„Moja wizyta w naszym wspólnym mieszkaniu zrujnowała życie mojej siostry”: Teraz jej mąż składa pozew o rozwód, a ona obwinia mnie

newsempire24.com 2 tygodni temu

Moj przyjazd do naszego wspólnego mieszkania zrujnował życie mojej siostry. Teraz jej mąż wnosi o rozwód, a ona obwinia mnie.

Moja siostra Alicja twierdzi, iż to przeze mnie jej mąż ją porzucił. Nie, nie odszedł dla mnie, ale według niej, gdybym ich zostawiła w spokoju, byliby szczęśliwi. Oczywiście, mogli cieszyć się życiem w naszym wspólnym mieszkaniu w Krakowie, podczas gdy ja wynajmowałam pokój i płaciła obcym ludziom. Ale nie zamierzałam rezygnować ze swojego prawa do tego miejsca.

Razem z siostrą odziedziczyłyśmy po rodzicach dwupokojowe mieszkanie. Mama i tata odeszli, gdy byłyśmy już dorosłe: ja miałam 20 lat, Alicja – 18. Studiowałam w Warszawie i tam zostałam po studiach, a Alicja mieszkała w rodzinnym domu w Krakowie.

Siedem lat spędziłam w stolicy, ale zmęczył mnie zgiełk wielkiego miasta i postanowiłam wrócić. Pracuję zdalnie, więc nie musiałam się martwić o zmianę pracy. Ale Alicja zaskoczyła mnie. Nigdy nie byłyśmy blisko, choćby po śmierci rodziców. Każda przeżywała żal po swojemu, rozmowy były rzadkie, a tematy – powierzchowne. To, iż Alicja wyszła za mąż, było dla mnie szokiem. Nie powiedziała mi ani słowa, nie zaprosiła na ślub. To zabolało. Jest moją siostrą, ale milczałam.

Mój powrót do Krakowa i do naszego mieszkania wywołał burzę w domu. Alicja i jej mąż Marek wyraźnie pokazali, iż jestem niechcianym gościem. Mimo iż uprzedziłam ich o przyjeździe z miesiąc wcześniej, nie przygotowali dla mnie miejsca. Dotarłam wieczorem, więc przestawianie mebli zostawiłam na rano.

Tak zaczęło się nasze wspólne życie we troje. Moja siostra i jej mąż dawali mi jasno do zrozumienia, iż przeszkadzam, ale mnie to nie obchodziło. To przecież też moje mieszkanie. Starałam się zachowywać cicho: nie puszczałam muzyki, nie zapraszałam gości, prawie nie wychodziłam z pokoju. Jednak życie z nimi okazało się koszmarem.

Alicja nie zawracała sobie głowy sprzątaniem, a Marek był jeszcze gorszy. Po nim łazienka wyglądała jak pobojowisko: brudne ubrania na podłodze, plamy na ścianach, mokry ręcznik – czasem mój! – rzucony byle gdzie. Kradł moje jedzenie. Mamy inne podejście do zakupów: ona kupuje więcej, ale taniej, ja wybieram mniej, ale lepsze jakościowo. Marek bez skrupułów brał mój jogurt, a gdy protestowałam, pytał, czy naprawdę żałuję.

Kuchnia po gotowaniu Alicji przypominała poligon: plamy na kuchence, zabrudzony fartuch, czasem choćby podłoga wymagała mycia. Brudne naczynia mogły leżeć dniami, aż w końcu sama je zmywałam, bo nie miałam z czego jeść. Chyba właśnie na to liczyli.

Szybko miałam dość tej sytuacji i zaproponowałam ustalenie harmonogramu sprzątania. Ale Alicja tylko machnęła ręką:

– jeżeli przeszkadza ci brudna zastawa, to sobie pozmywaj. I tak sprzątasz po sobie. Masz mnóstwo czasu, a my pracujemy.

– Ja też pracuję, tylko zdalnie – odparłam.

– No i co? I tak masz więcej wolnego.

Zrozumiałam, iż nie ma sensu się kłócić. Zebrałam więc swoją czystą zastawę, kupiłam małą lodówkę i zamontowałam zamek w drzwiach. Wychodziłam tylko wtedy, gdy musiałam, żeby nie grzebali w moich rzeczach.

– O, księżniczka, nie zapomnij podpisać talerzy, jak zostawisz je w kuchni! – drwiła Alicja. – Marek, może i my powinniśmy zamontować zamek? Kto wie, kto tu się kręci.

Kłótnie stały się codziennością. Wkurzało mnie, iż ani Alicja, ani Marek nie chcą się dogadać. Przecież wróciłam do swojego domu, a nie wtrąciłam się do nich! Mam takie same prawa, a Marek ma jeszcze mniejsze. Ale starałam się unikać awantur.

Po kolejnej sprzeczce, tym razem o bałagan w łazience, zaczęłam pakować rzeczy. Dwa dni później się wyprowadziłam.

– Baba z wozu, koniom lżej – rzuciła Alicja.

Nie wiedziała jeszcze, iż postanowiłam sprzedać swój udział w mieszkaniu. Po dwóch tygodniach wysłałam jej oficjalne pismo z propozycją odkupu mojej części, ostrzegając, iż w przeciwnym razie znajdę innych chętnych. Alicja zadzwoniła wściekła:

– Oszalałaś? Po co sprzedawać mieszkanie?!

– Bo ty i twój mąż uniemożliwiacie mi życie we własnym domu. Sprzedam swoją część, wezmę kredyt, a ty rób, co chcesz.

– Sprzedać obcym?! To zrujnuje nam życie! – krzyczała.

– Możemy sprzedać mieszkanie razem, dostaniemy więcej. Obie weźmiemy kredyty i kupimy coś swojego.

Alicja upierała się, iż nie stać ich na raty i po co mieszam się w ich sprawy. Męczyło mnie tłumaczenie, iż nie dam rady z nimi mieszkać. Chciała zagarnąć całe mieszkanie, a ja mam tułać się po świecie? Nie ma mowy.

Dałam jej tydzień na zastanowienie, zapowiadając, iż potem zacznę szukać kupców. Po dwóch dniach Alicja zadzwoniła, oznajmiając, iż jest w ciąży. Pogratulowałam i spytałam, czy rozważyła moją propozycję.

– Nie rozumiesz? Jestem w ciąży! Jaki kredyt? Z obcymi też nie możemy mieszkać, będziemy mieli dziecko!

Roześmiałam się. Odpowiedziałam, iż oferta sprzedaży całego mieszkania wciąż stoi.

Kolejne dwa dni później Alicja znów do mnie zadzwoniła, tym razem w płaczu. Okazało się, iż Marek, gdy usłyszał o kredycie, stwierdził, iż nie jest na to gotowy, spakował się i wyjechał do matki. A ciąża? Alicja skłamała, by wzbudzić współczucie.

Teraz Marek wnosi o rozwód, a moja siostra zawodzi, iż to ja zniszczyłam jej małżeństwo. Rzekomo, zanim wróciłam, wszystko było idealne: własne mieszkanie, zero problemów. Nie czuję się winna. Sami zamienili moje życie w piekło. Zablokowałam jej numer – od dzisiaj wszystkimi sprawami zajmie się prawnik. Nie potrzebuję już siostry.

Idź do oryginalnego materiału