Dzisiaj znów myślałam o tej całej sytuacji i muszę to w końcu wyrzucić z siebie. Mój mąż, Adam, od pół roku mieszka u swojej „ciężko chorej” matki i nie zamierza wrócić. A ja? Mam być wyrozumiała? On mi wręcz zarzuca, iż nie chcę go zrozumieć.
No cóż, może to i prawda – nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego jego matka, pani Halina, nagle zaczęła grać rolę schorowanej staruszki. Wcześniej zdarzało mu się zostawać u niej na dwa, trzy tygodnie, ale teraz to już przesada. I jeszcze te wymówki – jakbym ja była winna, iż nie rzucam wszystkiego, żeby biec na ratunek tej teatralnej niedoli.
––––––––––
Jak niby mam pomagać teściowej, która celowo rujnuje nasze małżeństwo? Przywiązuje syna do siebie najprościej, jak się da – udając bezradność. Mieszkałam z tą kobietą przez jakiś czas i wiem, co potrafi. Nigdy więcej.
Pamiętam, jak ciężko przeżyła wiadomość o naszym ślubie. Nigdy tego nie ukrywała – nie podobał jej się ten pomysł. Unikała otwartych kłótni, bo chciała, żeby Adam widział w niej tylko dobrą, kochającą matkę. Ale za to potrafiła rzucać spojrzenia, które mówiły więcej niż słowa.
Nie dałam się sprowokować, bo na szczęście nie musiałyśmy się często widywać. Mieliśmy swoje mieszkanie w Warszawie, a to jej ewidentnie nie pasowało. Trudno kontrolować syna, który wyprowadził się od mamy, i jeszcze trudniej zmusić synową, by się jej podlizywała.
Ale pani Halina wymyśliła sposób i to nie byle jaki. Postanowiła udawać chorą. Może nie pierwsza, ale na pewno skuteczna.
––––––––––
Adam, który nigdy wcześniej nie widział takich manipulacji, dał się wciągnąć. „Biedna mama” nagle miała cały katalog dolegliwości – ciśnienie skaczące jak szalone, bóle w piersiach, krzyżu, kolana strzelające jak w starym kinie, a do tego omdlenia. Gdyby lekarze ścigali się o takiego pacjenta, już dawno miałaby własną klinikę.
Początkowo myślałam, iż to przez stres. No bo jak to tak – jej jedyny syn zamieszkał z obcą kobietą! Organizm musi reagować… Ale po czasie zauważyłam pewien schemat: objawy znikały, gdy tylko Adam wychodził z domu. Wracała energia, humor, a choćby ochota na plotki z sąsiadkami. Ale gdy tylko mój mąż stawał w progu – natychmiast słabła.
Próbowałam mu to wytłumaczyć, ale oczywiście nie uwierzył. Cóż, grała perfekcyjnie. Nie zamierzałam udawać, iż w to wierzę. Spakowałam rzeczy i wróciłam do domu.
Adam wrócił po kilku dniach, oznajmiając, iż „mama już lepiej”. Pewnie, skoro ja odeszłam – to była cena jej spektaklu. Ale niedługo potem znów zaczęła chorować.
I tak w kółko. Za każdym razem, gdy pani Halina „zachorowała”, mój mężczyzna przeprowadzał się do niej. I wracał dopiero, gdy zaczynałam mówić o lekarzu. Bo wtedy cudownie zdrowiała. Adam, pewny, iż jego mamie już nic nie grozi, wracał do mnie.
––––––––––
A teraz? Minęło pół roku. Początkowo miał powód – operacja kolana, którą faktycznie przeszła dwa lata po upadku. Przez pierwszy tydzień leżała, a Adam był przy niej. Byłam choćby dumna, iż tak o nią dba.
Potem minął miesiąc… i kolejny. Pani Halina twierdziła, iż wciąż nie może stanąć na nogi. Że upada, gdy próbuje chodzić. Że ledwo zipie. Tylko iż lekarze badali ją wielokrotnie i zapewniali – operacja się udała, może chodzić, tylko bez biegania. Ale co tam lekarze? Ona wie lepiej.
W końcu postawiłam sprawę jasno: wracasz na stałe albo bierzesz swoje rzeczy i wyprowadzasz się na dobre. Adam oskarża mnie teraz o brak miłości i wyrozumiałości. Przecież nie jest u kochanki, tylko pomaga mamie!
Wszystkie koleżanki pytają, na co jeszcze czekam. Że to oczywiste, iż powinnam już podać pozew. Może mają rację. Przez ten czas wierzyłam, iż Adam w końcu się opamięta. Ale chyba nadszedł moment, gdy choćby ja straciłam nadzieję.