Miłość z wyboru: jak odważny młodzieniec zdobył serce pięknej dziewczyny

polregion.pl 2 tygodni temu

„Razem aż po horyzont”: jak dzielny wiejski chłopak podbił serce miejskiej piękności

Kuba wrócił do domu, do małej wsi pod Lublinem, po długiej nieobecności na służbie. Ciepły letni wieczór otulał znajome krajobraz, a każda ścieżka przyprawiała o łzy wzruszenia. Właśnie wtedy przyjechała Kinga – ta sama, w której Kuba był szaleńczo zakochany od dzieciaka. Przyjechała na weekend, odwiedzić rodzinę i pewnie spędzić kilka niezapomnianych dni w ciszy wiejskiego życia.

Spotkali się przy starych, rzeźbionych wrotach. Przytulenia, długie spojrzenia i ciche wyznania – nagle ogarnęło ich ciepło. Miejscowi, którzy od lat obserwowali tę młodzieńczą miłość, zaczęli szeptać: „Kuba i Kinga – to dopiero para!” Wszyscy widzieli, jak Kuba, wysoki i jasnowolsoy, patrzył z bijącym sercem na piękną Kingę, studentkę z wyrazistymi ciemnymi oczami i promiennym uśmiechem.

Ale następnego wieczoru, gdy Kinga szykowała się do powrotu do miasta, sytuacja niespodziewanie się zmieniła. Przed jej domem zatrzymał się samochód, z którego dobiegały głośne klaksony i przekleństwa. Wysiadł młody mężczyzna, którego wszyscy nazywali Tomkiem – jego gwałtowne słowa i natarczywe prośby gwałtownie przerodziły się w burzę emocji.

– Przecież i tak wracasz do miasta – próbował się uspokoić, wyciągając rękę – no to po co się męczyć, podwiozę cię…

Kinga zerwała się, zaciskając usta w stanowczym gniewie, i powiedziała głośno:

– Prosiłam cię, Tomku, żebyś tu nie przyjeżdżał! Dam sobie radę sama!

Jej głos drżał z irytacji, a Tomek, nie chcąc ustąpić, dalej domagał się uwagi. Wszystko widziała sąsiadka Zosia, a choćby Kuba, który stał z boku, jakby pogrążony w niepokojących myślach. Na chwilę odszedł, by zebrać się w sobie, a po chwili wrócił, wskakując na swój stary motor, ozdobiony wyblakłą farbą i śladami podróży.

Kinga, zauważywszy Kubę, momentalnie zarzuciła torbę na ramię, włożyła kask i usiadła za nim. Wtedy młodzieniec z miasta, który przyjechał z Lublina, uderzył w kierownicę i z ironią powiedział:

– No to teraz jasne, dlaczego taka uparta…

Kuba tylko mocniej ścisnął dłoń Kingi i delikatnie odpalił silnik, w jego oczach błyszczała determinacja. Ruszyli razem wąską wiejską drogą, pokrytą kurzem i złotym blaskiem zachodu. Każdy kilometr, w towarzystwie warkotu motoru, stawał się symbolem wspólnego pokonywania życiowych trudności.

Po drodze mijali zadbane ogródki i stare chaty, a Kuba, z marzycielskim spojrzeniem, wyznał cicho:

– Wiesz, Kinguś, marzę, żeby iść z tobą tą drogą aż po horyzont. Niech nigdy się nie kończy… Przeszedłbym ją do końca, byle tylko być przy tobie.

Kinga się uśmiechnęła, jej oczy lśniły szczęściem:

– Naprawdę? Aż po sam kraniec?

– Dokładnie tak – odparł, czule ściskając jej dłoń. – Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości, moja droga.

Tak płynęła ich miłość przez kolejne lata. Wieś się nie zmieniała – każdego ranka i wieczoru spotykali się, dzieląc marzeniami, nadziejami i małymi radościami. Czasem Kinga wracała do miasta na studia, a Kuba zostawał, ale odległość nie była w stanie przyćmić ich uczucia – każde spotkanie było pełne ciepła i tęsknoty.

Pewnego dnia, gdy Kinga wróciła po ukończeniu studiów, zauważyła, iż Kuba stał się jeszcze pewniejszy siebie, a w jego oczach była determinacja i cicha melancholia. Znowu siedzieli w altance przy jego domu, gdzie spędzali długie wieczory na rozmowach o życiu i planach. Ich słowa były przepełnione czułością i obietnicami.

Miejscowi dawno przywykli widzieć ich razem. choćby Zosia, zawsze troskliwa i mądra, mówiła, iż ich miłość to dowód, iż choćby na wsi może rozkwitnąć gorące uczucie, zdolne rozświetlić ciemność samotności.

Noc opadła na wieś, a gwiazdy zdawały się być świadkami ich marzeń. Wtedy Kuba cicho wyznał:

– Kinga, chcę, żebyśmy zawsze byli razem. Moje serce należy do ciebie na zawsze, i marzę o dniu, gdy zbudujemy dom pełen miłości.

Kinga roześmiała się ciepło i, patrząc mu w oczy, odparła:

– No to marzmy razem, naprzód, aż po horyzont. Wierzę, iż nasza miłość wszystko pokona.

Tak, pod rozgwieżdżonym niebem, stawali się jednością, zostawiając za sobą kurz wątpliwości i witając nowy świt, pełen nadziei. Ich życie toczyło się dalej, wypełnione ciszą szczęścia i chwilami, gdy choćby najdalsza droga wydawała się krótka, jeżeli szło się ją we dwoje.

Idź do oryginalnego materiału