Moja matka szuka miłości, a ja tonę w obowiązkach rodzicielskich.

newsempire24.com 3 tygodni temu

Moja matka szuka miłości, a ja tonę w obowiązkach związanych z dziećmi.

Moja mama, Danuta Kowalska, jakby wymazała mnie i moje dzieci ze swojego życia. Samotnie dźwigam ciężar wychowania dwójki maluchów, które potrzebują nieustannej uwagi, a ona, ich własna babcia, choćby nie pomyśli, by wyciągnąć do nas pomocną dłoń. Ten ból gryzie mnie od środka, nie wiem, jak poradzić sobie z poczuciem samotności i żalu.

Dlaczego tak postępuje? Nie znajduję odpowiedzi. Oddaliłyśmy się, gdy jako osiemnastolatka wyjechałam z rodzinnego domu w Szczecinie, by rozpocząć dorosłość. Od tamtej pory nasz kontakt ogranicza się do krótkich telefonów. Liczyłam, iż narodziny moich dzieci nas zbliżą, ale za każdym razem, gdy proszę, żeby przyjechała lub chociaż wysłuchała, przerywa rozmowę po kilku minutach: „Kasia, muszę kończyć, mam ważne sprawy”. Jakie sprawy mogą być ważniejsze od rodziny? Nie rozumiem.

Mama zawsze chciała, żebym była samodzielna. W młodości powtarzała, iż powinnam radzić sobie sama. Gdy w wieku osiemnastu lat wyprowadziłam się z domu, musiałam wywalczyć sobie miejsce w świecie. Szukać pracy, wynajmować malutkie mieszkanie, liczyć każdą złotówkę – wszystko to spadło na moje barki. Dałam radę, ale jakim kosztem? Teraz, kiedy sama jestem matką, oczekuję od niej choć odrobiny wsparcia. Ale go nie ma.

Zamiast tego cały jej czas pochłaniają mężczyźni. Jak nastolatka biega na randki, szuka „tego jedynego”, choć ma już ponad pięćdziesiąt lat. Nie mam nic przeciwko jej pragnieniu szczęścia, ale gdy to pochłania ją całkowicie, nie potrafię milczeć. Moje dzieci, jej wnuki, tęsknią za babcią. Pytają, dlaczego nie przychodzi, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Za każdym razem znajduje nowe wymówki: praca, zmęczenie, „spotkanie z ciekawym człowiekiem”.

Ostatnio nie wytrzymałam. Po kolejnej odmowie przyjazdu wybuchnęłam. Zadzwoniłam i wykrzyczałam, co mnie bolało: „Mamo, nie wstyd ci? W twoim wieku powinnaś zajmować się wnukami, nie uganiać za romansami!”. W odpowiedzi wybuchnęła: „Całą młodość poświęciłam tobie, harowałam bez odpoczynku, wychowywałam cię sama! Teraz jest moja kolej, Kasia! Wnuki to twój obowiązek, nie mój!”. Jej słowa uderzyły jak policzek. Tak, wiele dla mnie zrobiła, ale czy to powód, by odwracać się od rodziny?

Widzę, jak się oddala. W ciągu ostatnich dwóch lat widziałyśmy się może raz na miesiąc. Stała się chłodna, obca. choćby w jej głosie nie ma już tej dawnej czułości. Nie żądam, by poświęciła życie dla nas, ale czy tak trudno przyjechać choć raz w tygodniu? Pobawić się z dziećmi, dać mi chwilę oddechu? Boję się, iż niedługo przestaniemy być rodziną.

Jak jej wytłumaczyć, iż życie to nie tylko romantyczne kolacje i nowi adoratorzy? Że rodzina, jej krew, jej wnuki to właśnie sens? Męczą mnie kłótnie, czuję się niepotrzebna. Czasem myślę: niech znajdzie swojego „księcia”, ułoży sobie życie, a potem może o nas przypomni? W głębi serca boję się jednak, iż to „potem” nigdy nie nadejdzie.

Nie chcę stracić mamy. Ale jak utrzymać więź, skoro ona sama mnie odpycha? Tonę w obowiązkach, a ona choćby nie widzi, jak mi ciężko. Może to ja jestem egoistką? A może to ona zapomniała, co znaczy być matką?

Idź do oryginalnego materiału