Pseudokibice to w Polsce, niestety, instytucja. Nie mylić ze zwyczajnymi kibicami, tymi fanatycznymi, którzy kochają swój klub, jeżdżą na każdy mecz, obwiązują się szalikami i głośno kibicują mimo zdartych gardeł. Pasjonaci potrafią tworzyć świetną atmosferę na trybunach, ale dostaje się im wizerunkowo przez pseudokibiców, którzy to wszystko koncertowo psują.
Bo kibole to po prostu chuligani, wandale, choćby przestępcy. Dobrze znamy bitewki na stadionach, słynne ustawki po meczach, z dala od policji czy strach, kiedy napotkasz na ulicy grupę wściekłych "kibiców" wyrywających ławki z przystanków, bo ich klub przegrał. Działają na granicy prawa, często ją przekraczają.
Ich historia sięga lat 70. i 80. XX wieku, ale największy rozwój nastąpił w latach 90., kiedy po transformacji ustrojowej kluby piłkarskie stały się dla wielu młodych ludzi miejscem identyfikacji i ucieczki od problemów społecznych. Dla swojego klubu byli gotowi zrobić wszystko, szalik, barwy i herb stały się najważniejszymi atrybutami.
Z czasem niektóre grupy zaczęły działać jak gangi i zajmować się handlem narkotykami, wymuszeniami czy innymi nielegalnymi interesami. Najważniejsza była lojalność, a strzegła jej przemoc. Rozwinął się patriotyzm stadionowy – kibole (a często i zwyczajni kibice) dołączają do nacjonalistycznych ruchów, biorą udział w manifestacjach politycznych i dają popis faszyzmu na transmitowanych w telewizji meczach.
Dziś mamy już monitoring na stadionach, zakazy stadionowe czy powołanie specjalnych jednostek policyjnych do walki z pseudokibicami. I jasne, jest lepiej niż dekadę temu. Mimo to problem przez cały czas istnieje, a "działalność" kiboli częściowo przeniosła się poza stadiony.
Dlatego kiedy Netflix zapowiedział serial "Kibic", widzowie spodziewali się właśnie takich klimatów: buzujący gniew, przemoc, bójki, płonące trybuny. Coś jak mocna, krwawa i bezpardonowa "Furioza", która przecież też rozgrywała się w środowisku kiboli. Polska umie przecież w mocne akcyjniaki, jak ostatnio "Prosta sprawa" czy "Idź przodem bracie".
Serial w reżyserii samego Łukasza Palkowskiego, autora "Bogów", "Najlepszego" (obu uznawanych przez widzów za jedne z najlepszych polskich filmów wszech czasów), "Rezerwatu" i "Żmijowiska", współautora "Belfra" czy "Chyłki", na podstawie scenariusza Klaudiusza Kusia, jest jednak czymś zupełnie innym niż obiecywał zwiastun.
O czym jest "Kibic"? To serial Netfliksa o polskich kibolach
Kuba (Grzegorz Palkowski, prywatnie brat Łukasza Palkowskiego) właśnie skończył 17 lat. Jest trochę zagubiony, jak to nastolatek, bo jego ojciec (Karol Pocheć), kiedyś był słynnym lokalnie kibolem "Kocurem", a dziś odcina się od dawnych znajomych. Kiedy na meczu robi się gorąco, zabiera syna i wychodzi, chociaż nie ma oporów przez kupieniem mu kufla piwa.
Kuba jest tym rozczarowany, bo ojciec był dla niego świętością, a do kibicowskiego środowiska mocno go ciągnie. Matka (Marta Żmuda Trzebiatowska w nietypowej dla siebie roli) usiłuje go ochronić, ale chłopak poznaje Zygę (Wojciech Zieliński), starego kolegę ojca, lokalnego przywódcę kiboli, a do tego gangstera. Ten nazywa go z podziwem "Młodym Kotem" i tego chłopakowi potrzeba.
Nastolatek wchodzi w szeregi Zygi jak w masło, a początkowo ekscytują go ustawki, przemoc i strach. Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy zakochuje się w Blance (Mila Jankowska). Dziewczyna ma problemy finansowe, a Kuba, żeby jej pomóc, musi sprzeciwić się swojej grupie. Wtedy na własnej skórze przekonuje się, czym jest zadawanie się z pseudokibicami i przestępcami.
