Moje życie z mężem i jego 'trudną’ matką: Konfliktem w związku

polregion.pl 1 tydzień temu

Mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i nie zamierza wracać do domu. Zarzuca mi, iż nie potrafię go zrozumieć.

To już szósty miesiąc, gdy przebywa u niej, a ona wciąż udaje, iż jest niedomagająca. Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to czysta przesada. A jeszcze ma czelność twierdzić, iż to ja nie wspieram go w tej trudnej sytuacji.

––––––––––

Jak mam pomóc teściowej, która celowo niszczy nasze małżeństwo? Przywiązuje syna do siebie w najprostszy sposób – symulując chorobę. Już raz mieszkałam z tą kobietą. Dzięki, nie powtórzę tego błędu.

Gdy tylko dowiedziała się, iż z Krzysztofem postanowiliśmy się pobrać, przyjęła to jak osobistą zniewagę. Nigdy nie kryła, iż nie pochwala naszego związku. Unikała otwartych kłótni, bo chciała, by syn uważał ją za idealną matkę, ale za plecami robiła wszystko, by mnie podprowadzić pod emocje.

Nie dałam się sprowokować, zwłaszcza iż i tak widywałyśmy się rzadko. Mieszkaliśmy we własnym mieszkaniu w Warszawie, co też jej się nie podobało. Trudno kontrolować życie dorosłego syna, a jeszcze trudniej pogodzić się z tym, iż synowa nie musi się jej podlizywać.

Wtedy wpadła na inny pomysł – nie pierwsza i nie ostatnia. Postanowiła udawać ciężko chorą, by wymusić jego obecność.

––––––––––

Krzysztof, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z takimi manipulacjami, dał się nabrać. Jego „biedna mamusia” nagle zaczęła cierpieć na wszystko naraz – skoki ciśnienia, bóle serca, problemy z kręgosłupem, a choćby omdlenia. Gdyby lekarze chcieli ją zbadać, mogłaby stać się naukową sensacją.

Początkowo myślałam, iż to reakcja na stres. W końcu jej ukochany syn wyprowadził się do innej kobiety. Kiedy po raz pierwszy „zachorowała”, a mąż został u niej na tydzień, spakowałam się i pojechałam pomóc. Pierwszego dnia grała swoją rolę idealnie.

Ale już drugiego dnia zauważyłam, iż wszystkie dolegliwości magicznie znikają, gdy tylko Krzysztof wychodzi z domu. Teściowa od razu miała lepszy humor i więcej energii. Gdy tylko mąż wracał, znów kładła się z jękiem.

Powiedziałam mu o tym, ale oczywiście nie uwierzył. Aktorstwo miała w genach. Nie czekałam dłużej – wróciłam do domu. Po kilku dniach mąż też wrócił, oznajmiając, iż matka nagle wyzdrowiała. Pewnie była tak szczęśliwa, iż w końcu wyszłam, iż zapomniała o chorobie. Niestety, kilka tygodni później znów zaczęła swoją grę.

Za każdym razem, gdy „pogarszał się jej stan”, mąż pakował walizki i zostawał u niej na nieokreślony czas. Dziwnym trafem zdrowiała, gdy tylko proponowałam wezwać lekarza. Przecież nikt nie może chorować tak często bez przyczyny!

Gdy tylko matka słyszała o wizycie specjalisty, natychmiast wracała do formy. A mąż, przekonany, iż niebezpieczeństwo minęło, wracał do mnie.

––––––––––

Minęło pół roku. Początkowo miała operację kolana – dwa lata temu przewróciła się i lekarz zalecił zabieg. To była prawdziwa choroba, więc rozumiałam, iż mąż chce być przy niej.

Jednak tydzień zamienił się w miesiąc, potem w pół roku. Teściowa udawała, iż wciąż nie może chodzić. Mówiła, iż upada, gdy tylko syn wychodzi do pracy. Tymczasem lekarze zapewniali, iż operacja się udała i może normalnie funkcjonować. Ale co tam lekarze – ona wie lepiej.

Postawiłam sprawę jasno: albo wraca do domu na dobre, albo składam pozew o rozwód. Teraz to on ma do mnie pretensje, iż go nie rozumiem. Przecież nie bawi się u kochanki – opiekuje się matką!

Wszystkie przyjaciółki pytają, po co jeszcze czekam. Chyba i ja w końcu zrozumiałam, iż jego rozsądek już nie wróci. Czasem miłość i obowiązek to za mało, by walczyć z toksycznym przywiązaniem. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić… dla własnego dobra.

Idź do oryginalnego materiału