„Mój mąż nie wraca do domu, bo opiekuje się swoją 'chorą’ matką – zarzuca mi brak zrozumienia”

twojacena.pl 1 tydzień temu

No tak, słuchaj… Mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i nie zamierza wracać do domu. A jeszcze ma czelność mówić, iż go nie rozumiem.

Serio, pół roku u teściowej! Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to już przesada. I jeszcze ja jestem ta zła, bo niby nie chcę mu pomóc.

Ale jak mam pomóc kobiecie, która celowo niszczy nasze małżeństwo? Przywiązuje syna do siebie najprościej, jak się da – udając, iż jest bezradna. Już raz mieszkałam z tą kobietą. Nie, dziękuję, więcej tego błędu nie popełnię.

Jego matka od początku była przeciwna naszemu ślubowi z Wojtkiem. choćby nie kryła, iż jej się to nie podoba. Oczywiście nie kłóciła się otwarcie, bo chciała, żeby syn myślał, iż jest świętą matką. Ale za to non-stop mnie prowokowała i miała do mnie pretensje.

Nie dałam się wciągnąć, na szczęście nie musiałyśmy się często widywać. Mieliśmy swoje mieszkanie, w którym razem z Wojtkiem zamieszkaliśmy. A teściowa? Oczywiście wściekła, bo nie mogła kontrolować syna 24/7, a synowa nie tańczyła, jak jej zagwizdała.

No więc wymyśliła inny sposób. Nie pierwsza i nie ostatnia zresztą. Gra chorą, żeby syn biegał na każde skinienie.

Wojtek, który nigdy nie znał takich sztuczek swojej matki, dał się wciągnąć. „Biedna staruszka” miała tyle dolegliwości, iż mogłaby być na oddziale cały szpital. Wysokie ciśnienie, niskie ciśnienie, bóle w klatce, w kręgosłupie, chrupot w kolanach, omdlenia… Dopiero po czasie zrozumiałam, iż to ściema. Myślałam, iż to przez stres – w końcu jej jedyny syn wyprowadził się do innej kobiety.

Kiedy pierwszy raz „zachorowała”, a Wojtek był u niej od tygodnia, spakowałam się i pojechałam pomóc. Pierwszego dnia grała przekonująco. Ale po dwóch dniach zauważyłam, iż jak tylko mąż wychodzi, ona nagle zdrowieje. Wraca radosna, pełna energii. A jak tylko Wojtek się pojawia – znowu „umierająca”.

Powiedziałam mężowi, co widziałam. Nie uwierzył, no bo jak? Ona gra jak zawodowa aktorka. Spakowałam się i wróciłam do domu.

Mąż wrócił po paru dniach, mówiąc, iż matce już lepiej. Pewnie tak się ucieszyła, iż w końcu wyszłam, iż zapomniała o chorobie. Ale niedługo potem znowu zaczęła „cierpieć”.

Wkurzało mnie, iż za każdym razem, gdy teściowa „zachoruje”, Wojtek się do niej wprowadza. A zdrowieje dopiero, gdy sugeruję wezwać lekarza. Normalny człowiek nie może tyle chorować, to jakieś ściemnianie!

Gdy tylko słyszała, iż może przyjechać lekarz – cudownie wracała do formy. Wojtek, oczywiście, jak tylko był pewny, iż mamie nic nie grozi, wracał do mnie.

I tak ciągnie się już pół roku. Na początku miał wymówkę – teściowa miała operację kolana po upadku dwa lata temu. Lekarz kazał leżeć tydzień. Wojtek został, bo przecież trzeba pomóc. Ja nie protestowałam, to normalne.

Ale po tygodniu nie wrócił. Ani po miesiącu. Matka udawała, iż jeszcze nie może chodzić. Mówiła, iż się przewraca, ledwo żyje… A lekarze? Żaden nie znalazł niczego złego, operacja się udała, może chodzić bez kul. Tylko co oni tam wiedzą, prawda?

Postawiłam ultimatum – wraca do domu na stałe albo zabieram sprawę do sądu. A teraz on mówi, iż go nie kocham, nie rozumiem… No bo przecież nie jest u kochanki, tylko u matki, która „go potrzebuje”.

Wszystkie koleżanki pytają, na co ja jeszcze czekam, iż powinnam się rozejść. Chyba wreszcie im uwierzyłam. Bo do ostatniej chwili myślałam, iż mój mąż jednak się opamięta…

Idź do oryginalnego materiału