Historia jest dość uniwersalna, bo takich polskich nastolatków z blokowisk, którzy szukają przynależności na trybunach, było i wciąż jest sporo, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Tylko iż "Kibic" wcale tej uniwersalności nie wykorzystuje, bo wszystko jest tutaj umowne: miasto nie ma nazwy, a klub jest zmyślony, podobnie jak jego rywale.
W kraju, w którym piłka nożna jest uwielbiana, a ruchy kibicowskie działają prężnie, to wypada po prostu głupio i komicznie. Znamy ten problem, nie trzeba zmyślać. Rozumiem ostrożność twórców, jednak w serialu o tak palącym problemie, jakim jest przestępcza działalność pseudokibiców, ten brak konkretów po prostu nie wypala i psuje cały efekt już na wejściu.
"Kibic" to nie "Furioza". Zamiast mocnego akcyjniaka mamy przypowieść z morałem
Może marketing był chybiony, albo tak bardzo polubiliśmy "Furiozę", iż spodziewaliśmy się czegoś w tych klimatach, ale "Kibic" nie jest "serialem po bandzie", nie jest choćby serialem akcji. To bardziej dramat społeczny, trochę w klimatach "Rezerwatu" Palkowskiego, ale znacznie bardziej ugładzony.
Reżyser i scenarzysta przyglądają się pseudokibicom niczym socjolodzy, punktują kolejne problemy, z których przecież dobrze zdajemy sobie sprawę: kibole idą w chuligaństwo i przestępczość przez brak perspektyw i chęć przynależności; szukają braterstwa, ale potrafią dać bratu w mordę; mają niby swój etos, ale są hipokrytami; przemoc jest najprostszym językiem, a innego po prostu nie znają, bo przekazywany jest z ojców na synów, z matki na córki.
To wszystko ładnie brzmi na papierze, ale w ogóle nie wychodzi na ekranie, bo "Kibic" staje się tanią przypowieścią z morałem, której zabrakło niuansu i przenikliwości. I to dość rozczarowującą zrealizowaną. Owszem, miasto i "stadion" są odpowiednio polskie (czytaj: ponure i zapyziałe), ale wszystko inne wypada dość papierowo i nieprawdziwie.
Nienaturalne i komiczne są dialogi, kibicowskie ustawki wyglądają momentami jak parodia, a niektóre elementy fabuły przyprawiają o krindż. "Kibic" wygląda trochę jak zabawa w kiboli, podczas gdy wspomniana "Furioza" wydawała się prawdziwa. Tam czuło się, jakby weszło się w środek piekła, a tutaj jakby aktorzy bawili się w groźnych gangusów, którzy mówią bardzo dużo brzydkich słów, co brzmi, jakby wulgarne sekwencje wymyślił ChatGPT. Nie ma w tym prawdy, iskry i "jaj".
Do tego grający Kubę Grzegorz Palkowski średnio wydaje się pasować do tej roli. Po pierwsze ma 32 lata, a gra 17-latka, po drugie jego piękna twarz jakoś nie zgrywa się z kibolskim klimatem, a po trzecie gra wszystko jednym przenikającym spojrzeniem, jednym tonem i na jedną nutę.
Oprócz tego on i Mila Jankowska nie mają chemii, przez co trudno uwierzyć nam w ich wielką młodzieńczą miłość (a nie pomaga toporny w tych fragmentach scenariusz). Bardzo fajnie ogląda się jednak resztę: Zielińskiego, Pochecia, Żmudę Trzebiatowską i Krystiana Pestę w roli kibola Mokrego.
Czy to znaczy, iż "Kibica" źle się ogląda? Nie, historia wciąga, ale to trochę wstydliwa przyjemność i momentami ciężko się nie śmiać z ekranowych absurdów.
Po Łukaszu Palkowskim, tak świetnym i znanym reżyserze, oczekiwało się jednak więcej, zwłaszcza iż temat wydawał się samograjem. Mogło być mocno, intrygująco, prowokująco, a wyszło grzecznie, nudnawo i bez życia. Szkoda.