Siódme piętro prywatnego szpitala było dziwnie ciche. Monitory kardiologiczne wydawały jednostajny dźwięk, a białe światło oświetlało bladą twarz Zofii, która właśnie przeszła operację usunięcia guza tarczycy. Gdy ocknęła się z narkozy, zobaczyła męża, Krzysztofa, stojącego przy jej łóżku z plikiem dokumentów w dłoni. Obudziłaś się? Dobrze, podpisz tu powiedział, a jego głos był zimny, pozbawiony śladu współczucia.
Zofia, oszołomiona, wyszeptała: Co co to za papiery?
Krzysztof podsunął je bliżej, bez emocji: Rozwód. Już wszystko przygotowałem. Wystarczy twój podpis.
Zofia zastygła w bezruchu. Gardło bolało ją po operacji, a słowa utknęły w krtani. Jej oczy wypełniły się bólem i niedowierzaniem.
Żartujesz?
Nie żartuję. Mówiłem ci już nie chcę spędzić życia z wiecznie chorą i słabą kobietą. Mam dość dźwigania wszystkiego sam. Powinnaś mi pozwolić żyć tak, jak naprawdę czuję.
Mówił spokojnie, jakby dyskutował o wymianie telefonu, a nie porzucał żonę, z którą przeżył prawie 10 lat.
Zofia uśmiechnęła się gorzko, a łzy spłynęły jej po policzkach. Czekałeś więc na moment, gdy nie mogę choćby wstać, nie mogę się bronić żeby zmusić mnie do podpisu?
Krzysztof milczał przez chwilę, w końcu skinął głową. Nie obwiniaj mnie. To i tak musiało się kiedyś stać. Mam kogoś innego. Ona nie chce już żyć w cieniu.
Zofia zaciśnęła usta. Ból gardła był niczym w porównaniu z tym, co czuła w sercu.
Nie krzyczała jednak, nie szlochała. Zapytała tylko cicho: Gdzie długopis?
Krzysztof zdziwił się. Naprawdę podpiszesz?
Sam powiedziałeś to musiało się kiedyś skończyć.
Wsunął jej długopis w dłoń. Zofia drżącą ręką powoli wypisała swoje nazwisko. Gotowe. Życzę ci szczęścia.
Dziękuję. Prześlę twoją część majątku, jak ustaliliśmy. Do widzenia.
Odwrócił się i wyszedł. Drzwi zamknęły się za nim cicho, niemal złowrogo. Ale nie minęły choćby trzy minuty, gdy znów się otworzyły. Wszedł mężczyzna doktor Artur, najbliższy przyjaciel Zofii z czasów studiów, a teraz lekarz, który ją operował. W dłoni trzymał dokumentację medyczną i bukiet białych róż. Mówili, iż Krzysztof był u ciebie?
Zofia skinęła głową, uśmiechając się lekko. Tak, przyszedł się rozwieść.
Wszystko w porządku?
Lepiej niż kiedykolwiek.
Artur usiadł przy niej, położył kwiaty na stoliku i w milczeniu podał jej kopertę. To projekt dokumentów rozwodowych od twojej prawniczki. Mówiłaś mi ostatnio, żebym ci to dał, jeżeli Krzysztof przyniesie papiery.
Zofia otworzyła ją i podpisała bez wahania. Spojrzała na Artura, a jej oczy błyszczały jak nigdy dotąd. od dzisiaj nie żyję już dla nikogo innego. Nie muszę udawać wystarczająco dobrej żony ani tłumić łez, gdy jest mi źle.
Jestem tu. Nie po to, by kogoś zastąpić, ale by iść obok, jeżeli będziesz mnie potrzebować.
Zofia skinęła głową. Po jej policzku spłynęła łza ale nie była to łza bólu. To była ulga.
Tydzień później Krzysztof otrzymał przesyłkę kurierską. Były to dokumenty rozwodowe z podpisem Zofii. Dołączona była mała kartka odręcznym pismem:
*Dziękuję, iż odszedłeś, bo wreszcie przestałam trzymać się kogoś, kto już dawno mnie puścił. Osobą porzuconą nie jestem ja. To ty bo straciłeś na zawsze kogoś, kto kochał cię całym sercem.*
W tej chwili Krzysztof zrozumiał: ten, kto myślał, iż ma kontrolę, w końcu został porzucony bez litości.