Mieszkaniec mówi o „złodziejskim schemacie” w Katowicach. Miasto nalicza opłaty dodatkowe za parkowanie – choćby 18 tys. zł. Ludzie miesiącami nie są świadomi kar, bo powiadomienia dostają dopiero po kilku miesiącach.
Mieszkaniec, po 8 miesiącach, dowiedział się, iż dostawał opłaty dodatkowe za parkowanie. Niebotyczna kwota do zapłacenia urosła mu w Miejskim Zarządzie Ulic i Mostów, mówimy o prawie 18 tys. zł. Inny mieszkaniec nie zorientował się, iż skończył mu się okres abonamentowy, to będzie go kosztować kilka tysięcy złotych. Obaj pojawili się na sesji Rady Miasta Katowice i dosadnie odnieśli się do nowej polityki parkingowej miasta Katowice. Złożyli skargę na opłaty dodatkowe, których radni nie uznali. Miasto tłumaczyło, iż o nowych zasadach parkowania informowano z odpowiednim wyprzedzeniem.
„Zespół do spraw zbadania tej skargi oczywiście zebrał się, zapoznał się ze sprawą i, jakby, powtórzę tę samą argumentację, którą prezentowałem na komisji, drodzy Państwo, zadaniem zespołu było sprawdzenie, czy MZUiM w ramach swoich działań złamał prawo procedury. I tu, jakby, nie jesteśmy w stanie wykazać tego typu działania MZUiM-u. Wszystko odbyło się zgodnie z przyjętymi procedurami, uchwalonym przez nas tutaj prawem. Dlatego też wnioskujemy tutaj o oddalenie skargi” – tłumaczył Adam Skowron, radny Forum Samorządowego.
Wyniszczające budżety domowe kary
Jeden z mieszkańców, który ma do zapłacenia około 6 tys. zł, miał wykupiony abonament, ale nie dopilnował jego terminu ważności. System automatycznie sczytujący tablice rejestracyjne zaczął go obciążać opłatami dodatkowymi.
„Miałem abonament na parkowanie, ale zostałem wprowadzony w błąd i myślałem, iż abonament jest przez cały czas ważny. Podczas gdy termin już wygasł, a nie zostałem o tym poinformowany” – mówił na sesji. „Upomnienie otrzymałem dopiero dwa i pół miesiąca po wystawieniu pierwszego mandatu, a przecież w ustawie jest mowa o działaniu niezwłocznym. Jak z tego terminu wynika okres dwóch i pół miesiąca? Odpowiedź jest prosta. Brak terminów określających, co oznacza niezwłocznie. W praktyce to oznacza tyle, iż samochód może stać, a opłaty będą naliczane bez końca” – żalił się mieszkaniec i nazwał to „złodziejskim schematem”.
Mieszkaniec uznał, iż miasto żongluje pojęciami, mandat nazywa się opłatą dodatkową, żeby nie umieszczać za wycieraczką samochodu informacji o nałożonej opłacie, a termin „niezwłocznie”, jak się powinno informować o nałożonych opłatach dodatkowych, będzie go kosztował 6 tys. zł, innego mieszkańca 18 tys. zł, a kolejnego 14 tys. zł.
Parkował pod domem
Pan Radosław parkował samochód pod swoim domem. Teraz do zapłacenia ma kilkanaście tysięcy złotych.
„W moim przypadku na wezwanie czekałem ponad 8 miesięcy. W tym czasie kwota zdążyła narosnąć do prawie 18 tysięcy złotych. Wcześniej nie otrzymałem żadnej informacji czy powiadomienia o nieprzepisowo zaparkowanym samochodzie” – tłumaczył swoją sytuację. „Zmiana w regulaminie wprowadzająca brak obowiązku informowania zbiegła się w czasie z poszerzeniem strefy płatnego parkowania, co poskutkowało naliczeniem tak wysokich opłat. W mojej opinii kary tego rzędu za parkowanie pod swoim miejscem zamieszkania w połączeniu z brakiem informacji przez okres ponad 8 miesięcy nie idą w parze z zamysłem, iż Urząd Miasta ma działać na rzecz mieszkańców i pracować bez zbędnej zwłoki” – dodał.
Miasto skarg nie uznało, daruje kary?
Radni nie uznali skarg mieszkańców, bo Miejski Zarząd Ulic i Mostów w Katowicach działał zgodnie z obowiązującymi przepisami.
„To wszystko, co robi Miejski Zarząd Ulic i Mostów, robi zgodnie z przepisami, robi zgodnie z uchwałami i zarządzeniami Prezydenta Miasta. Te dokumenty podlegały Nadzorowi Wojewody. Te dokumenty weszły w życie. Wejście w życie nowych zasad dotyczących funkcjonowania strefy płatnego parkowania poprzedzone było szerokimi konsultacjami społecznymi” – mówił wiceprezydent Bogumił Sobula. „Kilka miesięcy przed rozpoczęciem funkcjonowania tej powiększonej strefy wszyscy mieszkańcy otrzymywali informacje dotyczące tego, jak będzie funkcjonowała. Była szeroka akcja ulotkowa w mediach. Myślę, iż stopień zaangażowania społeczności lokalnej we wprowadzanie i przygotowanie tych zmian uzasadnia tezę, iż adekwatnie en bloc mieszkańcy naszego miasta i ci, którzy tutaj przyjeżdżają z innych miast, w zdecydowanej większości wiedzieli, jakie zmiany są przygotowywane” – dodał.
Na umorzenie wierzytelności mieszkańcy mają szansę. Mogą spróbować złożyć wniosek z odpowiednią, obszerną dokumentacją, której wymaga MZUiM. Jak podkreślają urzędnicy, tutaj wchodzi dyscyplina finansów publicznych i dyrektor MZUiM nie może od tak decydować sobie o umorzeniu wierzytelności.
„Przypadki rozłożenia na raty, umorzenia w części bądź umorzenia w całości są na porządku dziennym. Doszło do sytuacji trudnej dla korzystających z tych usług. W znacznej części, z tego, co wiemy na podstawie analiz tych dokumentów, tych zaświadczeń, opisów tych sytuacji, podań, wynika to niestety z niefrasobliwości i z tego, że, no, korzystając z jakiejś usługi, zakładaliśmy, iż dostarczyciel tej usługi zrobi za nas wszystko, prawie wszystko, poza wniesieniem opłaty, ale myślę, iż będziemy stopniowo z tego wychodzili” – tłumaczył wiceprezydent Bogumił Sobula.