Młodzi Tytani. Starfire – recenzja komiksu. Intuicja czy rodzina?

popkulturowcy.pl 19 godzin temu

Family-friendly Młodzi Tytani powracają! Tym razem na tapet trafiła Gwiazdka.

Wakacyjna praca Kori Anders w ekskluzywnym klubie plażowym w Santa Monica sprawia jej wielką frajdę, ale dziewczyna nie zamierza podążać za trendami ani uczestniczyć w każdej imprezie. Woli poświęcać się swojej pasji – astronomii. Z kolei jej starsza siostra Kira jest najpopularniejszą dziewczyną w towarzystwie. Nosi najmodniejsze ubrania, ma superprzystojnego chłopaka (słynnego Tate’a Fairweathera) i bezkompromisowo podchodzi do życia, co czyni ją całkowitym przeciwieństwem Kori. Niestety Kori nie uważa, by Tate był odpowiednim partnerem dla siostry, ale nie potrafi jej przekonać, by go zostawiła. Lato staje się wyjątkowo ekscytujące, gdy wujek Tate’a, Lynch Fairweather, przewodniczący zarządu znanej firmy farmaceutycznej, zaprasza dziewczęta do udziału w badaniach klinicznych mających na celu opracowanie nowych metod leczenia zespołu Ehlersa-Danlosa. Tymczasem Kori odkrywa, iż posiada zupełnie nowe niezwykłe zdolności… i wszystko wskazuje na to, iż nie jest w tym odosobniona.

Czy Kori odzyska zaufanie siostry, nim będzie za późno? A kiedy niespodziewanie zjawia się grupa nastolatków obdarzonych specjalnymi mocami, by ostrzec ją przed groźnym stalkerem, Kori przekonuje się, iż zaufanie musi działać w obie strony!

– opis wydawcy

Młodzi Tytani. Starfire to powieść graficzna dla młodszego (13+) czytelnika, w której poznajemy losy Kori, czyli tytułowej Gwiazdki (wiem, wiem, w komiksach się tego nie tłumaczy, ale wychowałam się na kreskówce z 2003 roku i nie potrafię już inaczej jej nazywać) oraz jej siostry, Kiry. Dziewczęta znienacka odkrywają, iż mają supermoce… i natychmiast znajduje się ktoś, kto pragnie to wykorzystać. Nie je pierwsze jednak, jak się gwałtownie okazuje. Poprzedni poszkodowani odnajdują Kori, by ją ostrzec, jednak kiedy ta chce przekazać pozyskane informacje Kirze, ta kompletnie jej nie wierzy i traktuje jak wariatkę. Gorzej – sabotuje wręcz plany Kori oraz jej nowych znajomych. Kori ma więc twardy orzech do zgryzienia. Jak ma uratować kogoś, kto nie chce być uratowany?

Fot. materiały promocyjne (Egmont)

Po ostatnim komiksie o Młodych Tytanach, jaki recenzowałam, trochę obawiałam się kolejnego zawodu. W końcu skoro historia przeznaczona dla mojej własnej grupy wiekowej kompletnie mi nie podeszła, to jaka jest szansa, iż ta dla dzieci będzie lepsza? A jednak! Choć Starfire to tomik dość naiwny, to wciąż bawiłam się na nim o niebo lepiej niż przy Świecie bestii. Muszę ogarnąć, jak działa ta seria pod względem kolejności czytania i naszykować się na przyszłe tomy, bo niedługo zrobi się tu ciekawie.

Co ważne, warto doczytać ten komiks do końca, choćby jeżeli na samym początku Wam on nie podejdzie. Ja również miałam lekkie zgrzyty na starcie – szczególnie w kwestii ekspozycji w dialogach. Rozumiem, iż choroba Kori jest ważna dla historii, ale wrzucenie jej definicji z Wikipedii do rozmowy wypada potwornie drętwo. Na szczęście coś takiego zdarzyło się chyba tylko raz. Później jedynymi wybijającymi z flow historii rzeczami były dymki z przemyśleniami postaci, aczkolwiek tych również było relatywnie kilka – wraz z progresem akcji coraz mniej. Po pojawieniu się reszty Tytanów takie wewnętrzne monologi wystąpiły już chyba tylko raz.

