrotnie. Jest w tym nieco ironii, iż organizacja, która wypłaciła mu wygraną, może ponieście jej skutki. Wszak gdyby nie była ona taka wysoka, to Seong Gi-hun nie miałby środków, aby sfinansować kolejne etapy swojego planu powrotu. Zatrudnia ludzi, którzy będą szukać człowieka z metra, od którego wszystko się zaczęło. I ja choćby wierzę w to wszystko, bo etap poszukiwań jest bardzo długi, trwający ponad 2 lata.
Serial rozszerza świat morderczych rozgrywek
Pierwszy odcinek daje nam odpowiedzi na temat tajemniczego mężczyzny z metra, który poprzez grę werbuje kolejnych graczy. Zawsze mnie ciekawiło – kim on jest? Czy jest świadomy tego, co się dzieje na Arenie? Czy może jest szantażowany przez organizację? Czy też może to pracownik pozbawiony kręgosłupa moralnego? Poznamy odpowiedzi na to pytanie i nie będę ich zdradzał, ale osobiście bardzo mi się podobało spotkanie z tym człowiekiem. Świetne otwarcie 2. sezonu.
Oczywiście Seong Gi-hun udaje się dostać na Arenę, co nie jest żadnym spojlerem, bowiem już zapowiedzi (a choćby sam plakat) zdradzał, iż plan zdeterminowanego mężczyzny się powiedzie. Ma ona przewagę na starcie z racji tego, iż już przeżył śmiertelne gry. I przyznam szczerze, iż początkowo poczułem, iż twórcy poszli na łatwiznę i otrzymamy totalną powtórkę z rozgrywek, tylko z innymi graczami. Pierwszą grą jest właśnie zabawa w zielone-czerwone. Moje obawy zostały rozwiane już w kolejnym odcinku, kiedy to – ku zdziwieniu – Seong Gi-hun uczestnicy wzięli udział w innej dyscyplinie.
Nadal są emocje i kibicowanie bohaterom
Włączył mi się tryb kibicowania. Z całych sił wspierałem nie tylko głównego bohatera, ale również innych uczestników. Mam wrażenie, iż w tym sezonie jest mniej postaci, którzy są nam obojętni i bardzo zdemonizowani. Seong Gi-hun ma się z kim współpracować i chronić. Mamy dziewczynę w ciąży, starszą matkę z dorosłym nieco nierozgarniętym synem, a choćby ziomka głównego bohatera, który pojawił się w 1. sezonie i nie chciał pożyczyć mu pieniędzy.
Jest również nowy numer 001. I bez zaskoczenia – jest to ponownie osoba, ukrywająca swoje prawdziwe intencje. Na szczęście twórcy nie mają widza za debila i od razu zdradzają jego prawdziwą tożsamość. Jest to całkiem zgrabny zabieg, dający nam sygnał, iż również dla organizatorów Squid Game jest... grą. Oni sami igrają z życiem. Wszak – wprowadzane są drużynowe dyscypliny, gdzie błąd jednego z uczestników może skończyć się natychmiastową śmiercią reszty. Jest ryzyko – jest przyjemność! Czy ma to sens? Hmm... zastanawiałem się nad tym przez cały seans.
Squid Game w drugim sezonie ma parę głupotek i armor shield głównego bohatera oraz zastanawiający fakt, iż aż tyle osób się znało przed wejściem na Arenę rozgrywek. Przymykam na to oko, bo relacje między nimi są ciekawie rozpisane, a szczególnie między Seong Gi-hun a swoim kumplem. Te wszystkie postaci łączy jedno – problemy finansowe oraz niskie morale. Organizatorzy od początku wkładają im do głowy, iż są „śmieciami” i tylko wygrana da im odpowiedni status społeczny. Jednym słowem – kasa załatwi wszystko. To oczywisty podział klasowy.
Psychologia tłumy i niskie morale to recepta na niegodziwe czyny
Twórcy znów biorą na tapet kwestie moralności człowieka, chciwości i psychologii tłumu w rozrywkowej formie. Te wszystkie osoby są zdesperowane i liczą na to, iż wygrana pomoże im w rozwiązaniu wszystkich problemów. Pytanie tylko – gdzie jest ta granica człowieczeństwa? Czy faktycznie za kasę można zrobić wszystko? To manipulacja organizatorów, którzy wmawiają im, iż oni wszyscy nic nie znaczą. Po każdej grze uczestnicy mogą podjąć decyzje poprzez jawne głosowanie, czy odejdą ze Squid Game, dzieląc wygraną na wszystkich uczestników. A wiadomo – im mniej graczy, tym więcej pieniędzy w kieszeni. Psychologia tłumu ma ogromny wpływ na podejmowane decyzje. To interesujący aspekt biorący na tapet rywalizacje między ludźmi, ich chciwość, ego oraz moralność.
Kwestie etyczne są również podnoszone w kwestii pracowników. Wchodzimy „od kuchni” w meandry ich pracy. Przybliżona jest postać pewnej kobiety, która zajmuje się eksterminacją przegranych poprzez strzał z karabinu snajperskiego. Interesująca bohaterka 3. planu.
Squid Game wciąga i nie chce wypuścić
Squid Game w 2. sezonie dostarcza świetnej rozrywki, która porusza kwestie psychologii, ubranych w krwawe szaty z pogranicza thrillera i kina akcji. Nie do końca wszystkie akcenty są dobrze położone, a plan Seong Gi-hun też nie jest najlepszy. Również zastanawiające jest to, iż organizatorzy dopuszczają go do ponownych rozgrywek. W teorii – to dla nich samych największe zagrożenie.
https://dailyweb.pl/filmy-2025-roku-top-10-najbardziej-wyczekiwanych-produkcji/
Niemniej jednak serial świetnie się ogląda, nie ma nudy, a twórcy wyjmują kolejne asy z rękawa, aby gry nie były powtarzalne. A finał? Nie będę spojlerował, ale oczekiwanie na 3. sezon, który ma pojawić się w 2026 roku będzie bardzo trudne.