Mój mąż, Krzysztof, ostatnio uwierzył, iż jest pępkiem świata i uznał, iż może dyktować mi warunki. I to nie byle jakie, ale takie, od których krew krzepnie w żyłach. Oświadczył, iż się ze mną rozwiedzie, jeżeli nie przestanę kontaktować się z moją córką, Zosią, z pierwszego małżeństwa. Poważnie? To moja córka, moja krew, moje życie. A on myśli, iż może po prostu wymazać ją z mojego serca swoimi groźbami? Wciąż nie mogę uwierzyć, iż człowiek, z którym dzieliłam lata życia, doszedł do czegoś takiego.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Krzysztof zawsze miał charakter, ale wcześniej uważałam to za siłę, a nie wadę. Był pewny siebie, zdecydowany, przyzwyczajony do tego, iż wszystko musi być po jego myśli. Gdy wzięliśmy ślub, sądziłam, iż znalazłam oparcie w partnerze, który będzie mnie wspierał i zaakceptuje moją rodzinę. Zosia była wtedy mała, miała ledwie pięć lat. Od razu polubiła Krzysztofa, ciągnęła się do niego, nazywała go „tata Krzysiem”. Byłam szczęśliwa, widząc, jak się dogadują. Ale z czasem coś się zmieniło.
Krzysztof zaczął się odsuwać od Zosi. Najpierw były to drobiazgi: przestał pytać o jej sprawy, nie interesował się, jak minął dzień w szkole, nie chciał się już z nią bawić jak dawniej. Zrzucałam to na zmęczenie – miał ciężką pracę, często zostawał po godzinach. Ale potem zaczął się irytować, gdy wspominałam o Zosi. „Za dużo czasu jej poświęcasz” – rzucił kiedyś podczas kolacji. Zamarłam. Zosia to moja córka, jak mogę nie poświęcać jej czasu? Mieszka z moją mamą, Janiną, w pobliskim Krakowie, a ja widuję ją tylko w weekendy. Te spotkania to moja odskocznia, mój sposób, by pozostać dla niej matką, mimo dzielącej nas odległości.
Potem zaczęły się ultimatum. Miesiąc temu Krzysztof usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, skrzyżował ręce i oświadczył kamiennym głosem: „Nie chcę, żebyś jeździła do Zosi co weekend. To przeszkadza naszej rodzinie.” Myślałam, iż źle usłyszałam. Jakiej rodzinie to przeszkadza? Jesteśmy tylko we dwoje, nie mamy dzieci, a Zosia jest częścią mojego życia. Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę porzucić córki, iż i tak przeszła przez rozwód rodziców, iż potrzebuje mojej miłości. Ale Krzysztof tylko machnął ręką: „Jest już duża, da sobie radę. A jeżeli nie przestaniesz, wniosę o rozwód.”
Siedziałam jak ogłuszona. Rozwód? Dlatego, iż chcę być matką dla własnego dziecka? To było tak absurdalne, iż nie wiedziałam, jak zareagować. Wtedy zrozumiałam, iż człowiek, którego uważałam za oparcie, postrzega mnie nie jako żonę, ale kogoś, kto ma podporządkować się jego zasadom. Nie chciał ograniczać moich kontaktów z Zosią – chciał kontrolować moje życie.
Przypominałam sobie inne sytuacje. Jak Krzysztof krytykował moją mamę, Janinę, iż „zbytnio rozpieszcza” Zosię. Jak krzywił się, gdy kupowałam córce upominki lub płaciłam za jej zajęcia. Jak pewnego razu powiedział, iż „przeszłość powinna zostać w przeszłości”, mając na myśli mój pierwszy związek i moją córkę. Wtedy zignorowałam te słowa, ale teraz wszystko układało się w jedną całość. On nie tylko nie akceptował Zosi – chciał, aby w ogóle jej nie było w naszym życiu.
Nie wiem, co robić. Część mnie chce spakować rzeczy i wyjść natychmiast. Nie mogę żyć z kimś, kto stawia mi takie warunki. Ale boję się. Jesteśmy z Krzysztofem razem od siedmiu lat, mamy wspólny dom, plany. Włożyłam w ten związek tyle wysiłku, tyle nadziei. A jak wytłumaczę Zosi, iż jej mama znowu jest sama? I tak pyta, dlaczego tata Krzyś już nie dzwoni i nie odwiedza. Jak powiem jej, iż chce, żebym o niej zapomniała?
Mama Janina mówi, iż powinnam bronić córki, choćby jeżeli to oznacza stratę męża. „Nigdy sobie nie wybaczysz, jeżeli wybierzesz jego, a nie Zosię” – powiedziała przez telefon. I miała rację. Zosia to nie tylko część mojej przeszłości, to moje serce, moja odpowiedzialność. Pamiętam, jak trzymałam ją na rękach, gdy się urodziła, jak po raz pierwszy się uśmiechnęła, jak uczyła się chodzić. Nie mogę jej zdradzić dla kogoś, kto widzi w niej problem.
Ale Krzysztof nie ustępuje. Kilka dni temu znów wrócił do tematu, a jego słowa brzmiały jeszcze ostrzej: „Albo wybierasz mnie, albo córkę. Nie będę żyć z kobietą, która co tydzień wraca do przeszłości.” Milczałam, bo wiedziałam, iż każda odpowiedź tylko go rozzłości. Ale w głębi duszy już podjęłam decyzję. Nie przestanę widywać się z Zosią. Nigdy. choćby jeżeli będzie to oznaczało koniec małżeństwa.
Teraz myślę, jak iść dalej. Może powinnam porozmawiać z prawnikiem, by zrozumieć, co mnie czeka w przypadku rozwodu. Albo znaleźć lepszą pracę, by być niezależna finansowo. choćby zaczęłam rozglądać się za mieszkaniem w Krakowie, by być bliżej Zosi. To przeraża, ale daje też nadzieję. Chcę, by moja córka wiedziała, iż jej mama zawsze będzie przy niej, bez względu na wszystko.
Krzysztof może sądzi, iż jego groźby zmuszą mnie do uległości. Ale się myli. Nie pozwolę, by ktoś dyktował mi, jak żyć, zwłaszcza jeżeli mam wyrzec się tego, co najcenniejsze. Wybiorę Zosię. I jeżeli oznacza to zaczynanie od nowa, jestem gotowa. Dla niej. Dla nas.
Prawdziwa miłość nie stawia warunków – jest bezwarunkowa. Żadne uczucie nie jest warte rezygnacji z własnego dziecka, bo rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim wybór serca.