Fot. materiały promocyjne (Egmont)

A skoro już o Tytanach mowa – większość z nich nie miała tutaj dużego pola do popisu, natomiast mimo to wydali się całkiem sympatyczni. W domyśle wszyscy są w wieku około uniwersyteckim, aczkolwiek szczerze? Gdybym miała oceniać tylko po zachowaniu, przypisałabym ich trochę gdzie indziej, tak gdzieś może do wczesnego liceum. Stawiam, iż „upupiono” ich ze względu na grupę docelową komiksu. Seria ta stawia na odbiorców 13+, którym naiwność Kori i Kiry z pewnością będzie bliższa niż mnie, ich teoretycznej rówieśniczce. Zresztą, bez niektórych irracjonalnych decyzji tej dwójki fabuła Starfire nie mogłaby iść do przodu. Tym niemniej nikt mi nie wmówi, iż dwudziestoparolatka, choćby tak specyficzna jak Gwiazdka, tak po prostu zaprosiłaby do domu zgraję ludzi z supermocami opowiadających niestworzone rzeczy, których poznała może z pół godziny wcześniej, jeżeli nie mniej. Zwłaszcza iż gdyby nie jej kumpel Vic (Cyborg), to byłaby z nimi w tymże domu całkiem sama.

Co zaskakujące, w jej własnym tomiku Starfire była dla mnie mniej interesująca niż jej siostra. Podczas gdy Kori ma taki trochę vibe „not like the other girls”, wiecznie niezrozumianej, ale sympatycznej nerdki z sąsiedztwa, Kirę wykreowano tu na „tę złą”, choć z przebłyskami. Jest wredna dla Kori, ale kiedy trzeba, potrafi stanąć w jej obronie, choćby i w roli żywej tarczy. Kiedy jednak do gry włączają się Tytani, Kira, w przeciwieństwie do siostry, nie wierzy w ani jedno ich słowo… co jest paradoksalnie całkiem logiczne, mimo iż stawia ją w roli antagonistki. W końcu czemu niby miałaby ufać jakimś obcym dzieciakom bardziej niż swojemu chłopakowi?

Fot. materiały promocyjne (Egmont)

Nie to jednak stanowi o mojej sympatii do niej – choć, nie ukrywam, rzeczywiście wolę raczej logicznie postępujące postacie. Najbardziej pociągający w tej bohaterce jest dla mnie jej dualizm i pewne emocjonalne zagubienie. Z jednej strony kocha swoją siostrę, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Z drugiej natomiast wydaje się też o nią strasznie… zazdrosna? Może wręcz zawistna? Gołym okiem widać, iż Kira ma problem z niską samooceną i próbuje radzić sobie z nim poprzez umniejszanie innym. We wszystkim musi być lepsza, żeby móc czuć się ze sobą dobrze. Nie ukrywam, iż jest to tematyka dosyć mi bliska – ale też z pewnością nie tylko mnie; mnóstwo innych młodych ludzi, zwłaszcza nastolatków, także się z tym boryka – i bardzo jestem ciekawa, jak autorka rozwinie ten wątek. Mam szczerą nadzieję, iż podejdzie ona do sprawy z odpowiednią wrażliwością i nie spłyci jej w imię szybszej fabuły.

Graficznie Starfire ma swój urok, choćby jeżeli nie wywołuje efektu łał. Jego nieco kreskówkowa oprawa jest prosta, ale estetyczna, a przede wszystkim charakterystyczna dla Gabriela Picolo i dobrze dopasowana do treści komiksu. Wszystko tutaj ładnie ze sobą współgra, dzięki czemu na całokształt komiksu zwyczajnie przyjemnie się patrzy. Zdecydowanie wolę taki styl rysunków niż kolejne generyczne superhero.

Podsumowując, Młodzi Tytani. Starfire to nieco naiwna, ale bardzo przyjemna w odbiorze historia. Choć rzeczywiście da się zauważyć, iż przeznaczono ją dla młodszego odbiorcy, to trochę starsi także powinni spędzić z nią miło czas. Mnie osobiście zainteresowała i zachęciła do nadrobienia innych tomów, jak również do zainwestowania w część kolejną. Dobrze było znów zobaczyć Młodych Tytanów w bardziej młodzieżowej odsłonie, zbliżonej do tej, którą tak pokochałam, gdy sama miałam tych niespełna trzynaście lat.


Autor: Kami Garcia, Gabriel Picolo
Tłumaczenie: Alicja Laskowska
Okładka: Gabriel Picolo
Wydawca: Egmont
Premiera: 10 września 2025 r.
Oprawa: miękka
Stron: 196
Cena katalogowa: 39,99 zł


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Egmont)

Idź do oryginalnego materiału