Moon Knight to postać, którą poznałam najpierw na małym ekranie. Zaintrygowana zabierałam się za komiksy, przerażona chronologią i ilością – ale z pomocą jak zwykle przyszła seria Marvel Fresh wydawnictwa Egmont. Dlatego zaczynamy od początku – i to jest wejście w wielkim stylu!
Moon Knight. Tom 1. zbiera zeszyty wydane w latach 2021 i 2022, więc stosunkowo niedawno. Marc Spector zakłada Misję Midnight – miejsce, gdzie potrzebujący pomocy mogą się zgłosić i zdać na Pięść Khonshu. Misja ochrony podróżujących nocą jest głownym celem Marca, który w miarę trzyma swój umysł na wodzy mimo kryzysów.
Komiks jest przyjemnie gruby i jest pięknie wydany. Okładka jest dość statyczna, ale i tak przyciąga oko. A wnętrze? Imponujące! Wykorzystanie bieli w ukazaniu postaci Moon Knighta jest niesamowicie udane, zarówno w stroju superbohaterskim, jak i garniturze. Marc na kartach komiksu emanuje niewymuszoną elegancją i świetnie kontrastuje z otoczeniem. Sceny walki też zachwycają i adekwatnie nie ma tu wizualnych niewypałów.

Chociaż podobała mi się kreska całości, to zdecydowanie muszę wyróżnić panele rozgrywające się w umyśle Marca oraz konfrontacje z Khonshu. W tych rysunkach po prostu czuć potęgę i dominację bohaterów. Harmonia kreski, kolorystyki i perspektywy wręcz zatrzymywała mnie na kartach komiksu.
Jeśli natomiast chodzi o scenariusz, wszystko toczy się bardzo płynnie. Komiks zawiera 12 numerów Moon Knighta oraz jeden z eventu Diabelskie rządy, który budzi lekki niedosyt. Wydarzenia są różnorodne i nie brakuje tu najprawdę ciekawych elementów. Walka z wampirami, żywy labirynt-kamienica, druga Pięść Khonshu – to ledwie początek, a każdy zeszyt równie mocno wciąga czytelnika.

Muszę przyznać, iż Moon Knight. Tom 1. mocno podbił mi komiksy o tej postaci do góry na liście do przeczytania. Dynamika tych rysunków i ciężar misji Marca bardzo mi się podobają w tym wydaniu. Jedyne co, to chętnie zobaczyłabym więcej zmagań z jego wcieleniami. W tym wydaniu są to jedynie akcenty i zwyczajnie chce się więcej. Ale i tak zamierzam wracać, pewnie choćby całkiem niedługo.
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: Kolaż z użyciem okładki.